Matka odmówiła przyjęcia zięcia: „Niech przyjedziesz tylko ty i wnuczka”
Każda kobieta marzy, by znaleźć godnego mężczyznę, zbudować silną rodzinę, urodzić dzieci i być prawdziwie szczęśliwą. Ale, jak mówi przysłowie, nie wszystkim pisane są bajkowe losy. Im mocniej kochasz, tym boleśniejsze bywa upadanie.
Alicja była pewna, iż spotkała swoją drugą połówkę. Jeszcze w liceum poznała Bartosza — przystojnego chłopaka z uśmiechem filmowego amanta. Od pierwszego wejrzenia zawrócił jej w głowie. Wspólne spacery, wyznania w świetle księżyca… Po kilku latach zostali parą.
Jej matka, Wanda, od początku nie pałała do niego sympatią. Widziała w nim lenia, człowieka bez ambicji. Ale Alicja była zaślepiona: dla niej był ideałem. Ona dostała się na studia z wysokimi wynikami, a Bartosz ledwo wkręcił się do technikum. Nauka szła mu opornie, niedługo rzucił szkołę.
„Mamo, ty nic nie rozumiesz! To prawdziwa miłość!” — powtarzała Alicja, nie chcąc słyszeć słów krytyki.
Gdy Bartosz zatrudnił się jako sprzedawca w sklepie z elektroniką, uznał to za sukces. Pieniędzy starczało ledwie na piwo i chipsy, ale jemu to wystarczało. Wandzie — nie. Próbowała przemówić córce do rozsądku, bezskutecznie.
Zakochani wzięli skromny ślub. Zamieszkali w wynajętym pokoju u znajomego Bartosza, w starej kamienicy w Łodzi. Tam, gdzie ściany mają uszy, a sąsiedzi wtrącają się w nie swoje sprawy. Ale Alicję to nie martwiło — liczyła się miłość. Bartosz pracował byle jak, a na prośby o pomoc wzruszał tylko ramionami. Coraz częściej Alicja musiała prosić matkę o pieniądze. Wanda nie odmawiała: pomagała, jak mogła — żywnością, ubraniami, choćby oszczędnościami.
Każde spotkanie z zięciem wywoływało w niej burzę. Był dla niej kimś obcym, niewłaściwym, słabym. Nie widziała w nim mężczyzny.
Gdy sytuacja stała się naprawdę trudna, Alicja poprosiła, by zamieszkać u matki na kilka miesięcy. Chcieli uzbierać na własne mieszkanie. Wanda zgodziła się niechętnie, ale gwałtownie pożałowała: Bartosz wylegiwał się na kanapie od rana do wieczora, a cała praca spadła na barki córki. Ta próbowała studiować, dorabiać zdalnie — znużona, ale uparcie broniła męża.
„On po prostu jest zmęczony…” — tłumaczyła.
Po trzech miesiącach Bartosz nie wytrzymał presji i namówił Alicję na powrót do wynajmowanego pokoju. Tam, choć ciasno, nie było kazań. Wanda odetchnęła z ulgą, martwiąc się tylko o jedno — by córka nie zaszła w ciążę.
Lecz los, jak na złość, zagrał im na nosie. Bartosz stracił pracę. Alicja zaś dostała awans, zaczęła zarabiać przyzwoicie. I niedługo okazało się — spodziewa się dziecka.
Wanda ucieszyła się na wieść, iż zostanie babcią. Ale euforia gwałtownie minęła — zięcia nie akceptowała i nie chciała widzieć. Gdy Alicja, zmęczona ciasnotą, znów poprosiła o schronienie, matka postawiła warunek:
„Tylko ty i dziecko. Bartosza nie wprowadzaj. Ani na próg.”
„Mamo, to ojciec mojego dziecka!” — wybuchnęła Alicja.
„A myślałaś o tym, kiedy za niego wychodziłaś?” — odcięła się zimno Wanda. „Niech najpierw stanie się człowiekiem.”
Alicja rozdarta była między zmęczeniem, noworodkiem, brakiem przestrzeni a dumą i urazą. Wróciła do męża do tej ciasnej izby, mając nadzieję, iż matka zmieni zdanie. ale Wanda pozostała nieugięta.
Dla niej Bartosz był intruzem, nie tym, kogo chciała widzieć przy córce i wnuczce. Ale cóż począć? Dzieci wybierają sercem, nie rozumem. Serce matki cierpiało, ale decyzji nie zmieniła.
Czas pokaże, kto miał rację. Tymczasem dwie kobiety — matka i córka — uczą się kochać na odległość, akceptując wybory, które nie zawsze pokrywają się z marzeniami.
A ty co sądzisz? Czy Wanda postąpiła słusznie? Czy może jednak powinna była przyjąć zięcia dla dobra córki i wnuczki?