Teściowa uważa moje dzieci za „nienaturalne” wnuki — bo nie jestem jej córką
Zawsze myślałam, iż miałam szczęście z mężem. I z jego rodziną też. Krzysztof był dobry, spokojny, zrównoważony. Jego mama, Halina Stanisławowa — inteligentna, kulturalna kobieta, która potrafiła zachować granice i nie wtrącała się w nie swoje sprawy. Najważniejsze, iż nigdy nie zwracała mi uwagi wprost, wszystko mówiła łagodnie, z szacunkiem. Przyjaźniłyśmy się, naprawdę. choćby w drobiazgach nie było między nami konfliktów, i naiwnie sądziłam, iż to właśnie ta „idealna teściowa”, o której opowiada się w bajkach.
Siostra męża, Kinga, mieszkała w Gdańsku, wyszła za mąż długo przed nami, ale nie spieszyła się z dziećmi. Mówiła, iż chce najpierw poużywać życia, zrobić karierę, podróżować. Dlatego pierwszymi wnukami rodziców Krzysztofa były nasze dzieci — Tomek i mała Zosia.
Teściowie nie mogli się nimi nacieszyć. Prezenty, święta, uwaga, ciepłe słowa, niezliczone zdjęcia na półkach i ścianach — wszystko to tworzyło wrażenie prawdziwej, kochającej się rodziny. choćby Zosia nazywała babcię „drugą mamą”. Cieszyłam się, iż moje dzieci mają tak ciepłą relację ze strony ojca. A Halina Stanisławowa nie raz mówiła:
— Daliście nam największe szczęście! Macie cudowne dzieci. Mam nadzieję, iż Kinga też kiedyś nas tak ucieszy.
I w końcu ten dzień nadszedł. Pod koniec zeszłego roku Kinga zadzwoniła z wiadomością, iż jest w ciąży. euforia w domu sięgała zenitu — łzy szczęścia, telefony do rodziny, dyskusje nad imieniem. choćby moja Zosia biegała po mieszkaniu, krzycząc: „Będę miała kuzynkę albo kuzyna!”.
Ale, jak to często bywa, prawdziwe pęknięcia w relacjach ujawniają się właśnie w chwilach wielkiej radości.
Wszystko zaczęło się od zwykłego spaceru w parku. Szłam z Tomkiem, karmiliśmy kaczki nad stawem. Spotkałam sąsiadkę — Irenę, z którą dawniej rozmawiałam, gdy mieszkałyśmy w starej kamienicy. Zamieniłyśmy kilka zdań, gdy nagle zapytała:
— I cóż, Kinga już urodziła?
— Nie, jeszcze czekamy. Lada dzień — odpowiedziałam z uśmiechem.
Wtedy wypaliła zdanie, które sprawiło, iż zrobiło mi się zimno w środku:
— No cóż, teraz twoja teściowa będzie miała prawdziwe wnuki. Wszystko się zmieni, wiesz o tym?
— Jak to prawdziwe? — spytałam, nie wierząc własnym uszom.
— No, przecież ty nie jesteś jej córką. To zupełnie co innego. A gdy rodzi się dziecko córki — to jest inna więź, bliższa, mocniejsza. Z czasem sama się przekonasz.
Odeszłam jak ogłuszona. To proste, niby niewinne zdanie wypaliło dziurę w moim sercu. Więc moje dzieci są „nienaturalne”? Bo urodziły się synowi, a nie córce? A jeżeli tak myślą sąsiedzi — to czy moja teściowa, taka mądra i dobra, też tak uważa?
Długo nie mogłam wyrzucić tych słów z głowy. Przypominałam sobie wszystko: jak Halina Stanisławowa trzymała Zosię na rękach, jak grała z Tomkiem w chińczyka, jak nazywała ich swoim „szczęściem”. Czy to wszystko było… nieprawdziwe? A może było, ale teraz się zmieni?
Kinga urodziła chłopca. Nazwali go Jakubem. I rzeczywiście, od tamtego dnia wiele się zmieniło. A przynajmniej zaczęłam zauważać to, czego wcześniej nie widziałam.
Zdjęcia Tomka i Zosi znikały z półek, zastępowane fotografiami Kubusia. Zapraszano nas rzadziej. W rozmowach coraz częściej słychać było: „A Kinga to…”, „A Kuba jest taki mądry…”, „Szkoda, iż Zosia i Tomek nie biorą przykładu z brata”.
Nie zazdroszczę. Nie jestem zazdrosna. Ale mnie to boli.
Bo starałam się. Bo kochałam i wierzyłam w szczerość tych relacji. Bo moje dzieci to przecież też wnuki, tak samo ukochane, tak samo z krwi i kości, choć urodzone synowi. A teraz siedzę i myślę: czy jest w tych okrutnych słowach Ireny ziarno prawdy? Czy teściowie naprawdę dzielą wnuki na „prawdziwe” i „takie sobie”?
Nie chcę kłótni. Nie chcę wyjaśnień. Ale gorycz pozostaje. Gorycz świadomości, iż miłość może mieć swoje warunki. choćby do dzieci. choćby do wnuków.
Drogie, powiedzcie: czy spotkałyście się z czymś takim? Czy wasze dzieci były traktowane inaczej? A może to tylko moje przewrażliwienie?
Być może prawdziwa miłość nie pyta o pochodzenie, ale czasem ludzkie serce ma swoje niewidoczne granice. Warto jednak pamiętać, iż każde dziecko zasługuje na miłość bezwarunkową — niezależnie od tego, czy przyszło na świat jako syn córki, czy syna.