Teściowa uważa moje dzieci za „nienormalne” wnuki – bo nie jestem jej córką

newskey24.com 1 tydzień temu

Teściowa uważa moje dzieci za „nienaturalne” wnuki — bo nie jestem jej córką

Zawsze myślałam, iż miałam szczęście do męża, a choćby do jego rodziny. Jakub był dobry, spokojny, zrównoważony. Jego mama, Krystyna Władysławowa — inteligentna, opanowana kobieta, która potrafiła zachować granice i nie wtrącać się w cudze życie. Najważniejsze — nigdy nie mówiła mi prosto w oczy, co myśli, wszystko ubierała w delikatne, pełne szacunku słowa. Przyjaźniłyśmy się, naprawdę. choćby w drobiazgach nie było między nami konfliktów, i naiwnie sądziłam, iż to właśnie ta „idealna teściowa”, o której opowiada się w baśniach.

Siostra Jakuba, Kinga, mieszkała w Gdańsku, wyszła za mąż długo przed nami, ale nie spieszyła się z dziećmi. Mówiła, iż chce żyć dla siebie, zrobić karierę, podróżować. Dlatego pierwszymi wnukami rodziców Jakuba były nasze dzieci — Wojtek i mała Zosia.

Teściowie nie posiadali się z radości. Prezenty, święta, uwaga, ciepłe słowa, niezliczone zdjęcia na półkach i ścianach — wszystko to tworzyło wrażenie prawdziwej, mocnej rodziny. choćby Zosia nazywała babcię „drugą mamą”. Byłam szczęśliwa, iż moje dzieci mają tak ciepłe relacje z ojcem. A Krystyna Władysławowa nie raz powtarzała:
— Uczyniliście nas najszczęśliwszymi! Macie takie wspaniałe dzieci. Mam nadzieję, iż Kinga też kiedyś nas tym obdaruje.

I nadszedł ten dzień. Pod koniec zeszłego roku Kinga zadzwoniła z wiadomością, iż jest w ciąży. euforia sięgała sufitu — łzy szczęścia, telefony do krewnych, dyskusje o imieniu. choćby moja Zosia biegała po mieszkaniu, krzycząc: „Wkrótce będę miała kuzynkę! Albo kuzyna!”

Ale, jak to często bywa, prawdziwe pęknięcia w relacjach ujawniają się właśnie w chwilach wielkiej radości.

Wszystko zaczęło się od zwykłego spaceru w parku. Szłam z Wojtkiem, karmiliśmy właśnie kaczki przy stawie. Natknęliśmy się na sąsiadkę — Jadwigę, z którą kiedyś rozmawiałyśmy, gdy mieszkaliśmy w starej kamienicy. Zamieniłyśmy kilka słów, gdy nagle zapytała:
— No i co, Kinga już urodziła?

— Nie, jeszcze czekamy. W każdym momencie — odpowiedziałam z uśmiechem.

I wtedy rzuciła zdanie, od którego zrobiło mi się lodowato w środku:
— No cóż, w końcu twoja teściowa doczeka się prawdziwych wnuków. Wszystko się zmieni, wiesz o tym.

— Jak to „prawdziwych”? — spytałam, nie wierząc własnym uszom.

— No, wiesz, przecież nie jesteś jej córką. To jedna rzecz. A gdy rodzi się dziecko córki — to coś innego, bliższego, ważniejszego. Z czasem sama zobaczysz.

Odeszłam z rozmowy jak we mgle. To jedno, pozornie niewinne zdanie, wypaliło dziurę w moim sercu. Więc moje dzieci są „nienaturalne”? Bo urodziły się nie z córki, a z syna? A jeżeli tak myślą sąsiedzi — czy moja teściowa, taka mądra i dobra, też tak uważa?

Długo nie mogłam pozbyć się tych myśli. Przypominałam sobie wszystko: jak Krystyna Władysławowa trzymała Zosię na rękach, jak grała z Wojtkiem w „chińczyka”, jak nazywała ich swoim „szczęściem”. Czy to wszystko było… nieprawdziwe? A może było, ale teraz się zmieni?

Kinga urodziła chłopca. Nazwali go Mateuszem. I rzeczywiście, od tamtego dnia wiele się zmieniło. A przynajmniej zaczęłam dostrzegać to, czego wcześniej nie widziałam.

Zdjęcia Wojtka i Zosi znikały z półek, a ich miejsce zajmowały fotografie Mateusza. Rzadziej zapraszano nas w gości. A w rozmowach coraz częściej słychać było: „Kinga to…”, „Mateuszek jest taki mądry…”, „Szkoda, iż Zosia i Wojtek nie biorą przykładu z brata”.

Nie jestem zazdrosna. Nie mam pretensji. Ale boli.

Bo się starałam. Bo kochałam i wierzyłam w szczerość tych relacji. Bo moje dzieci to przecież te same wnuki, ta sama krew, choć przez syna. A teraz siedzę i myślę: czy w tych okrutnych słowach Jadwigi jest choć ziarno prawdy? Czy teściowie naprawdę dzielą wnuki na „prawdziwe” i „takie sobie”?

Nie chcę kłótni. Nie chcę wyjaśnień. Ale gorycz zostaje. Gorycz uświadomienia sobie, iż miłość może mieć swoje warunki. choćby do dzieci. choćby do wnuków.

Dziewczyny, powiedzcie: czy spotkało was coś takiego? Czy wasze dzieci były w rodzinie traktowane inaczej? A może to tylko moje chore wyobrażenie?

Idź do oryginalnego materiału