Teściowa uznaje moje dzieci za “nienormalne” wnuki, ponieważ nie jestem jej córką

newsempire24.com 6 dni temu

Teściowa uważa moje dzieci za „nienaturalnych” wnuków – bo nie jestem jej córką

Zawsze myślałam, iż miałam szczęście z mężem. I z jego rodziną też. Krzysztof to dobry, spokojny i zrównoważony człowiek. Jego mama, Zofia Stanisławówna, to inteligentna, kulturalna kobieta, która potrafi zachować granice i nie wtrącać się w cudze życie. Co najważniejsze – nigdy nie krytykowała mnie wprost, wszystko mówiła delikatnie, z szacunkiem. Przyjaźniłyśmy się, naprawdę. choćby w drobiazgach nie było między nami konfliktów, i naiwnie sądziłam, iż to właśnie ta „idealna teściowa”, o której opowiadają w bajkach.

Siostra męża, Weronika, mieszkała w Krakowie, wyszła za mąż długo przed nami, ale nie spieszyła się z dziećmi. Mówiła, iż chce najpierw żyć dla siebie, zrobić karierę, podróżować. Dlatego pierwszymi wnukami rodziców Krzysztofa zostały nasze dzieci – Marek i mała Zosia.

Teściowie nie mogli się w nich nachwalić. Prezenty, święta, uwaga, ciepłe słowa, zdjęcia na półkach i ścianach – wszystko to tworzyło wrażenie pełnej, szczęśliwej rodziny. choćby Zosia nazywała babcię „drugą mamą”. Byłam szczęśliwa, iż moje dzieci mają takie ciepłe relacje z rodziną ojca. A Zofia Stanisławówna nie raz mówiła:
— Daliście nam największą radość! Macie wspaniałe dzieci. Mam nadzieję, iż Weronika też kiedyś nas uszczęśliwi.

I w końcu ten dzień nadszedł. Pod koniec zeszłego roku Weronika zadzwoniła i oznajmiła, iż jest w ciąży. euforia w domu sięgała sufitu – łzy szczęścia, telefony do rodziny, dyskusje o imieniu. choćby moja Zosia biegała po mieszkaniu, krzycząc: „Będę miała kuzynkę! Albo kuzyna!”.

Ale, jak to często bywa, prawdziwe pęknięcia w relacjach pojawiają się właśnie w chwilach wielkiej radości.

Wszystko zaczęło się od zwykłego spaceru w parku. Szedłam z Markem, karmiliśmy kaczki nad stawem. Spotkałam sąsiadkę – Jadwigę, z którą kiedyś rozmawiałam, gdy mieszkaliśmy w starej kamienicy. Zamieniłyśmy kilka słów, aż nagle zapytała:
— No i co, Weronika już urodziła?

— Jeszcze nie, lada dzień – odpowiedziałam, uśmiechając się.

I wtedy wypowiedziała słowa, od których zrobiło mi się zimno:
— No to teraz twoja teściowa będzie miała prawdziwych wnuków. Wszystko się zmieni, wiesz?

— Jak to prawdziwych? – spytałam, nie wierząc własnym uszom.

— No, przecież nie jesteś jej córką. To jedno. A gdy rodzi dziecko córki – to zupełnie co innego, bliższe, prawdziwsze. Zrozumiesz z czasem.

Odeszłam z tej rozmowy jak ogłuszona. Te proste, niby niewinne słowa wypaliły dziurę w moim sercu. Czy to znaczy, iż moje dzieci są „nienaturalne”? Bo urodziły się od syna, a nie córki? I jeżeli tak myślą sąsiedzi – to czy moja teściowa, taka mądra i dobra, też tak uważa?

Długo nie mogłam wyrzucić tych myśli z głowy. Przypominałam sobie wszystko: jak Zofia Stanisławówna trzymała na rękach Zosię, jak grała z Markiem w „piotrusia”, jak nazywała ich swoim „szczęściem”. Czy to wszystko było… nieprawdziwe? A może było, ale teraz się zmieni?

Weronika urodziła chłopca. Nazwali go Tadeuszem. I rzeczywiście, od tamtej pory wiele się zmieniło. A przynajmniej zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałam.

Zdjęcia Marka i Zosi zaczęły znikać z półek, zastępowane przez fotografie Tadzia. Rzadziej zapraszano nas w gości. W rozmowach coraz częściej słyszałam: „Weronika mówiła, że…”, „Tadzio jest taki mądry…”, „Szkoda, iż Zosia i Marek nie biorą z niego przykładu”.

Nie jestem zazdrosna. Nie rywalizuję. Ale boli mnie to.

Bo się starałam. Bo kochałam i wierzyłam w szczerość tych relacji. Bo moje dzieci to przecież te same wnuki, ta sama krew, tyle iż po synu. A teraz siedzę i myślę: czy jest w tych okrutnych słowach Jadzi ziarno prawdy? Czy teściowie naprawdę dzielą wnuki na „te prawdziwe” i „takie sobie”?

Nie chcę kłótni. Nie chcę wyjaśnień. Ale gorycz zostaje. Gorycz uświadomienia sobie, iż miłość czasem ma warunki. choćby do dzieci. choćby do wnuków.

Drogie dziewczyny, czy zdarzyło się wam coś podobnego? Czy wasze dzieci też były traktowane inaczej w rodzinach? A może to tylko moje nadwrażliwe odczucie?

Życie uczy, iż czasem choćby najbliższe więzi okazują się kruche. Prawdziwa rodzina to nie krew, ale bezwarunkowa miłość. jeżeli ktoś tego nie rozumie – to jego strata, nie nasza.

Idź do oryginalnego materiału