To my teraz zajmiemy się pierwszą wnuczką, a z młodszą kosą wasza kolej!

polregion.pl 12 godzin temu

„Wychowaliśmy waszą pierwszą wnuczkę, teraz wasza kolej z młodszą!” — powiedziałam świekrze.

Moja córka, Kinga, zmagała się z poważnymi problemami zdrowotnymi, a teraz, tuż przed drugim porodem, ja, Marianna Nowak, stoję przed wyborem, który łamie mi serce. Z mężem już od trzech lat opiekujemy się starszą wnuczką, Hanią, bo po pierwszych narodzinach Kinga ledwo przeżyła. A teraz świekra, Zofia Kowalska, która obiecywała pomoc, znów odwraca się plecami, zostawiając nas w rozpaczy. Mieszkamy w małym miasteczku pod Łodzią, a ta sytuacja rozdziera mi duszę.

Gdy Hania się urodziła, zabraliśmy ją do siebie zaraz po wyjściu ze szpitala. Kinga spędziła pół roku na oddziale, walcząc o życie, i nie mogliśmy zostawić noworodka bez opieki. Zofia Kowalska przysięgała, iż pomoże, ale przez te trzy lata jej „wsparcie” ograniczyło się do pustych obietnic. Zawsze znajdowała wymówki: to praca, to sprawy, to podróże. Gdybym nie nalegała, nie zobaczyłaby Hani wcale! Błagałam ją, by przyjechała, i tylko wtedy się pojawiała — na krótko i z miną, jakby robiła nam łaskę.

Teraz Kinga spodziewa się drugiego dziecka, a lekarze ostrzegają: problemy mogą powrócić. Po pierwszym porodzie przez pięć miesięcy leżała w szpitalu, a my cudem uratowaliśmy ją i Hanię. Prawie osiwiałam, gdy dzwonili z porodówki, pytając, kto odbierze dziecko. Kinga nie mogła choćby karmić piersią, więc mimo wieku i nadciśnienia wzięłam Hanię do siebie. Nie jesteśmy już młodzi, a w domu mam jeszcze młodszą córkę, która nie skończyła osiemnastu lat. Ale wyboru nie było — nie mogłam porzucić wnuczki.

Hania mieszka z nami, a do rodziców jeździ tylko na weekendy. To wszystkim pasuje: Kinga dochodzi do siebie, a my radzimy sobie ze starszą wnuczką. Ale z noworodkiem już nie dam rady. Nie mam sił na kolejne noce bez snu, płacz, kolki. Gdy Kinga poprosiła, byśmy wzięli drugie dziecko, poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Mam nadciśnienie, a Hania, szczególnie gdy ząbkowała, doprowadzała mnie do wyczerpania swoim krzykiem. Wtedy dzwoniłam do Zofii Kowalskiej, błagając, by zabrała wnuczkę choć na dzień. Przyjeżdżała, ale oddawała Hanię po kilku godzinach, jakby musiała przenosić góry.

Zofia Kowalska jest ode mnie osiem lat młodsza, ale zachowuje się jak dama z wyższych sfer. Zawsze zadbana, ciągle w podróży — to na wczasy, to na wycieczki. Mężczyzn nie potrzebuje, bo cieszy się wolnością. Po narodzinach Hani obiecywała pomoc, ale przez trzy lata zabrała wnuczkę tylko kilka razy, i to z mojej inicjatywy. Padałam ze zmęczenia, ciśnienie szalało, a ona oddawała Hanię z narzekaniem: „Och, jak ja się zmęczyłam!” Jakbym ja nie nosiła jej na rękach każdego dnia!

Teraz, gdy Kinga jest w trzecim trymestrze, lekarze mówią, iż może powtórzyć się scenariusz z pierwszego porodu. Jestem w panice. Nie starczy mi sił na kolejne niemowlę, a Hania już wymaga uwagi. Powiedziałam świekrze wprost: „My zajęliśmy się Hanią, teraz wasza kolej.” Ale Zofia Kowalska od razu znalazła sto wymówek: ma koty, drogie meble, rzadko bywa w domu, to praca, to wyjazdy. Po prostu nie chce się bawić w opiekę. choćby nie kryje, iż wnuki są dla niej ciężarem. Jestem zrozpaczona — co zrobić z noworodkiem? Czyżby miał trafić do domu dziecka?

Serce pęka mi z bólu. Kinga walczy o życie, a ja nie wiem, jak uratować naszą rodzinę. Zofia Kowalska żyje tylko dla siebie, a nasze problemy jej nie obchodzą. Próbowałam namówić ją, by wzięła wnuczkę choć na pół roku, ale macha ręką, jakby odpędzała natrętną muchę. Hania jest naszym światłem, ale nie mam sił przejść tej drogi jeszcze raz. Gdy myślę, iż niemowlę może zostać bez opieki, łzy dławią mnie w gardle. Świekra obiecywała być blisko, ale jej słowa to puste dźwięki. Nie wiem, jak ją przekonać, jak zmusić, by zrozumiała, iż to jej wnuczka, jej krew. jeżeli się nie opamięta, boję się, iż nasza rodzina nie udźwignie tego brzemienia — a ta myśl miażdży mnie jak kamień.

Idź do oryginalnego materiału