„To nie nasze dziecko!” – powiedziała Agnieszka. Ale życie potoczyło się inaczej.
Agnieszka stała przy kuchence, zirytowana, mieszając makaron w garnku. Jej oczy ciskały błyskawice, głos drżał od tłumionego gniewu.
„Rafał, to nie może tak trwać wiecznie!” – wybuchnęła. „Przecież to nie nasz syn! Sam pomyśl, co to za absurd?”
Rafał ciężko opadł na taboret i z rezygnacją westchnął:
„Wszystko rozumiem, Agatko… Ale co możemy zrobić? Wyrzucić go na ulicę? Przecież wiesz, mama…”
„A twoja mama, wybacz mi, jest główną winowajczynią całej sytuacji!” – ostro przerwała Agnieszka. „To przez nią teraz mamy ten problem!”
Rafał tylko pokręcił głową. Nie wiedział już, jak rozwiązać ten chaos. Wszystko zaczęło się, gdy jego siostra Weronika rozwiodła się z wiecznie nieobecnym mężem. Katarzyna, ich matka, pierwsza nalegała na rozwód – taki zięć to wstyd. Weronika, w ciąży, została sama, urodziła chłopca – Kacpra. Jej były mąż nie pojawił się ani w szpitalu, ani później.
Z początku Weronika dawała sobie radę, ale nagle „zmęczyła się”. Chciała ułożyć sobie życie. Zaczęła spotykać się z mężczyznami, a mały Kacper stał się przeszkodą. Wtedy Katarzyna „zaparkowała” wnuka u Rafała i Agnieszki – „tylko na dwa tygodnie”, toż to przecież bratanek! A oni sami jeszcze nie mieli dzieci, więc czemu nie?
Dwa tygodnie zamieniły się w trzy miesiące. Agnieszka była w szoku. Pracowała zdalnie i zostawała sama z chłopcem. Weronika odwiedzała coraz rzadziej, w pośpiechu, całowała syna w czoło i uciekała. Miała nowego partnera, poważnego biznesmena z innego miasta. On choćby nigdy nie wszedł do mieszkania – obce dzieci go nie interesowały.
Agnieszka początkowo się powstrzymywała. Kacper, choć nie jej syn, był wrażliwy i czuły. Żal jej go. Czekał pod oknem na mamę, która nigdy nie przychodziła.
Pewnego wieczoru, wykończona, usiadła w kuchni i wyszeptała:
„Rafał, on zaczyna być opryskliwy… Dziś powiedział, iż nie jestem jego matką i nie mam prawa mu rozkazywać… A ja… jestem w ciąży.”
„Co?” – zdenerwował się mąż.
„Tak, Rafał. Tego przecież chcieliśmy… Ale już nie daję rady. Będziemy mieli własne dziecko. Nie udźwignę tego sama.”
Dwa tygodnie później, gdy test pokazał jedną kreskę, Agnieszka płakała. Wszystko na próbno. Tymczasem Rafał zawiózł Kacpra z powrotem do matki, która właśnie przeszła na emeryturę. Katarzyna zapewniała, iż sobie poradzi.
Ale Kacper był już w wieku, w którym rozumiał, iż nikt na niego nie czeka. Katarzyna nie dawała rady, chłopak zaczął bić się w szkole, gorzej się uczył. Wtedy teściowa znów przyszła do Agnieszki z błaganiem:
„Agatko, on cię kocha… Tylko przy tobie jest spokojny. Proszę, niech chociaż trochę u was pomieszka…”
„A Weronika?”
„Weronika? To matka tylko na papierze. Powiedziała, iż żałuje, iż urodziła Kacpra. Jej mężowi nie jest potrzebny, sami są na krawędzi rozwodu…”
Agnieszka, zaciśniętych zębów, zgodziła się. I Kacper wrócił. Znów się uśmiechał, lepiej się uczył. Z Agnieszką rozmawiali w drodze do szkoły, żartowali, mieli swoje sekrety. Pewnego dnia przytulił ją i szepnął:
„Ty jesteś moją prawdziwą mamą. Kocham cię. I chcę mieszkać tylko z wami, z tobą i wujkiem Rafałem.”
Agnieszka rozpłakała się. Zrozumiała, jak bardzo kocha tego chłopca. Jakby od zawsze był jej synem.
Minęły lata. Weronika się rozwiódła. Kacper został z Rafałem i Agnieszką na zawsze. Dopełnili formalności adopcyjnych.
Pewnego dnia, gdy Agnieszka stała przy oknie, Kacper podbiegł i przytulił się do jej brzucha:
„Mamo, obiecaj, iż będę miał braciszka! Będę go chronić!”
I Agnieszka, wstrzymując oddech, uśmiechnęła się. Tym razem – na pewno dwie kreski. I szczęście. Prawdziwe.