To wszystko przez ciebie

twojacena.pl 5 dni temu

— To wszystko przez ciebie

— Pani Halino, tam na placu zabaw jakiś obcy mężczyzna zaczepiał waszą Zosię.

— Co znaczy „zaczepiał”? Maryna, co ty opowiadasz? Gdzie on jest? Kto to?

— Skąd mam wiedzieć! Podeszłam do niego, chciałam spytać, kim jest, a ten tylko się zerwał i uciekł, iż ledwo pięty migały.

— Nie podoba mi się to. Zosiu! Córeczyna, chodź tu do mnie!

Pięcioletnia dziewczynka z niesfornymi warkoczykami podbiegła do Haliny i rozpromieniła się uśmiechem.

— Mamo! Widziałam tam takie słodkie szczeniaczki!

Halina wpatrywała się w twarz córki, próbując zrozumieć, co się stało na placu zabawa pod jej nieobecność. Zosia wyglądała jak zawsze, ale serce matki nie dawało za wygraną.

— Gdzie je widziałaś? Kto ci je pokazywał?

Zosia spojrzała na nią zdziwiona, potem wzruszyła ramionami.

— Nikt, sama zobaczyłam. Były trzy: dwa czarne, a jeden w białe łatki. Chodź, pokażę ci.

Halina chwyciła córkę za rękę i spytała stanowczo:

— Kto do ciebie podchodził? Jakiś pan? Co ci mówił? Zaczepiał cię?

Twarz Zosi wydłużyła się jeszcze bardziej.

— Mamo, o co ci chodzi? Wargę ci drży. Żaden pan mnie nie zaczepiał, skąd ci to przyszło do głowy? Tylko podszedł miły pan i spytał, czy znam Halinę Nowak.

Serce kobiety zabiło mocniej. Kto to mógł być? Czyżby on? Kto inny interesowałby się nią, znając dokładnie jej imię i nazwisko?

— Jak wyglądał? Ten miły pan?

Ale Zosia nie zdążyła odpowiedzieć, bo telefon Haliny zadrżał w kieszeni. Dzwonił mąż, a ona nie mogła nie odebrać.

— Tak, kochanie?

Myśl o tajemniczym „mim panu”, który zagadał do jej córki, nie dawała jej spokoju. Nie zamierzała mówić mężowi o tym incydencie, a Zosi też zabroniła się zwierzać.

— Żeby tata się nie martwił — wyjaśniła, a dziewczynka nie pytała więcej.

Całą noc wierciła się w łóżku, bojąc się bezsenności. Rano wstała z okropnym bólem głowy, bez chęci do czegokolwiek. Każdy ruch wywoływał migrenę, więc postanowiła, iż ten dzień poświęci sobie.

— Może pójdziemy dziś do restauracji? — zaproponował mąż, a Halina z euforią przystała.

Drugie małżeństwo różniło się od poprzedniego. Z Marianem czuła się bezpieczna jak za kamiennym murem, a on odpłacał jej miłością i czułością.

— Świetny pomysł! — uśmiechnęła się.

Nastroj poprawiał się, ale gdy wychodzili z domu, Halina dostrzegła podejrzanie znajomą postać przy sąsiednim wejściu. Zamarła, słysząc szybkie bicie serca.

— Halka, co ty? — dobiegł z auta głos Mariana.

— Mamo, wsiadaj! Na co tak patrzysz?

Halina powoli zajęła miejsce, nie odrywając wzroku od nieznajomego. Gdy samochód ruszył, w piersi poczuła dziwny ucisk.

W restauracji nie potrafiła się zrelaksować. Gdy Marian wyszedł odebrać telefon, uwagę Haliny przykuł głos Zosi.

— Mamo, dziś znów widziałam tego miłego pana.

Halina ledwo powstrzymała okrzyk. Spojrzała na córkę i zrozumiała: ten, który sam wymazał ją ze swego życia przed laty, znów się pojawił. Myśli o nim były ciężkie jak smoła, pełna piękna i grozy naraz.

— Widziałaś go wieczorem? — spytała machinalnie, a Zosia skinęła głową.

— Tak, kiedy jechaliśmy do restauracji. Stał przy sąsiednim wejściu i patrzył na nas.

Po kolacji, która ciążyła jej jak kamień, Halina z ulgą wstała od stołu. Marian podszedł i delikatnie objął jej dłoń.

— Co się stało, Halinko? Jesteś jakaś nieswoja.

Chciała milczeć, ale nie potrafiła. Kochała męża zbyt mocno, by ukrywać przed nim prawdę.

— Marianie, Krzysztof wrócił.

Mężczyzna przystanowi, wypuścił jej dłoń i spojrzał zaniepokojony.

— Krzysztof? Dzwonił do ciebie?

— Mamo, a kto to jest Krzysztof? — wtrąciła się Zosia.

— To mój… znajomi — odparła wymijająco Halina, a potem spojrzała na męża. — Nie dzwonił. Widziałam go wczoraj i dziś koście domu. To na pewno on.

Marian nie odpowiedział. Gdy podjeżdżali pod dom, Halina wiedziała już, iż spotkanie musi nastąpić. Krzysztof stał przed drzwiami, wpatrując się w nadjeżdżające auta, aż w końcu ją zobaczył.

— Miałaś rację — powiedział Marian. — To on. Znalazł cię.

— Pozwolisz, iż z nim porozmawiam? — spytała drżącym głosem. — jeżeli nie chcesz, nie będę…

— Halinko — Marian dotknął jej dłoni. — To twój syn. Nie mogę ci zabronić z nim rozmawiać.

Halina skinęła głową, a potem spojrzała na śpiącą Zosię. Marian zrozumiał bez słów.

— Idź, a my z Zosią zrobimy kilka kółek po okolicy. Nie ma sensu jej budzić.

Halina wyszła z auta i podeszła do Krzysztofa. Patrzyła na jego twarz — minęło ponad dziesięć lat, a on zmienił się nie do poznania. W jego spojrzeniu nie było już dawnej nienawiści.

— Witaj — powiedziała pierwsza, a on ledwo skinął głową.

— Szukałem cię — odparł. — Chciałem porozmawiać. A potem dowiedziałem się, iż wyszłaś za Mariana i urodziłaś mu córkę.

Głos syna stał się twardy, i Halina zrozumiała, iż w środku wciąż był tym samym egoistą, pełnym urazy do świata.

— Przyszedłeś, żeby rzucić mi „fi”? — spytała. — Nie interesuje mnie to.

— Jestem twoim synem — odparł. — Nie zaprosisz mnie do domu? Do waszego przytulnego gniazdka?

Inna matka by się zgodziła, ale Halina znała go zbyt dobrze.

— Nie jesteś tu, żeby rozmawiać spokojnie. Po co mnie szukałeś? Dziesięć lat żyłeś bez mnie, miałeś się dobrze?

Ostatni raz rozmawiali przed laty, gdy dwójdzieszkoleni Krzysztof spakował walizkę i oświadczył, iż odchodzi. Oskarżył ją o rozbicie rodziny, o to, iż przez nią ojciec się rozpił, a dziadek dostał udaru.

— Nie chcę cię znać. Dla mnie nie żyjeszHalina odwróciła się i weszła do domu, wiedząc, iż tym razem zamknięte drzwi staną się prawdziwym końcem ich wspólnej historii.

Idź do oryginalnego materiału