Uczniowie nie podchodzą do tematu poważnie. "Pytają, czy będzie można poprawiać?"

gazeta.pl 1 godzina temu
- Coraz częściej już kilka minut po rozdaniu karteczek słyszę pytanie: "Czy będzie można poprawiać?" - mówi nasza rozmówczyni, nauczycielka matematyki, która dostrzega niepokojący trend wśród współczesnej młodzieży.Jedni uczniowie nie przepadają za nauką i traktują ją jak przykry obowiązek, drudzy mają do niej więcej cierpliwości, jakąś ciekawość świata i wewnętrzną motywację. Jednak niezależnie od podejścia, każdy z nich prędzej czy później styka się z elementem edukacji, którego nie da się ominąć, czyli sprawdzianami. Takie kartkówki mają sprawdzać wiedzę, uczyć systematyczności i pokazywać, gdzie pojawiają się braki. Coraz częściej jednak nauczyciele zauważają, iż uczniowie nie traktują ich już jak wyzwania czy naturalnego etapu nauki, ale jak coś, co w razie niepowodzenia można po prostu… poprawić.
REKLAMA






Zobacz wideo

Dzieci konsultują się ze sztuczną inteligencją. "W szkole powinny być rozmowy"



"Czy będzie można poprawiać?"Do naszej redakcji odezwała się pani Ania, nauczycielka matematyki ze szkoły podstawowej, która uczy klasy od 5 do 8. Jak sama mówi, obserwuje niepokojący trend, a dokładniej rosnący dystans i zbyt duży luz uczniów wobec obowiązków szkolnych. Jej zdaniem problem narasta z roku na rok.- Już od jakiegoś czasu zauważyłam, iż uczniowie z coraz większą swobodą podchodzą do nauki. I nie mówię tu o bieżącym przygotowaniu do lekcji, ale z tym też bywa różnie, ale o samych sprawdzianach - opowiada. - Zapowiadam je zawsze z dużym wyprzedzeniem, tak by każdy miał czas na powtórkę materiału. Na jednej z lekcji przerabiam z nimi skrót tego, co było, tłumaczę jeszcze raz trudniejsze rzeczy. A mimo to coraz częściej już kilka minut po rozdaniu karteczek słyszę pytanie: "Czy będzie można poprawiać?".Jak zaznacza nauczycielka, nie chodzi o pojedyncze przypadki, ale o coś, co staje się codziennością. -Nawet dobrze nie zaczną rozwiązywać, choćby nie zastanowią się nad pierwszym zadaniem, a już się poddają i jakby z góry zakładają, iż nie ma sensu próbować. Czasami zastanawiam się, czy to nie jest po prostu zwykłe lenistwo. Może liczą, iż na poprawie dostaną podobne zadania, więc szkoda im czasu i energii na pierwszy termin - dodaje ze smutkiem.Norma, a nie wyjątekSprawdziany poprawkowe są niemalże stare jak świat i z założenia mają być szansą dla ucznia, który np. miał słabszy dzień, chorował lub czegoś naprawdę nie zrozumiał. Ale zdaniem niektórych rodziców i pedagogów ta forma wsparcia zaczyna być traktowana zupełnie inaczej - jak oczywisty, wpisany w system element edukacji, a nie jak dodatkowa możliwość.


32-letnia pani Marta wspomina szkolne czasy. - U nas zawsze były poprawy, ale unikaliśmy ich jak ognia, bo mam wrażenie, iż zadania na poprawie były trochę trudniejsze. Zawsze wolałam przyłożyć się do pierwszego terminu, napisać dobrze i mieć z głowy - opowiada.Teraz, jako mama uczennicy, obserwuje zupełnie inne podejście młodego pokolenia. - Moja córka podchodzi do tego z większym luzem. Jak coś pójdzie gorzej, to po prostu mówi: "No trudno, poprawię". I nie ma w tym żadnego stresu. Czasami się zastanawiam, czy to dobrze, czy jednak nie uczy ich to zbyt lekkiego podchodzenia do obowiązków.A Ty, co o tym sądzisz? Masz może historię, którą chcesz się z nami podzielić? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@grupagazeta.pl. Gwarantujemy anonimowość.
Idź do oryginalnego materiału