Ukryte łzy w blasku święta

newsempire24.com 6 dni temu

**Dziennik, niedziela**

Cisnący ból starała się zagłuszyć głęboko w sobie, by nie psuć innym atmosfery. Poprawiła bluzkę na już wyraźnie zaokrąglonym brzuchu i, popychając przed sobą wózek inwalidzki z synem, otworzyła drzwi kawiarni.

To było zwykłe niedzielne spotkanie matek dzieci niepełnosprawnych w Katowicach. Organizowały je same dla siebie, bez sponsorów czy fundacji. Kawiarnia „Fasolka” specjalnie dla nich zamknęła lokal dla zwykłych gości. Właścicielka częstowała je herbatą, ciastkami i włączała karaoke. W tych chwilach z przemęczonych kobiet stawały się po prostu młodymi dziewczynami, które śmiały się, plotkowały i żartowały ze swoich codziennych trudów.

Kinga przychodziła tu zawsze, choćby gdy brakowało jej sił. To była jej oaza, miejsce, gdzie rozumiano ją bez słów. Tym razem jednak siedziała w milczeniu, nie wiedząc, jak powiedzieć przyjaciółkom, iż jest w ciąży, a mąż po prostu „wymeldował się”, twierdząc, iż nie udźwignie drugiego dziecka—zwłaszcza gdy ich syn, Kacper, ma mózgowe porażenie dziecięce. Kinga odmówiła aborcji, a po trzech miesiącach męża już nie było. Została sama, ledwo starczyło jej na benzynę, by przyjechać z synem na spotkanie.

— No, gadaj, co się stało? — przysiadła się do niej Dominika, kobieta o niesamowitej sile i urodzie, mimo zmartwień. Jej córka, Zosia, też poruszała się na wózku, ale dzięki wytrwałej miłości matki zdobywała nagrody w konkursach piosenki. Żyła pełnią życia, mimo wszystko.
Kinga miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale Dominika energicznie przerwała jej rozmyślania:
— Wszystko jasne. Zostawił cię? No to jego strata. Lepiej powiedz, jakie masz jeszcze zasoby? Co naprawdę może ci pomóc postawić dzieci na nogi?
— Nic… — wyszeptała Kinga.

— Głupoty! Bóg przecież nie zniknął, prawda? choćby w twojej sytuacji. A On pomaga przez ludzi, pamiętasz to przysłowie? No to bierz mikrofon, najpierw pośpiewamy, napijemy się herbaty, a potem w domu przemyślisz wszystko. I przeczytaj ten artykuł psycholożki Kozłowskiej o zasobach. Wyszukaj w necie. To od niej się nauczyłam. Wyjście zawsze jest, Kinga. Nie zabijaj cudu…

I tak Kinga śpiewała, śmiała się, a wolontariusze z fundacji zajmowali się Kacprem. Na drogę dostała paczkę ciastek. Po raz pierwszy od dawna nie wzdrygnęła się na dźwięk pustego mieszkania.

*Zasoby, zasoby…* Tej nocy, ułożywszy syna, usłyszała jego cichy szept: — Mamo, kocham cię. Razem damy radę. — Usiadła i zaczęła spisywać, co jeszcze ma. Pierwszy punkt: Bóg, który ją kocha. Drugi: Kacper, jej jedenastoletni syn, może i na wózku, ale z wielkim sercem i jasnym umysłem. To on będzie jej wsparciem, gdy urodzi córeczkę. Ale lista była krótka. Nie spała do rana.

Rankiem ledwo wstała, ale pójść na mszę musiała. — Panie, Panie! — powtarzała w kościele św. Józefa w Katowicach. Ksiądz proboszcz marzył o ośrodku rehabilitacyjnym dla takich dzieci. Po nabożeństwie podszedł do niej z koszem produktów, które parafianie przynosili „na wypominki”.

— To dla ciebie i Kacpra — szepnął. — Babcia Helena będzie ci donosić jedzenie po porodzie. Mieszka niedaleko, może też dzieci popilnować. Powiedz, co jeszcze możemy zrobić?

Kinga stała oszołomiona.

— Nie milcz, Kinga. Ludzie omijają cudzy smutek, bo nie wiedzą, jak pomóc. Przyjdź później, pogadamy.

I tak zrozumiała, iż dobrych ludzi jest więcej. Trzeba im tylko pokazać, jak pomóc. Musiała też przełamać dumę, prosząc znajomych, by czasem zajęli się Kacprem. Ku jej zaskoczeniu, chętnie pomagali, przynosili ubrania, jedzenie. W sercu zamiast dumy zagościła pokora i wdzięczność.

Do listy dopisała: Bóg, syn, parafia, przyjaciele.

Lęk jednak nie ustępował. Data porodu zbliżała się, a ona nie miała stałego dochodu.

Następnego dnia przyszła ogromna paczka — ubranka dla dziewczynki, wózek, pościel. Na Facebooku czekała wiadomość od Oli:

„Droga Kingo, wspólni znajomi opowiedzieli mi o twojej sytuacji. Choć to nie tragedia, tylko przejściowe trudności. Pracuję w Warszawie i mogę co miesiąc przesyłać ci 2000 zł na konto. Proszę, módl się za mnie i moją zmarłą mamę, Wandę.”

Łzy euforii polały się same.

Tego samego dnia zadzwonił do drzwi kolega z liceum, Tomek, z francuskim gościem, Antoine’em, który potrzebował przetłumaczyć dokumenty.

— Kinga, ty znasz języki! Pomóż, a on może cię odciąży finansowo.

Wieczorem, po omówieniu szczegółów, Kinga włączyła nagranie Zosi śpiewającej.

— Co niemożliwe dla ludzi, możliwe jest dla Boga. Prawda, Antoine? — powiedziała po francusku, nieświadoma, iż na lata zapewniła sobie dodatkowy dochód.

W pokoju skreśliła w notatniku wszystko oprócz jednego słowa: *Bóg*.

Bo jeżeli dał dziecko, to i na dziecko da…

Idź do oryginalnego materiału