– Jurek, no co ty wyrabiasz? Spójrz tylko – polski – pała, matematyka – dwója, a z polskiego w ogóle uciekłeś! Dlaczego się nie uczysz i ciągle wagaryzujesz? Co ja mam z tobą zrobić, ty mój niezdaro! – załamała się Bogna, przeglądając dziennik syna, ósmoklasisty.
– Nie wiem. – burknął nastolatek i odwrócił się od matki.
– Boguś, daj chłopakowi spokój! Polski, biologia… Ja też wagaryzowałem i jakoś wyszedłem na ludzi! – dobiegł z drugiego pokoju pijany głos męża, Darka, który wylegiwał się na kanapie.
– No właśnie widać jak! Żeby z synem po męsku pogadać, ale na to czasu nie masz – ty już trzeci dzień nieprzytomny! – krzyknęła Bogna.
– No i co z tego? Mam prawo! Piję za swoje! A poza tego, u Zdzicha była impreza! Jubileusz, ma się rozumieć! – odparł Darek, opadł na poduszkę i znów zapadł w błogi sen.
…Bogna urodziła się w inteligenckiej rodzinie. Rodzice nie tylko wpajali jej dobre maniery, ale także dbali o porządne wychowanie. Dziewczyna pilnie uczyła się w liceum, dostała się na prestiżowy wydział. Tylko ironią losu Bogna poznała Darka.
Poznali się na studenckiej imprezie. Bogna była na czwartym roku, a Darek skończył zawodówkę i pracował w fabryce. Od razu zwrócił uwagę przystojnym wyglądem i wyrazistymi oczami. Wyglądał na starszego, niż był. Wtedy jeszcze nie przypuszczała, jak ten człowiek zburzy jej uporządkowane życie.
Zaczęli się spotykać, a ślub wzięli tego lata, gdy Bogna zdała wszystkie egzaminy. Początkowo było nieźle, ale już wtedy drażniło ją, iż mąż nie przepuści żadnej okazji do picia. Najdłuższy choćby dzień tygodnia był dla niego pretekstem do hucznej libacji.
W końcu zrozumiała, iż popełniła błąd – kompletnie nie pasowali do siebie. Chciała rozwodu, ale los znów pokrzyżował plany – okazało się, iż jest w ciąży.
Nie miała serca usunąć dziecka. Zostawić bez ojca – też nie najlepsza opcja. Optymistka z natury, Bogna wierzyła, iż narodziny syna zmienią Darka. Ale gdy ten wpadł do szpitala pijany, zrozumiała – on się nigdy nie zmieni.
I tak się stało. Darek pił często i dużo. W domu pomagał byle jak, bo albo wychodził na kolejną imprezę z kumplami, albo odsypiał poprzednią.
Bogna nie narzekała, ciągnęła wszystko sama: ciężko pracowała, zarabiała przyzwoicie, w domu było czysto i przytulnie, a synkowi Jurkowi poświęcała uwagę. Ale im starszy był chłopak, tym bardziej upodabniał się do ojca. W sobie Bogna nie widziała w nim nic: uczył się niechętnie, od kółek i zajęć dodatkowych stronił.
Do siódmej klasy był już całkiem nie do opanowania.
– Pani Bogusławo, proszę porozmawiać z synem. Na lekcjach się wygłupia, nie słucha, a o ocenach już lepiej nie mówić… Ręce opadają… – takie uwagi regularnie słyszała od wychowawczyni.
Z każdego zebrania wracała do domu i w myślach miała pretensje do siebie, iż gdzieś zawaliła, gdzieś nie dopilnowała.
Początkowo Jurek wymawiał się, obiecywał poprawę. Ale były to puste słowa.
Skończył gimnazjum. O liceum nie było mowy. Trzeba było iść do zawodówki. Bogna z przerażeniem uświadomiła sobie, iż syn idzie dokładnie w ślady ojca. A Darek w tym czasie już był na dnie. Kobieta musiała go regularnie wyciągać z ciągów, znosić awantury i, co gorsza, iść do zakładu i prosić, żeby męża nie wyrzucali.
W szkole zawodowej Jurek też nie błyszczał: wagarował, chodził na pieczątkę, a gdy już przyszedł, to wymądrzał się i zaczepiał kolegów.
– Mamo, może rzuciłem to i poszedłem z ojcem do pracy? Zarobię kasę. – rzucił pewnego dnia.
– Synku, co ty mówisz? Jaka kasa? Trzeba mieć jakieś wykształcenie! Nie chcesz chyba żyć tak jak tata?
– No i co w tym złego? Tata sobie żyje.
– No właśnie! Co w tym złego? Czepiasz się chłopaka jak rzep psiej kity! Chce pracować, to niech pracuje! Miejsce u nas jest. – wtrącił się Darek.
Bogna jednak przekonała Jurka, by skończył szkołę. Biegała do nauczycieli, prosiła, błagała, by przymknęli oko na zachowanie syna.
Cudem ukończył szkołę i od razu zapowiedział, iż idzie do fabryki. Bogna próbowała odwieść go od tego pomysłu. Wiedziała, jak to się skończy. Zwłaszcza iż Jurek był żywym portretem Darka – i z wyglądu, i charakteru. Kobieta z przerażeniem stwierdzała, iż nie ma w nim niczego po niej. To był syn Darka, nie jej.
Mimo to, jak każda matka, wierzyła, iż syn się opamięta. Ale los znów nie był dla niej łaskawy. Spełniły się jej najgorsze obawy – Jurek dostał się na tę samą zmianę co ojciec i zaczęli pić razem.
Pewnego dnia Bogna wróciła z pracy. Ledwo weszła do przedpokoju, gdy potknęła się o coś i o mało nie upadła. Zgaszonym wzrokiem odszukała włącznik…
Na podłodze leżał nieprzytomny Jurek. Kobieta padła na kolana i zaczęła go potrząsać:
– Jurek, Jurku, co z tobą? Synku, źle ci? – już sięgała po telefon.
– Eee, mamo… Daj spokój… Zostaw mnie… – machnął ręką i znów zasnął.
Bogna poczuła odór alkoholu. Syn był wstawiony na amen. Upił się tak, iż nie dotarł choćby do łóżka. Zasnął w przedpokoju. Tak samo robił Darek, gdy był młodszy.
Przeszła dalej. W kuchni, przy stole, chrapał pijany Darek. Chciała go obudzić i urządzić awanturę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
Wzięła torbę i wyszła. Szła ulicą, nie wiedząc dokąd. Bliskich przyjaciół, u których mogłaby się wypłakać, nie miała. Dotarła do parku i usiadła na ławce. Jesień była ciepła, wokół ludzie spacerowali. Bogna patrzyła na ich uśmiechnięte twarze i nie rozumiała, czym zasłużyła sobie na taki los.
Nagle z krzaków wybiegł pies, niosąc w pysku czerwoną piłeczkę. Bogna aż podskoczyła.
– Ojej, przepraszam, prz”Niech pani nie płacze,” powiedział nieznajomy, podając jej chusteczkę, a jego pies, merdając ogonem, delikatnie położył piłeczkę u jej stóp, jakby chciał dodać otuchy.