“W tej rodzinie ciebie nie ma”
– Ty tu nie istniejesz! – głos Haliny brzmiał ostro od gniewu. – Pojmujesz? Dla tej rodziny już nie jesteś!
– Halina, uspokój się – próbował wtrącić Marek, ale żona nie pozwoliła mu dokończyć.
– Milcz! Po latach twojego milczenia myśli, iż wszystko jej wolno!
Aneta stała w progu salonu, ściskając w ręku podróżną torbę. Twarz miała bladą, usta drżały, ale wzrok pozostał dumny.
– Dobrze, mamo. Jak każesz.
– Nie nazywaj mnie mamą! – wrzasnęła Halina. – Córkę mam jedną i to nie ty!
Marek z ciężkością opadł na fotel, zakrywając twarz dłońmi. Aneta spojrzała na ojca, czekając, iż wstawi się choć słowem. ale mężczyzna milczał.
– Tato? – szepnęła cicho.
– Anetko, może bez tej ostrości? – Marek podniósł wreszcie głowę. – Rozmówmy się spokojnie.
– O czym? – Halina wyrwała zdjęcie ze stołu i cisnęła nim o podłogę. Szkło rozsypało się w drobne szczątki. – Okryła nas hańbą! Całe miasto palcami wytyka!
Aneta spojrzała na rozbitą ramkę. Ujęto na niej ich wspólną fotografię z zeszłych Świąt – szczęśliwą rodzinę z uśmiechniętymi twarzami. Teraz wydało się to okrutną drwiną.
– Mamo… Halino Andrzejewno – poprawiła się Aneta – nie jestem winna, iż tak się stało.
– Nie winna? – Matka postąpiła krok ku córce. – Romansujesz z żonatym! Niszczysz czyjąś rodzinę! Teraz i dziecko od niego nosisz!
Aneta odruchowo przycisnęła dłoń do brzucha. Termin był krótki, ale wieść rozeszła się już po naszym niewielkim Sępólnie Krajeńskim.
– Kocham go – powiedziała cichutko.
– Kochasz! – przedrzeźniała Halina. – Czterdziestokilkuletniego dziada z trójką dzieci! Co on w tobie, dziewczyno, znalazł, iż rzucił dla ciebie żonę?
Aneta zbladła jeszcze bardziej.
– On mnie kocha. Zamieszkamy razem.
– Gdzie? – zjadliwie spytała matka. – Tu? W moim domu? Sądzisz, iż tu wam pozwolę?
– Halina, dość – wtrącił się Marek. – To jednak nasza córka.
– Nasza? – żona zwróciła się ku mężowi. – Ja takich córek nie rodziłam! Chowałam jej jak własnej, na studia słałam, pracę pomogłam znaleźć. A ona? Skumała się z pierwszym lepszym!
Aneta postawiła torbę na ziemi.
– Wiktor nie jest pierwszym lepszym. Znamy się od roku.
– Ach, od roku! – podniosła ręce Halina. – Więc cały rok mnie okłamywałaś! Mówiłaś, iż praca, a sama latałaś do kochanka!
– Nie kłamałam, tylko…
– Tylko co? Tylko ukrywałaś? To też kłamstwo!
Marek podniósł się z fotela i podszedł do okna. Na dworze mżył deszcz, szare chmury zwisały nisko nad sąsiedzkimi dachami.
– Anetko – powiedział, nie odwracając się – a co ten Wiktor mówi? Czy naprawdę się rozwodzi?
– Oczywiście – odparła Aneta. – Złożył papiery do sądu.
– Złożył papiery – powtórzyła Halina. – A rodzinę już rozbił. Dzieci bez ojca zostaną.
– Oni nie mieli miłości – próbowała wyjaśnić Aneta. – Od lat żyli jak sąsiedzi. Wiktor twierdzi, iż ożenił się dla wygody, nie z miłości.
– Oczywiście iż tak mówi! – zaśmiała się matka. – Wszyscy żonaci tak gadają! Żony nie kochamy, dzieci nie chcieli, żenili się z musu! A potem, gdy nacieszą się kochanką, wracają do domów!
– Wiktor nie jest taki – uparcie oznajmiła Aneta.
– Wszyscy tacy są! – ucięła Halina. – Myślisz, iż życia nie znam? Ileż takich historii widziałam! Obiecują złote góry, a gdy tylko skrzynka opadnie po ciąży, rozmywają się jak mgła!
Aneta drgnęła.
– On wie o dziecku. I ogromnie się cieszy.
– Cieszy? To gdzież on teraz jest? Czemu z tobą nie przyszedł? Nie broni swojej ukochanej?
– On… w wyjeździe służbowym. Wróci za tydzień.
– Jak wygodnie – zauważyła zjadliwie Halina. – Wyjechał służbowo akurat, gdy prawda wyszła na jaw.
Aneta spuściła wzrok. Dziwiło ją także, iż Wiktor wyjechał właśnie tego dnia, gdy postanowiła powiedzieć rodzicom. Wysłał jedynie wiadomość, iż wyjazd zamówiono dawno i odwołać nie sposób.
– Halinko, może nie wyciągajmy zbyt rychło wniosków? – poprosił Marek. – Dajmy Anetce czas, by się rozeznała.
– Rozeznała? – Żona popatrzyła na męża jak na obłąkańca. – Ona już za nas wszystko postanowiła! Zrobiła się brzemienna z żonatym! Całe miasto wie, iż córa Marka Andrzeja Zawalnego wdaje się z cudzym mężem!
– Nie wdajemy się – cicho rzekła Aneta. – Jeszcze nie.
– Ach, jeszcze! Ale dzieciak już jest! Dziecko z nieprawego łoża! Pojmujesz, co to znaczy?
Aneta podniosła głowę.
– To znaczy, iż będę matką. I nie obchodzi mnie, co sądzą sąsiedzi.
– Ciebie nie obchod
Ania nigdy nie przypuszczała, iż ta rozmowa w kawiarni z żoną Wiktora – gorzka konfrontacja z jego kłamstwami i naiwnością własnej wiary w miłość – na zawsze oddzieli ją od rodziców i skaże na samotne macierzyństwo w obcym mieście, gdzie cichy płacz dziecka był jedynym echem własnych złudzeń.