Wakacje nad polskim morzem: sentyment lat 90.
Są rzeczy w życiu, które wydają się stałe i niezawodne. Jak to, iż schabowy smakuje najlepiej z mizerią, iż dzieci zawsze znajdą kałużę w czystych butach i iż lato nad polskim morzem może i nie zawsze gwarantuje upały, ale zawsze (naprawdę od wielu lat wierzę, iż zawsze!) daje jakiś wakacyjny klimat. Przynajmniej tak myślałam do tego roku.
Od dziecka jeździłam na wakacje nad polskie morze. Kiedyś rodzice uwielbiali Ustkę, później gdy byłam nastolatką, zaczęliśmy jeździć na Półwysep Helski. Na Helu mam swoje rytuały, swoje ulubione miejscówki, swoje zapachy – ulubioną smażalnię ryb w porcie, sklep z pysznym chlebem na zakwasie, budkę z goframi i ulubione wejście na plażę.
Kocham Półwysep Helski całym sercem. Za te niekończące się plaże, miękki piasek, który wlezie dosłownie wszędzie i te momenty, kiedy na horyzoncie leśnej ścieżki wreszcie widać granat morza i biel piasku oraz gdy dzieci pierwszy raz wchodzą do lodowatej wody z piskiem radości.
Ale w tym roku to wszystko po prostu się nie wydarzyło.
Pojechaliśmy z mężem i naszymi dwoma przedszkolakami – chłopakami pełnymi energii, którzy o siódmej rano są już w trybie "zróbmy coś szalonego". No i zrobiliśmy – pojechaliśmy nad morze w lipcu. Pełni nadziei, iż trafi nam się choć trochę słońca. Niestety, trafił nam się lipcopad.
Lato 2025 w Polsce to porażka
Lało tak, jakby niebo miało nam do powiedzenia coś bardzo dramatycznego. Wiatr targał parawanami (tymi kilkoma pojedynczymi, bo ludzi na plaży praktycznie nie było), a fale były tak wysokie, iż choćby ci, którzy morsują zimą w lodowatych jeziorach, wycofaliby się z kąpieli.
W pensjonacie, w którym stacjonujemy przez kilka ostatnich lat, znajoma pani z recepcji tylko rozkładała ręce. "Takiego sezonu to jeszcze nie było" – mówiła z westchnieniem, patrząc na puste stoliki w kawiarni przed pensjonatem.
Najpierw wykorzystałam swoją doskonałą znajomość Półwyspu i zabrałam dzieci wszędzie, gdzie tylko można w razie niepogody. Na jedyny kryty basen w okolicy, do fokarium, do kilku jeszcze innych, sprawdzonych miejsc.
Nie ukrywam, iż sporo czasu spędziliśmy też w różnych knajpkach, przez co wydaliśmy przez 3 dni więcej pieniędzy niż normalnie, będąc nad morzem i spędzając czas na plaży. I ja wiem, dzieci się nie nudzą, tylko potrzebują kreatywności. Ale kreatywność też ma swoje granice.
Po dwóch dniach malowania muszli, oglądania w hotelowym pokoju bajek i i czwartej rundzie gry w Uno i Dobble, poczułam, iż już mam powoli dosyć takich wakacji.
Z trudem udało nam się wyjść na jeden spacer po plaży – w kurtkach, czapkach i kaloszach. Przeszliśmy się wzdłuż brzegu morza od jednego wejścia na plażę do drugiego i próbowaliśmy udawać, iż to "taki wyjątkowy klimat". Chłopcy nazwali to "deszczową wyprawą". Ja nazwałam to "najgorszym urlopem nad polskim morzem od lat".
Urlop nad Bałtykiem to loteria
Po trzech dniach spakowaliśmy się i wróciliśmy do domu, bo perspektywa kolejnych dni wg. prognoz pogody wcale nie była lepsza.
W tym roku wakacje nad polskim morzem to jakaś pomyłka. Lokalne lodziarnie i smażalnie świecą pustkami, a właściciele pensjonatów zaczynają liczyć straty. W rozmowach słyszałam, iż "nawet w pandemii nie było tak źle jak teraz".
I jasne, pogoda to nie wszystko. Można grać w planszówki, budować fortece z poduszek, oglądać filmy przy dźwiękach ulewy. Ale nie po to człowiek pakuje się przez trzy dni, taszczy rowery, wózek, zapas ubrań i kremy z filtrem, żeby przez tydzień patrzeć, jak z nieba leje się... wszystko, tylko nie słoneczny żar.
Wiem, iż urlop w Polsce to loteria. I zwykle to ryzyko dodaje uroku – bo może się uda, może trafi się ten jeden tydzień upałów i cudów. Ale w tym roku los powiedział mi jasno: "Dziękujemy za udział, spróbuj za rok".
Czy wrócimy nad polskie morze? Prawdopodobnie tak, bo mam ogromny sentyment do nadbałtyckich plaż. Za rok, dwa, pięć – znowu spróbujemy, bo trudno nie kochać tych naszych pięknych plaż, sosnowych lasów i niepowtarzalnego klimatu Półwyspu.
Ale po tym sezonie jedno wiem na pewno: deszcz nad Bałtykiem potrafi skutecznie zmyć choćby największe chęci, by spędzić urlop w wyjątkowy sposób.