Wczesna Wiosna

newskey24.com 12 godzin temu

28kwietnia, sobota Wczesna wiosna

Dziś, kiedy słońce ledwo muskło chodniki w naszym małym podwórku przy ulicy Kwiatowej w Warszawie, zauważyłam nowego sąsiada. Stał na ławce przy wejściu, szary jak mgła, i trzymał w ręku laskę, którą oparł się niczym czarodziej ze starej bajki. Miał siwe włosy i twarz pełną zmarszczek, ale w oczach był żywy.

Dziadku, czy jesteś czarodziejem? zapytałam, nie kryjąc ciekawości.

Odpowiedział, iż nie, a ja poczułam lekkie rozczarowanie. Zanim się odezwałem, dodała jeszcze:

To po co ci laska? dopytałam, nie poddając się.

Potrzebuję jej do chodzenia, żeby było mi łatwiej wyjaśnił pan Wojciech Nowak, przedstawiając się.

Więc jesteś już naprawdę stary? zapytałam dalej, nie mogąc powstrzymać się od dociekania.

Według twoich kryteriów tak, staruszek, ale w moim własnym rozumowaniu nie do końca. Po prostu moja noga bolała, po ostatnim upadku złamała się. Dlatego wciąż używam laseczki.

W tym momencie podeszła moja babcia, Grażyna Kaczmarek, wzięła mnie za rękę i poprowadziła do parku. Babcia przywitała się z nowym sąsiadem, a on uśmiechnął się uprzejmie. Jednak prawdziwa przyjaźń zaczęła się już przy mnie. Zwykle wychodzę na podwórko trochę wcześniej niż babcia, by móc jej opowiedzieć o wszystkim: o pogodzie, o tym, co babcia ugotowała na obiad, i o tym, iż moja koleżanka w zeszłym tygodniu zachorowała.

Pan Wojciech zawsze podsuwał mi po jednej czekoladowej cukierce. Zawsze dziękowałam, odgrywałam kawałek, pożerałam dokładnie połowę, a drugą starannie owijam w papier i chowam do kieszeni kurtki.

Dlaczego nie zjadasz całości? Nie smakowała? pytał z uśmiechem.

Bardzo pyszna, ale muszę podzielić się z babcią odpowiedziałam.

Był poruszony i następnym razem przyniósł dwie cukierki. Znowu wzięłam po pół i schowałam resztę.

A teraz komu oszczędzasz? dopytał, zdumiony moją skromnością.

Mogę dać też mamie i tacie. Oczywiście mogą sobie kupić, ale zawsze się cieszą, gdy coś im podaruję wyjaśniłam.

Rozumiem, macie naprawdę zgraną rodzinę zauważył pan Nowak. Masz dobre serce, dziewczynko.

I babci także, bo ona kocha wszystkich zaczęłam, ale babcia już wyciągnęła mi rękę, wychodząc z klatki.

Dziękujemy, Wojciechu, za słodycze, ale nie powinniśmy jeść za dużo powiedziała, uśmiechając się. Przepraszam

A co mogę zrobić? Co wam podać? zapytał, niepewnie.

Nic nie potrzebujemy, dziękujemy. odpowiedziała babcia.

Nie mogę tak odejść, naprawdę chciałbym was poczęstować. Chcę budować dobre sąsiedzkie relacje podkreślił, szeroko się uśmiechając.

Przejdźmy więc na orzechy. Będziemy je jeść tylko w domu, rękami czystymi. Dobrze? zasugerowała babcia, zwracając się zarówno do mnie, jak i do niego.

Zgodziłyśmy się kiwając głowami. Kiedy kolejny raz spotkałyśmy się w parku, babcia znalazła w mojej kieszeni kilka włoskich orzechów albo laskowych.

Hej, wiewiórko, nosisz orzeszki. Wiesz, iż to teraz drogi przyjemność, a nasz pan potrzebuje leków, bo trochę kuleje? zaśmiała się babcia.

Nie, nie jest już taki stary i nie jest kulejący. Jego noga już się leczy broniłam go, dodając, iż chce jeszcze w zimie pojeździć na nartach.

Na narty? zdziwiła się babcia. No więc świetnie.

Czy mogłabyś kupić mi narty, proszę? poprosiłam z nadzieją. Chciałabym pojeździć razem z panem Wojciechem, obiecał, iż mnie nauczy.

Podczas jednej z naszych przechadzek babcia zauważyła, iż pan Nowak już chodzi po alei bez laski.

Dziadku, ja też mogę iść z tobą! podbiegłam, krocząc energicznie obok niego.

Poczekajcie na mnie! wołała babcia, goniąc nas.

Zaczęliśmy więc spacerować we trójkę. Babcia niedługo przyzwyczaiła się do tego tempa, a dla mnie stało się to po prostu wesołą zabawą. Miałam energię, której mogłaby pozazdrościć każda starsza osoba: biegłam, tańczyłam na ścieżce, wskakiwałam na ławkę, spotykając babcię z sąsiadem, po czym znów biegłam obok nich, dając rozkazy:

Jeden, dwa, trzy, cztery! Trzymaj szybciej krok, patrz przed siebie!

Po spacerze babcia i pan Nowak usiedli na ławce, a ja bawiłam się z koleżankami, wciąż przyjmując małe orzeszki od pana Wojciecha przed rozstaniem.

Rozpieszczacie ją za dużo zadrwiła babcia. Zostawmy tę tradycję na święta, proszę.

Pan Wojciech opowiedział babci, iż został wdowcem pięć lat temu i dopiero teraz zdecydował się podzielić swoją trzy-pokojową kawalerką na dwie: jedną, w której sam się wprowadził, i dwupokojowe mieszkanie dla syna.

Lubię to, choć nie jestem wielkim towarzyszem, ale przy sąsiadzie zawsze dobrze mieć kogoś obok przyznał.

Dwa dni później pod nasz dom zapukał pan Nowak z tacą pełną domowych ciast. Przy wejściu stanęły ja i babcia.

Chcemy was poczęstować przywitała się Grażyna.

Macie czajnik? zapytałam z ekscytacją.

Oczywiście, proszę bardzo! otworzył drzwi pan Wojciech.

Wspólnie wypiliśmy herbatę, a ja z zainteresowaniem oglądałam jego półki z książkami i obrazy w ramkach. Babcia patrzyła, jak patrzę z zachwytem, a pan cierpliwie wyjaśniał każdą ilustrację.

Moje wnuki już daleko… studiują. Tęsknię dodał.

A twoja babcia wciąż młoda! zaśmiała się babcia.

Podarował mi ołówek i kartkę.

Dopiero dwa lata na emeryturze i nie mam czasu w nudę podkreśliła Grażyna, wskazując na mnie, a jednocześnie wspominała, iż ich córka spodziewa się drugiego dziecka. Cieszyło nas, iż mieszkamy w sąsiednich blokach.

Lato minęło w rozmowach i zabawach, a zima przyniosła narty, które babcia obiecała mi kupić. Troje z nas trenowało na przygotowanej w parku trasie, a pan Nowak i babcia stali się tak bliscy, iż chodziliśmy praktycznie razem. Nie uczęszczałam do przedszkola, więc najczęściej byłam z babcią. Codziennie spotykaliśmy się, aż pewnego dnia pan Wojciech wyjechał do rodziny w Warszawie, do stolicy.

Tęskniłam za nim i pytałam babci, kiedy wróci.

Wyjechał na dłużej. Mówi, iż będzie miesiąc w gościnie, bo miał trochę wolnego. Pilnujemy jego mieszkania, bo przyjaźnimy się wytłumaczyła.

Babcia i ja czekałyśmy na jego powrót. Po tygodniu zaczęło nam brakować sąsiada. Wychodząc na osiedlową ławkę, patrzyłyśmy, iż jest pusta.

Ósmy dzień babcia wychodziła z klatki, spiesząc się do mnie, gdy nagle zobaczyła pana Wojciecha stojącego pod swoją ulubioną ławką.

Witaj, drogi sąsiedzie ucieszyła się, nie spodziewając się tak szybkiego powrotu. Mówiłeś, iż zostaniesz dłużej!

Ha! Zmęczył mnie hałas w stolicy. Praca wciąga wszystkich, a ja nie mógł czekać, aż wszyscy wrócą. Myślałem o was, jak o rodzinie odpowiedział, machnął ręką.

Dziadku, co dałeś wnukom? Cukierki? zapytałam.

Śmiali się dorośli.

Nie, kochanie cukierki są już niezdrowe. Dają pieniądze, niech uczą się, rozwijają umysł przyznał, iż podarował im kieszonkową.

Babcia uśmiechnęła się, mówiąc, iż cieszy się, iż wrócił w całości. Ja przytuliłam go mocno, aż po raz ostatni poczułam, jak serce mi przyspiesza.

Mamy dziś dużo naleśników z różnymi nadzieniami, nie gorszych od ciast. Chodźmy wypić herbatę i opowiedz, co słychać w Warszawie zaproponowała babcia.

Co to za Warszawa? Piękne miasto, pełne życia. Przyniosłem wam drobne upominki powiedział, biorąc babcię za rękę, a mnie za rękę, kiedy pierwsze wiosenne deszcze zaczęły przerywać nasz spacer. Przerwał się odwilż, nieprzewidywalny, wczesny.

Dlaczego tak się rozgrzało? zapytał, patrząc na babcię.

Bo wiosna już blisko! odparła ja. Niedługo Dzień Kobiet, babcia będzie szykować stół i zapraszać gości, w tym i ciebie, Dziadka.

Och, kocham was, drogie sąsiadki powiedział, wchodząc po schodach.

Po naleśnikach otrzymaliśmy małe upominki: ja dostałam kolorową, manualnie malowaną matrioszkę, a babcia srebrną broszkę. Znowu ruszyliśmy na naszą znaną trasę w parku, którą pan Nowaczyk nazywał naszą ścieżką. Śnieg stopniał, jak gąbka woda, odsłaniając chodniki. Skakałam po mokrych kamieniach, rozgrzana słonecznym powietrzem:

Babciu, dziadku, gonicie mnie! Jeden, dwa, trzy, cztery! Trzymajcie mocny krok, patrzcie przed siebie!

Idź do oryginalnego materiału