Pamiętam, iż dawno, w wczesną wiosnę, mała Jagódka, czteroletnia dziewczynka, spostrzegła nowego sąsiada, który właśnie pojawił się na podwórku. Był to siwy emeryt, siedzący na ławce przy drodze. W ręku trzymał laskę, przy której opierał się jak czarodziej z bajki.
Jagódka od razu zapytała:
Dziadku, czy pan jest czarodziejem?
Kiedy usłyszała negatywną odpowiedź, nieco się zawróciła.
To po co ta laska? dopytała.
Potrzebuję jej do chodzenia, żeby było lżej dodał mężczyzna, przedstawiając się jako Stanisław Kowalski.
To pan już bardzo stary? ponowiła interesująca Jagódka.
Według twoich miar stary, a według moich jeszcze nie tak bardzo. Po prostu boli mnie noga, niedawno ją złamałem po niezdarnym upadku, więc na razie poruszam się z laską.
W tym momencie wyszła babcia dziewczynki, Zofia Nowak, i chwyciwszy Jagódkę za rękę, poprowadziła ją do parku. Zofia przywitała nowego sąsiada, który uśmiechnął się uprzejmie. Jednak prawdziwa przyjaźń szesnastoletniego mężczyzny zawiązała się z Jagódką. Dziewczynka, czekając na babcię, często wychodziła na podwórko nieco wcześniej i potrafiła opowiedzieć starszemu przyjacielowi wszystkie nowinki: o pogodzie, o tym, co babcia ugotowała na obiad, i o tym, czym chorowała jej koleżanka tydzień temu.
Stanisław nieustannie obdarowywał małą sąsiadkę dobrą, czekoladową cukierką. Z każdym razem Jagódka podziękowała, odgryzła dokładnie połowę, a drugą część starannie zawinęła w folię i schowała do kieszeni kurtki.
Dlaczego nie zjesz wszystkiego? Czy ci się nie podoba? pytał Stanisław.
Bardzo smaczna, ale muszę podzielić się z babcią odpowiedziała dziewczynka.
Emeryt był wzruszony i następnym razem podsunął jej dwie cukierki. Jagódka znowu odgryzła połówkę i schowała resztę.
A teraz komu oszczędzasz? zapytał, zdumiony skromnością dziecka.
Teraz mogę dać je mamie i tacie. Choć i tak sami kupią sobie coś słodkiego, ale ucieszy ich, gdy je podzielę wyjaśniła Jagódka.
Rozumiem. Wy macie naprawdę przyjazną rodzinę zauważył sąsiad. Masz szczęście, dziewczynko, i wielkie serce.
A i moja babcia ma serce na dłoni, bo kocha wszystkich zaczęła opowiadać, ale babcia już wyszła z klatki i podała rękę wnuczce.
Ach, panie Stanisławie, dziękujemy za poczęstunek, ale nie powinniśmy jeść słodyczy. Proszę wybaczyć
Co mam zrobić? Nie wiem, co wam podać zapytał.
W domu mamy wszystko Dziękujemy, nic nie potrzebujemy uśmiechnęła się Zofia.
Nie mogę tak odejść. Chciałbym was jeszcze obdarzyć. Poza tym dbam o dobre stosunki sąsiedzkie i nie ukrywam tego odparł z uśmiechem.
Przejdziemy więc na orzechy. Będziemy je jeść w domu, czystymi rękami. Dobrze? dodała babcia, zwracając się zarówno do sąsiada, jak i wnuczki.
Jagódka i Stanisław skinęli głową, a przy kolejnej wizycie Zofia znalazła w kieszeniach dziewczynki kilka orzechów włoskich lub laskowych.
O, mój mały wiewiórze, nosisz orzeszki. Wiesz, iż to dziś już kosztowny przywilej, a staruszkowi potrzebne leki, bo jest kulawy? rzekła babcia.
Ale on nie jest naprawdę stary ani kulawy. Jego noga się już goi wtrąciła się Jagódka, broniąc przyjaciela. A on chce jeszcze przed zimą wstać na narty.
Na narty? zdziwiła się Zofia. No cóż, to świetnie.
Czy kupisz mi narty, proszę? poprosiła Jagódka. Chcę jeździć razem ze Stanisławem, bo obiecał mnie nauczyć.
Podczas spaceru po parku Zofia zauważyła sąsiada, który już bez laski chodził po alei.
Dziadku, teraz i ja z tobą! doganiała go Jagódka energicznym krokiem.
Poczekaj, chwileczkę, nas! przyspieszyła babcia, goniąc wnuczkę.
Tak troje zaczęło codziennie spacerować razem, a Zofii spodobało się towarzyskie chodzenie, a dla Jagódki stało się zabawą. Miała energię, której można by pozazdrościć: biegła, tańczyła przed starszymi na ścieżce, wspinała się na ławkę, spotykając babcię z sąsiadem, a potem znów szła obok, rozkazując:
Jeden, dwa, trzy, cztery! Stopy mocniej, patrz przed siebie!
Po spacerze babcia i sąsiad zasiadali na ławce przy podwórzu, a Jagódka bawiła się z koleżankami, zawsze przyjmując od Stanisława małe orzeszki przed rozstaniem.
Rozpieszczacie ją wstydziła się Zofia zostawmy tę tradycję na święta, proszę.
Stanisław opowiadał Zofii, iż został wdowcem pięć lat temu i dopiero teraz zdecydował się wymienić trzy pokojowe mieszkanie na dwa: jednopokojowe, do którego sam się wprowadził, i dwupokojowe dla rodziny syna.
Lubię tę ciszę. Nie jestem zbyt towarzyski, ale towarzystwo sąsiadów przydaje się zwłaszcza przy drobnych sprawach.
Po dwóch dniach pod ich drzwi zapukała Jagódka z Zofią, niosąc talerz pierogów.
Chcemy was poczęstować przywitała Zofia.
Czy macie czajnik? zapytała Jagódka.
Oczywiście, proszę bardzo! otworzył drzwi Stanisław.
Wspólny herbata rozgrzewała wszystkich, a potem Jagódka z zaciekawieniem oglądała bibliotekę i kolekcję obrazów sąsiada, a Zofia obserwowała, jak z cierpliwością Stanisław opowiada jej o każdym dziele.
Moi wnukowie już daleko studenci. Tęsknię dodał. A twoja babcia jeszcze młoda!
Pocałował dziewczynkę, podał jej ołówek i kartkę.
Pracuję dopiero od dwóch lat na emeryturze, więc nie mam czasu w nudę zauważyła Zofia, spoglądając na wnuczkę a córka już czeka drugie dziecko. To szczęście, iż mieszkamy w sąsiednich kamienicach.
Lato upłynęło w rozmowach i wspólnych spotkaniach, a zimą Zofia, zgodnie z obietnicą, kupiła Jagódce narty i troje zaczęło trenować na parkowej trasie, która zimą zawsze była starannie odśnieżona.
Stanisław i Zofia stali się tak blisko, iż spacerowali wyłącznie we trójkę. Jagódka, nie chodząc do przedszkola, prawie cały czas była przy babci. Troje spotykało się codziennie, aż pewnego dnia Stanisław wyjechał w odwiedziny do rodziny w stolicy, do Warszawy.
Jagódka tęskniła i nieustannie pytała babcię, kiedy wróci.
Pojechał na dłużej. Powiedział, iż zostanie miesiąc, bo musiał załatwić sprawy w mieście. My pilnujemy jego mieszkania, bo przyjaźń nas łączy wyjaśniła Zofia. Zofia i Jagódka przyzwyczaiły się do obecności uważnego sąsiada, cieszyły się jego wizytami, uśmiechem i dobrym humorem. Stanisław pomagał im w drobnych naprawach: przytwierdził wtyczkę do ściany, wymienił przepalony żar w lampie.
Po tygodniu brakowało im przyjaciela. Stojący pusty ławkę obserwowali, czekając, aż pojawi się ich sąsiad.
Osiem dni później Zofia wyszła z klatki, spiesząc się do wnuczki, i zobaczyła Stanisława na swoim stałym miejscu.
Witaj, drogi sąsiedzie zachwyciła się nie spodziewałam się tak szybko! Mówiłeś, iż zostaniesz dłużej?
Ech, hałaśliwe miasto zmęczyło mnie. Wszyscy w pracy, a ja nie chcę czekać do wieczora sam. Popatrzyłem na was, pogadałem i przywitałem się, bo już tęsknię, jakbyście byli moją rodziną
Dziadku, co dałeś swoim wnukom? Cukierki? zapytała Jagódka.
Dorośli roześmiali się.
Nie, kochana Cukierki im też nie służą. Są już dorośli, więc dałem im pieniądze. Niech uczą się, niech zdobywają doświadczenie przyznał Stanisław.
Cieszę się, iż tak gwałtownie wróciłeś, serce wróciło na miejsce. Wszystko u nas w domu dodała Zofia.
Jagódka przytuliła sąsiada, wzruszając go do łez.
Dziś mamy mnóstwo naleśników z różnymi nadzieniami. Nie są gorsze od pierogów, są delikatne i niskotłuszczowe. Chodźmy na herbatę, opowiesz nam, co słychać w Warszawie zaprosiła Zofia.
Co tam w Warszawie? To piękne miasto odpowiedział, trzymając Zofię za rękę, a Jagódkę za rękę, i ruszyli do domu, kiedy pierwsze wiosenne deszcze przyniosły nieoczekiwaną odmrożoną przymrozkę.
Dlaczego tak dziś cieplej? zapytał, patrząc na Zofię.
Bo niedługo wiosna! odparła dziewczynka niedługo Dzień Kobiet, babcia rozstawi stół i zaprosi gości, w tym i ciebie, dziadku.
O, kocham was, kochane sąsiadki powiedział, wchodząc po schodach.
Po naleśnikach rozdano drobne upominki: Jagódce piękna, manualnie malowana drewniana matrioszka, a Zofii srebrna broszka. Troje znów wyruszyło na swoją znaną, utartą trasę w parku. Śnieg zmiękł, pod stopami było mokro, a aleje odsłoniły się. Jagódka skakała po suszących się płytkach, ciesząc się ciepłym powietrzem:
Babciu, dziadku, gonić mnie! Jeden, dwa, trzy, cztery! Stopy mocniej, patrz przed siebie!
















