Ściana telefonów
Kilka dni temu u córki w przedszkolu odbył się Dzień Rodziny: takie połączenie Dnia Mamy, Taty i Dziecka. Dzieciaki przygotowały występy, a później miał być rodzinny piknik w przedszkolnym ogrodzie. W trakcie przedstawienia siedziałam na małym krzesełku w sali mojego dziecka, nogi pod brodą, jak to w przedszkolu. Dzieci wystrojone, przejęte, z serduszkami wyciętymi z kartonu w rękach.
Siedziałam w tej sali razem z innymi rodzicami, patrzyłam na dzieci, które dzielnie recytowały wierszyki, śpiewały piosenki, machały do nas z uśmiechem. Ale co widziały one? Nie twarze swoich rodziców, nie nasze spojrzenia pełne dumy i czułości. One widziały ścianę telefonów. Jedna pani stała z telefonem tak wysoko, iż przysłaniała widok innym. Inna próbowała nagrywać dwoje dzieci jednocześnie – dla siebie i koleżanki. Ktoś przesuwał się po sali, żeby "złapać lepsze ujęcie".
Później w czasie części piknikowej było podobnie. Matki z telefonami nagrywające dzieci grające w piłkę. Sesja z rabatką naszej grupy, a potem ujęcia z bańkami mydlanymi, które dziewczynki puszczały, równocześnie wyginając się do telefonów swoich mam. Moje dziecko później powiedziało mi, iż bardzo się denerwowało podczas występów w sali. Bo zamiast widzieć moją buzię i uśmiech, widziało tylko telefony innych rodziców.
Patrzyło i nie wiedziało, czy się uśmiecham, czy jestem z niego dumna. I zrobiło mi się tak strasznie przykro. Przecież to miała być jej chwila. Czas tylko dla nas. A ja – choć akurat nie nagrywałam – byłam jedną z niewielu, która starała się córkę wyłapać wzrokiem i dać jej wsparcie swoim uśmiechem. I czułam, iż i tak dałam jej go za mało, skoro tak bardzo przeszkadzały jej telefony innych rodziców.
Rodzice, skupcie się na byciu z dziećmi
Najgorsze, iż to nie pierwszy raz. Na jasełkach było to samo. Na zakończeniu roku – dokładnie tak samo. No i dodatkowo przecież nauczycielka zawsze mówi, iż ona zrobi zdjęcia i potem je wyśle rodzicom. I zawsze to robi, zaraz po występach mamy je wszystkie na grupie na messengerze. Mimo tego rodzice i tak robią swoje. Bo "muszą mieć pamiątkę", "Trzeba dziadkom wysłać".
A może ta pamiątka ważniejsza byłaby w sercu dziecka niż w rolce na Instagramie? Może wystarczyłoby przez te kilka minut patrzeć, cieszyć się chwilą i być naprawdę obecnym? Nie piszę tego, żeby kogoś oceniać. Sama kiedyś wyciągałam telefon i nagrywałam. Ale coraz bardziej czuję, iż to droga, która zabiera coś naszym dzieciom. Bo one potrzebują naszej uwagi teraz, nie później, gdy pokażemy im filmik.
Potrzebują kontaktu, spojrzenia, poklepania po pleckach, uśmiechu, łez wzruszenia, a nie czarnego obiektywu, który patrzy na nie bez emocji. Może warto się zatrzymać. Po prostu usiąść, odłożyć telefon i być. Patrzeć, a nie nagrywać. Czuć, a nie dokumentować. Zostawić te chwile w sercu, nie tylko w chmurze na komputerze.