Dom trzęsie się codziennie od kłótni nie między mną a mężem, ale przez mojego zięcia. Ten człowiek, którego poślubiła moja córka, to istny król nierobów. Od ponad roku nie pracuje na stałe, łapiąc się dorywczych fuch, a resztę czasu spędza, leżąc jak król na kanapie. Moja córka dźwiga na sobie cały ciężar utrzymania rodziny, wychowując bliźniaki, będąc na urlopie macierzyńskim. A on? Po prostu istnieje.
Oczywiście, moja córka nie może pracować na pełen etat bliźniaki wymagają ciągłej opieki. Zaoferowałam pomoc, ale pod jednym warunkiem. Tak, twardym i jasnym: nie dam ani grosza, dopóki nie rozwiedzie się z tym darmozjadem. Pomagać jej to w pewnym sensie utrzymywać i jego. A ja nie zamierzam finansować czyjegoś lenistwa.
Od początku nie znosiłam Artura. Miałam nadzieję, iż to minie, iż się opamięta. Ale niestety wzięli ślub. Młodość, miłość, złudzenia wszystko to zamąciło jej rozum. A teraz my musimy zbierać żniwo ich decyzji.
Z mężem oddaliśmy im mieszkanie po babci. Wcześniej je wynajmowaliśmy, to była nasza jedyna dodatkowa pensja na emeryturze. Ale młodzi nie mieli za co płacić czynszu, więc ustąpiliśmy. Poprosiłam tylko o lekkie remonty, żeby dzieciom było wygodnie.
I wtedy Artur pokazał, kim jest naprawdę:
Nie będę się tym zajmował. Nie jestem hydraulikiem, jestem intelektualistą. Niech robią to fachowcy.
Ale za jakie pieniądze, pytam? choćby nie zarobił na śrubokręt. Umie tylko filozofować i narzekać na pecha. Praca wieczorami? Nie. Weekendy? Trzeba odpocząć. Przywykł, iż wszystko mu się należy.
Kiedy powiedziałam mu wprost, iż jest nierobem, obraził się. Pani mnie nie rozumie. A moja córka? Zamiast choć trochę mnie wesprzeć, rzuciła:
Przez panią znowu się pokłóciliśmy. Po co się pani wtrąca?
Postanowiłam się zdystansować. Ale powiedziałam jej wyraźnie: sama wpadła w tę sytuację, niech teraz sobie radzi. Niech nie wyciąga ręki po pomoc. Ale gdy dowiedziałam się, iż jest w ciąży z bliźniakami, serce mi pękło. Myślałam, iż Artur się ogarnie, ale nie nic. Wszystko spadło na nas. Skończyliśmy remont, szukaliśmy łóżeczek, choćby jeździliśmy z córką do lekarza. A on? Wciąż wylegiwał się przed laptopem.
Kinga starała się, jak mogła, ale widać było, iż zaczyna rozumieć, z kim się związała. Razem, na kolanach, przygotowałyśmy mieszkanie. Wszystko zrobione własnymi rękami. On oczywiście kupił później jakieś graty na wyprzedaży to nie jest żadne usprawiedliwienie. Kiedy masz rodzinę, musisz działać jak mężczyzna. A on? To tylko lokator w domu, gdzie wszystko robią inni.
Potem odkryliśmy, jak wiązali koniec z końcem: wzięli kartę kredytową. Nic nie mówiąc. Ukrywali to. Aż w końcu telefon:
Mamo, nie dajemy rady Pomóż
Wściekłam się.
Kinga! Urodziłaś dzieci z facetem, który nie potrafi wymienić żarówki! Jak chciałaś to wszystko udźwignąć?
To tylko trudny okres
Jaki okres? Masz mieszkanie, rodziców, którzy dźwigają wszystko na plecach. A on? Nie może znaleźć pracy albo za mało płacą, albo za daleko, albo godziny mu nie pasują!
Mamo, ty nie rozumiesz On szuka! Po prostu nie chce harować za grosze!
Ale to za grosze się żyje! Ty, twoje dzieci i on na naszym garnuszku!
Mam dość. Nie będę krową dojną. Powiedziałam jej:
Dopóki się z nim nie rozwiedziesz, zapomnij o naszej pomocy. Ani grosza więcej. jeżeli chcesz z nim żyć, radź sobie sama.
Zaczęła szlochać.
Chcesz, żeby moje dzieci rosły bez ojca?
Wtedy powiedziałam to, co myślałam od dawna:
Lepiej bez ojca niż z takim wzorem. Z mężczyzną, który żyje na cudzy koszt.
Jestem matką. Ale nie będę ofiarą. Chcę, żeby moja córka wychowywała dzieci z mężczyzną, a nie z kulą u nogi. Chcę, żeby się szanowała. Żeby nie prosiła o pomoc, gdy on popija herbatę i udaje filozofa.
Odłożyła słuchawkę w milczeniu, ale wiedziałam, iż kiedyś zrozumie.






