Wiktor Ostrowski przyjeżdża z pola później niż zwykle, żona Zofia czeka na niego z niecierpliwością, już zaczyna się obawiać, iż coś się stało w drodze. Kacper, ich mały synek, kręci się po domu, woła: Gdzie jest tata? i ciągle pyta: Gdzie jest tata?.
Wreszcie dwa duże żółte vany rozświetlają podwórko rodziny Kowalskich i wjeżdżają.
– Tata! Tata! Hurra, tata przyjechał! krzyczy Kacper, wyskakując z pieca i skacząc na jednej nodze, próbując wślizgnąć się w ciepłe buty i jednocześnie zaszywać w szalek.
– Dokąd tak pędzisz, szaleńcu? Jest zimno, noc jest późna, idź do pieca, zaraz ojciec wejdzie mówi Zofia.
Kacper marszczy brwi i zaczyna łzawić.
– Nie płacz, mówię ci ryczy matka zaraz ojciec wejdzie.
Wiktor jednak wciąż nie wchodzi.
– Co on tam robi? zastanawia się Zofia, podejrzewając, iż może jest pijany. Kacperku, zostań w domu, sama pójdę zobaczyć.
– Mamo, boję się piszczy Kacper.
– Na co się boisz? Siądź, nie gadaj! odrzuca go matka.
Zofia rzuca na plecy prostą sukienkę i jeszcze dyskutuje z Kacprem, gdy nagle drzwi domowe się otwierają, a w progu wchodzi para dymu. Z dymu wyłania się Wiktor, ale nie sam. Przy nim stoi młoda dziewczyna, nieco ponad osiemnaście lat, ubrana w szal, brązowy płaszcz z czarnym kołnierzem i ogromne szare oczy. Na czole ma jasne kosmyki włosów.
– Wejdź, wejdź, Jadwiga. Zosia, pomóż gościowi się rozebrać mówi Zofia.
Zofia, nie do końca rozumiejąc, pomaga dziewczynie zdjąć płaszcz. Jadwiga okazuje się ciężko w ciąży, kiwa się jak otyła kaczka przed zimą. Siada przy stole, złoży na kolanach drżące jak kurczak ręce.
Kacper wytrąca się nieśmiało z pieca.
– Gdzie mój syn, co? Nikolaju, chodź tu… Co ten tata przywiózł. Wiktor wyciąga Kacpra z pieca i podnosi go wysoko, prawie do sufitu. Ty, mamo, przygotuj jedzenie, bo nie będziemy głodować.
Wieczorem, kiedy Kacper zasypia, słyszy, jak ojciec mruczy coś pod nosem, matka szepcze cicho, a gośćka pod nosem szlocha.
Rano cała wioska wie, iż Wiktor Ostrowski przywiózł swoją młodszą, ciężarną siostrę.
– Facet zostawił matkę i ojca, nie ma już rodziców, co z tą dziewczyną zrobić? szepcze Zofia przy kurniku swojemu sąsiadowi.
– A dlaczego nie mówiłaś, iż Wiktor ma kogoś w rodzinie? Myślałam, iż jest sierotą.
– A co, jeżeli nie ma rodziców, to nie jest sierota? odpowiada Zofia.
– Skąd wzięła się siostra? dopytuje.
– Wychowywała się w domu dziecka, co ci jeszcze powiedzieć, Aniu? Może tak jak z mężem? odpowiada Zofia.
Wkrótce Jadwiga, Kacpra ciotka, planuje poród. Tata zabiera ją do szpitala w powiecie, a niedługo pojawia się mała siostra Kacpra, Mania. Jadwiga nie wraca.
– Zmarła mówi krótko matka Kacpra, a potem krzyczy, by nikt nie wtrącał się w sprawy.
Mania jest mała, różowa, prawie jak lalka. Kacper widzi ją u sąsiadki Świetki, trzymając lalkę Antosia, i pomyślił, iż teraz ma własną manusię.
– Nie wiem, co chcesz zrobić, Wiktorze, nie potrzebuję tej dziewczyny tutaj woła Kacper.
– Co? Co mówisz? To jest żywe dziecko, ma krew! protestuje Wiktor.
– Nie mam nic więcej do powiedzenia, dałam ci słowo. Rób, co chcesz.
– Co ty za kobieta? Co z tego, iż przyjęłaś ją na początku… Co mam zrobić? W dom dziecka? Czy w rzeczkę? drapie Kacpra matka.
– Nie, nie w dom dziecka i nie w rzeczkę krzyczy Kacper mamo, zostaw Manię, sam się nią zajmę.
– Idź, pomocniku, bez ciebie się nie da macha matka. Kacper chwyta się za dół jej spódnicy i wykrzykuje wściekłe przekleństwa, błagając, by zostawiła małą siostrzyczkę.
Wiktor milczy, spuszczając głowę.
– Aaa, niech wam szlag, róbcie, co chcecie szepcze.
Zosia odwraca się i wychodzi w cień.
Kacper podchodzi do Mani, która śpi słodko w domowej pieluszce, nieświadoma, iż jej los się właśnie odmienił. Siada obok i cicho szepcze, nazywając ją słończkiem i maleństwem.
Kacper ma koszmary, w których widzi, iż matka wyrzuci jego dziecko, krzycząc: Nie zaszkodzię twojej Mani.
– Nie płacz, potworze, nic nie zrobię z twoją Mani syczy matka, a Kacper patrzy na nią nieufnie, obawiając się, iż matka utopi Manię.
– O matko, co to za zabawa, nie odchodzę od tej dziewczyny, nazywam ją dzieckiem wtrąca się ktoś z sąsiedztwa.
– Masz pomocnika, Zosiu mówi Kacper.
– Nie mówcie tak. Na początku byłam zagubiona, potem przyzwyczaiłam się do dziewczyny i już nikogo jej nie oddam. Kacprowi w następnym roku potrzebna będzie niania
Tak żyją. Wiktor pracuje przy traktorze, Zosia doi krowy, a Kacper z Manią dorastają. Kacper biegnie ze szkoły, rozkłada ramiona szeroko i łapie swoją małą dziewczynkę, Manię, na wąskich nóżkach. Dzieci z sąsiedztwa wszystkie nazywają ją dziewczynką.
Kacper idzie do wojska, a Mani krzyczy, jakby była w pułapce.
– Wychował ją i zadbał, jak ojca i matkę mówią starsze kobiety. Zosia jest twarda, a Wiktor milczący, nic nie gada, a dzieci mają zupełnie inne charaktery.
Mania po jakimś czasie spotyka brata z jednostki, który po powrocie zostaje kierowcą autobusu, przyprowadza dziewczynę do domu i pyta, czy dziewczyna mu się podoba. Ona przyjmuje go.
Mania wychodzi za mąż, ich dzieci rosną, a ona zostaje lekarką w tej samej wiosce. Zostaje szczęśliwie zamężna, ma wnuki.
Starsi już starzeją się, nadszedł czas, by Wiktor odszedł. Zosia odeszła w spokoju. Mania zabiera swoją matkę pod opiekę, choć najpierw się opierała.
Pewnej nocy, kiedy Mania śpi, słyszy głos, który woła: Mamo?.
– Co, mamo, pić chcesz? Boli cię coś? pyta Zosia.
– Usiądź, usiądź, kochanie prosi Zosia.
– Tak, oczywiście. odpowiada Mania.
– Przepraszam, Maniu.
– Za co przepraszasz, mamo?
– Za wszystko, nie chciałam cię oddać do domu dziecka
– Mamo, naprawdę? Myślę, iż rozumiesz, iż to nie jest twoje dziecko, a ja jestem twoją bratanicą… Nie mam cię w żaden sposób za złe, nie musisz mnie prosić o przebaczenie.
– Nie byłaś bratanicą, byłaś córką
– Jak? zdziwia się Mania.
– Tak, kochanie. Nie wiem, gdzie jej ojciec z Jadwigą się podział, nie znam twojej matki. Widać, iż miłość krążyła długo, zanim się urodziłaś. Twój ojciec wyrzucił ją, a dziadek kazał tacie zabrać ją z powrotem, bo inaczej napisałby pozew. Wtedy przyjechał tata i wyznał wszystko.
Wszyscy słyszeli, iż to jego młodsza siostra. Była domowa, pomagała przy Nikolaju, a potem odjechała rodzić i nie wróciła
– Mamo Czy przyjęłaś kochankę męża?
– Przyjęłam, kochanie, przyjęłam. Gdzie ona? Miała brzuch, w którym było dziecko, a ja co? Odrzucić syna, bo ojciec nie poradził sobie? Może tak było przeznaczone, chciałam córeczkę, tak bardzo chciałam, i tak się stało
– Kto to zrobił?
– Bóg
– Mamo, jaka jesteś Całe życie żyłam przy grobie
– To nie ona To inna dziewczyna, sierotka, ma taką samą imię jak twoja matka. A twoja ona jest żywa, młodsza niż ja o dziesięć lat
– Co?
– Porzuciła cię wtedy, odjechała i zostawiła.
– Mamo
– Przebacz mi, kochanie, nie mogłam ukryć tej prawdy, to było niesprawiedliwe wobec ciebie. Masz rodzinę siostry, bracia, ciotki, wujkowie.
– Są, mamo, oczywiście iż są. Kola jest moim najdroższym bratem na świecie, zawsze marzyłam, żeby nie był kuzynem, a prawdziwym bratem. Ty jesteś moją mamą, ciotką Kasią, wujkiem Wiktorem, to moi wujkowie, siostry i bracia, kuzyni i trzeciorodzeni. Mam ogromną rodzinę, wszystko dzięki tobie, mamo. Nie to ty mnie urodziłaś, ale dałaś mi życie.
– Moje dziecko Moje dziecko
Mania trochę się starzeje, a potem przychodzi jej koniec, odchodzi spokojnie z uśmiechem ku Wiktorowi.
Gdy Mania jest już w swoim wieku, opowiada swoją matce, Marii Wiktorównie, historię życia w wielkiej rodzinie.
– Nie wyobrażajcie sobie cudzych losów, bo nie wiecie, jak może się obrócić życie mówi Maria Wiktorówna nikt nie wie, ile lat minęło od tamtych wydarzeń. Ktoś by nie dał rady, a matka dała radę. Jej charakter był twardy, ale dało się przetrwać.
Za nią zawsze kłaniam się z szacunkiem.






