Pierwsze zebrania w nowym roku szkolnym to również pierwsze potyczki między nauczycielami lub dyrekcją a rodzicami. A to ci niedobrzy nauczyciele nie chcą informować zatroskanych rodziców o każdym drobiazgu, który danego dnia wydarzył się w szkole, a to kłótnie o wycieczki z nocowaniem, bo przecież 3-klasiści to maluszki, które bez rodziców nie poradzą sobie poza domem. Nauczyciele zarzucają rodzicom roszczeniowość, rodzice zarzucają nauczycielom brak zainteresowania uczniami i narzucanie zbyt szybkiego tempa nauki... I tak to się kręci.
Kamila napisała do nas na temat, którego dawno nikt nie poruszał: angażowania się rodziców w sprawy szkoły. Choć do tej pory chętnie brała udział w przygotowaniach do szkolnych imprez czy jeździła jako opiekunka, w tym roku to się zmieni: "Nikt mnie nie zmusi", pisze.
Na zebraniu pojawiła się lista
"Mój syn teraz jest w 4 klasie i ja naprawdę nie wiem, co to za dziwna praktyka, ale do tej pory było tak, iż jak pani coś organizowała, to pytała rodziców o zdanie. Typu co myślimy o pójściu do kina na ten i ten film, czy mamy jakieś propozycje na klasowe mikołajki, czy wysokość składki na komitet nam odpowiada. Ogólnie była mocno nastawiona na dialog i niektórym to wręcz przeszkadzało, no bo ile można gadać o jednej rzeczy. Niektórzy to chcieliby, żebym im powiedziała 'rób to', 'przynieś to', a oni by to robili. No i teraz tak mają.
Koniec nauczania początkowego, nowe przedmioty, nauczyciele, wychowawczyni też nowa. Już czuję, iż się nie dogadamy. Pani na pierwszym zebraniu rozdała nam taką listę, taką tabelkę, z napisem, iż to na Dzień Nauczyciela. W klasach 4-8 jest tradycja, iż się organizuje taki kiermasz, w tym roku padło, iż 4 klasy przynoszą poczęstunek i przekąski na sprzedaż. To była lista z naszymi nazwiskami, na której każdy miał wpisać, co przyniesie na kiermasz, żeby nic się nie zdublowało.
No świetnie, pomyślałam. Po pierwsze, o RODO to pani chyba nie słyszała, uważam, iż drukowanie takich list jest mocno naruszające moje prawa. Po drugie, pani powiedziała na zebraniu, żeby mamusie wpisały, co upieką, a tatusiowie się zadeklarowali do pomocy przy układaniu stołów. Wiadomo, iż kobiety to do kuchni.
Strasznie mnie to zeźliło, ta wychowawczyni to polonistka, więc siłą rzecz syn będzie miał z nią dużo lekcji, a mnie ta babka już nie podpasowała. Nie cierpię, kiedy się mnie zmusza, więc ja wprost zapytałam pani, jak mogą pomóc rodzice, których pieczenie nie jest mocną stroną. A ona powiedziała, iż w szkole takie są zasady i iż co roku rodzice tak robią i nie było problemów. Sorry, ale nikt mnie do pieczenia ciast zmuszać nie będzie. Nie wpisałam nic na tę kartkę i koniec, a jeżeli pani będzie robić problemy mojemu dziecku, to pójdę z tym choćby do dyrekcji".