**Prezent**
Jadwiga przeszła po mieszkaniu, upewniając się, iż wszystko wyłączone, iż zostawia porządek. Lubiła wracać do czystego domu. Ale po co adekwatnie wyjeżdżała ze swojego małego raju? Po co? Żyła jak w sanatorium, robiła, co chciała. Gdyby jednak nie pojechała, córka by się obraziła. Wyjazd nad morze to był prezent od niej na urodziny.
Westchnęła, wyciągnęła walizkę na klatkę i zamknęła drzwi na dwa zamki. Pociągnęła za klamkę, sprawdzając, czy dobrze zamknięte, i zadzwoniła do sąsiadki.
— Co, już wyjeżdżasz? — spytała Zosia.
— Tak, klucze przyniosłam — niechętnie podała jej wiązkę kluczy.
— Nie martw się, podleję kwiaty, wszystko ogarnę. Odpoczywaj i nie przejmuj się — zapewniła Zosia. — Masz szczęście do córki, wykupiła ci pobyt, korzystaj, mamo. A mój Jurek tylko o butelce myśli. Miał rodzinę, mieszkanie, wszystko przepił…
Jadwiga współczuła sąsiadce, ale dopiero teraz dotarło do niej, iż zostawianie kluczy pod jej opieką może być ryzykowne. A nuż jej syn by się włamał? Nic drogocennego nie miała, ale i tak szkoda byłoby każdej rzeczy. Wszystko kosztuje. I nieprzyjemnie, gdyby ktoś grzebał w jej rzeczach. Żałowała, iż nie umówiła się z kimś innym. Za późno już na zmiany. I nie chciała urazić Zosi nieufnością. Ile razy ta jej pomogła.
— Nie martw się, schowam klucze, Jurek się nie dowie. Jedź, wszystko będzie dobrze — obiecała Zosia.
Jadwiga skinęła głową i ruszyła z walizką w stronę schodów.
— Szczęść Boże! — krzyknęła za nią sąsiadka, zamykając drzwi.
Na dworzec poszła pieszo — po co brać taksówkę na dwa przystanki? A do autobusu z walizą to tylko ludzi męczyć. Przeszła podziemnym przejściem na perony. Stał tam akurat pociąg. Szła wzdłuż składu, wypatrując dziewiątego wagonu. Znalazła i zatrzymała się. Tu będzie czekać, żeby potem nie biegać.
„A jeżeli numery wagonów są od drugiej strony?” — nagle się zaniepokoiła. „Nic, konduktor zwykle ogłasza, zdążę” — uspokoiła się.
Tydzień temu córka niespodziewanie przyjechała i oznajmiła, iż postanowiła wręczyć prezent z wyprzedzeniem.
— Jesteś w ciąży? — spytała wtedy.
Drugie dziecko to dobrze, ale pierwsze ledwo rok ma. Za wcześnie na kolejne.
— Nie, nie w ciąży. Kupiłam ci voucher na południe. Pociąg jedenastego wieczorem, przedział. Masz. — Podsunęła kopertę. — Będziesz miała czas się przygotować.
— Jak to? Sama? Bez was? Co ty wymyśliłaś? W samych urodziny! A goście, stół? Nie, nie pojadę. Oddaj bilet — stanowczo oświadczyła.
— Mamo, specjalnie tak ustawiłam, żebyś nie stała przy kuchni jak przy taśmie. Chciałam, żebyś miała święto — spotkanie z morzem. Kiedy ostatnio byłaś na południu? choćby nie pamiętasz. To prezent ode mnie i od Piotra. Rób, co chcesz — obraziła się córka. — jeżeli nie chcesz nad morze, siedź w domu, ale biletu nie oddam. Jak zajdę w ciążę, to przez kilka lat o wyjeździe możesz zapomnieć. Wybrałam dobry pensjonat, tuż przy plaży — przekonywała.
No i co było robić? Pomarudziła, iż bez jej zgody wszystko załatwili, ale zaczęła się pakować.
I tak oto znalazła się na dworcu. Z tych wyjazdów, szczególnie sama, więcej było nerwów niż radości. Tylko zmartwienia: czy zdąży na pociąg, z kim będzie w przedziale, jak się urządzi… A w jej wieku denerwowanie się niezdrowe.
Gdy konduktor ogłosił przyjazd pociągu i numery wagonów od ogona, trochę się uspokoiła. Wszystko dobrze obliczyła. niedługo rozległ się gwizd nadjeżdżającego składu. Jadwiga zebrała się w sobie, mocniej ścisnęła uchwyt walizki, w drugiej ręce trzymała dokumenty. Nieopodal stali inni podróżni z bagażami.
Pociąg przeleciał obok, w końcu pokazał się koniec. Jadwiga miała ochotę ruszyć biegiem za wagonami. Wciąż myślała, iż pociąg odjedzie, a ona nie zdąży w dwie minuty dobiec do swojego wagonu. Ale w końcu skład stanął, drgnął i zamilkł. Konduktorka dziewiątego wagonu otworzyła drzwi tuż przed Jadwigą, przetarła poręcz ścierką i zaczęła sprawdzać bilety.
Jadwiga jako pierwsza podała dokumenty, weszła do wagonu, zajęła swoje miejsce w przedziale, usiadła na leżance i odetchnęła. No, pół roboty za nią — była w pociągu.
Pociąg znów drgnął i ruszył, nabierając prędkości. Drzwi z hukiem się odsunęły, do przedziału weszły trzy dziewczyny. Od razu zrobiło się ciasno i głośno. Jadwiga wyszła do korytarza, dając im się rozpakować.
Za oknami migały lasy i pola, połyskiwały tafl**Prezent**
Jadwiga przeszła po mieszkaniu, upewniając się, iż wszystko wyłączone, iż zostawia porządek. Lubiła wracać do czystego domu. Ale po co adekwatnie wyjeżdżała ze swojego małego raju? Po co? Żyła jak w sanatorium, robiła, co chciała. Gdyby jednak nie pojechała, córka by się obraziła. Wyjazd nad morze to był prezent od niej na urodziny.
Westchnęła, wyciągnęła walizkę na klatkę i zamknęła drzwi na dwa zamki. Pociągnęła za klamkę, sprawdzając, czy dobrze zamknięte, i zadzwoniła do sąsiadki.
— Co, już wyjeżdżasz? — spytała Zosia.
— Tak, klucze przyniosłam — niechętnie podała jej wiązkę kluczy.
— Nie martw się, podleję kwiaty, wszystko ogarnę. Odpoczywaj i nie przejmuj się — zapewniła Zosia. — Masz szczęście do córki, wykupiła ci pobyt, korzystaj, mamo. A mój Jurek tylko o butelce myśli. Miał rodzinę, mieszkanie, wszystko przepił…
Jadwiga współczuła sąsiadce, ale dopiero teraz dotarło do niej, iż zostawianie kluczy pod jej opieką może być ryzykowne. A nuż jej syn by się włamał? Nic drogocennego nie miała, ale i tak szkoda byłoby każdej rzeczy. Wszystko kosztuje. I nieprzyjemnie, gdyby ktoś grzebał w jej rzeczach. Żałowała, iż nie umówiła się z kimś innym. Za późno już na zmiany. I nie chciała urazić Zosi nieufnością. Ile razy ta jej pomogła.
— Nie martw się, schowam klucze, Jurek się nie dowie. Jedź, wszystko będzie dobrze — obiecała Zosia.
Jadwiga skinęła głową i ruszyła z walizką w stronę schodów.
— Szczęść Boże! — krzyknęła za nią sąsiadka, zamykając drzwi.
Na dworzec poszła pieszo — po co brać taksówkę na dwa przystanki? A do autobusu z walizą to tylko ludzi męczyć. Przeszła podziemnym przejściem na perony. Stał tam akurat pociąg. Szła wzdłuż składu, wypatrując dziewiątego wagonu. Znalazła i zatrzymała się. Tu będzie czekać, żeby potem nie biegać.
„A jeżeli numery wagonów są od drugiej strony?” — nagle się zaniepokoiła. „Nic, konduktor zwykle ogłasza, zdążę” — uspokoiła się.
Tydzień temu córka niespodziewanie przyjechała i oznajmiła, iż postanowiła wręczyć prezent z wyprzedzeniem.
— Jesteś w ciąży? — spytała wtedy.
Drugie dziecko to dobrze, ale pierwsze ledwo rok ma. Za wcześnie na kolejne.
— Nie, nie w ciąży. Kupiłam ci voucher na południe. Pociąg jedenastego wieczorem, przedział. Masz. — Podsunęła kopertę. — Będziesz miała czas się przygotować.
— Jak to? Sama? Bez was? Co ty wymyśliłaś? W samych urodziny! A goście, stół? Nie, nie pojadę. Oddaj bilet — stanowczo oświadczyła.
— Mamo, specjalnie tak ustawiłam, żebyś nie stała przy kuchni jak przy taśmie. Chciałam, żebyś miała święto — spotkanie z morzem. Kiedy ostatnio byłaś na południu? choćby nie pamiętasz. To prezent ode mnie i od Piotra. Rób, co chcesz — obraziła się córka. — jeżeli nie chcesz nad morze, siedź w domu, ale biletu nie oddam. Jak zajdę w ciążę, to przez kilka lat o wyjeździe możesz zapomnieć. Wybrałam dobry pensjonat, tuż przy plaży — przekonywała.
No i co było robić? Pomarudziła, iż bez jej zgody wszystko załatwili, ale zaczęła się pakować.
I tak oto znalazła się na dworcu. Z tych wyjazdów, szczególnie sama, więcej było nerwów niż radości. Tylko zmartwienia: czy zdąży na pociąg, z kim będzie w przedziale, jak się urządzi… A w jej wieku denerwowanie się niezdrowe.
Gdy konduktor ogłosił przyjazd pociągu i numery wagonów od ogona, trochę się uspokoiła. Wszystko dobrze obliczyła. niedługo rozległ się gwizd nadjeżdżającego składu. Jadwiga zebrała się w sobie, mocniej ścisnęła uchwyt walizki, w drugiej ręce trzymała dokumenty. Nieopodal stali inni podróżni z bagażami.
Pociąg przeleciał obok, w końcu pokazał się koniec. Jadwiga miała ochotę ruszyć biegiem za wagonami. Wciąż myślała, iż pociąg odjedzie, a ona nie zdąży w dwie minuty dobiec do swojego wagonu. Ale w końcu skład stanął, drgnął i zamilkł. Konduktorka dziewiątego wagonu otworzyła drzwi tuż przed Jadwigą, przetarła poręcz ścierką i zaczęła sprawdzać bilety.
Jadwiga jako pierwsza podała dokumenty, weszła do wagonu, zajęła swoje miejsce w przedziale, usiadła na leżance i odetchnęła. No, pół roboty za nią — była w pociągu.
Pociąg znów drgnął i ruszył, nabierając prędkości. Drzwi z hukiem się odsunęły, do przedziału weszły trzy dziewczyny. Od razu zrobiło się ciasno i głośno. Jadwiga wyszła do korytarza, dając im się rozpakować.
Za oknami migały lasy i pola, połyskiwały tafl**e jezior, a gdy pociąg zatrzymał się na małej stacyjce, Jadwiga uśmiechnęła się, bo właśnie tu, wśród zapachu soli i szumu fal, miała znaleźć coś, czego choćby nie szukała — drugą młodość.**