Podróż do pracy
"Codziennie rano jeżdżę do pracy komunikacją miejską. Przemieszczam się przez 3 dzielnice i spędzam w autobusach i tramwajach kilkadziesiąt minut, co jest świetną okazją do obserwowania społeczeństwa. Już nie raz i nie dwa byłam świadkiem scen, kiedy uśmiechałam się pod nosem z rozbawienia, litości lub przewracałam oczami z irytacją" – opowiada w liście do redakcji Marysia.
"Staram się jednak nie komentować i nie wtrącać w takie sytuacje, jeżeli nie dotyczą mnie bezpośrednio. W tym tygodniu jednak widziałam w autobusie zdarzenie, które sprawiło, iż zaczęłam rozmyślać, dokąd ten świat zmierza. Jechałam około 8:00, więc w komunikacji miejskiej pełno było uczniów podążających do szkół oraz rodziców z małymi dziećmi, pewnie jadącymi do przedszkola. Wśród pasażerów była kobieta z chłopcem, który wyglądał na rówieśnika mojego syna, czyli ok. 5-letnim.
Dzieciak trzymał w dłoni paczkę słonych precelków i zajadał jednego za drugim. Pierwsze, o czym pomyślałam, to nawyki żywieniowe chłopca i o tym, iż taka przekąska przed śniadaniem w przedszkolu to kiepski pomysł. Kilka sekund później kierowca gwałtownie zahamował, a przedszkolak poleciał do przodu, mimo iż razem z mamą trzymali się drążków. Nikomu nic się nie stało, ale chłopiec przez nieuwagę rozsypał sporo precelków z opakowania".
"Ja to posprzątam!"
Nasza czytelniczka opowiada o reakcji mamy: "Kobieta natychmiast kucnęła i zaczęła zbierać rozsypane ciastka, przepraszając innych pasażerów za bałagan. Nie poprosiła chłopca o pomoc. Nie powiedziała mu, iż powinien posprzątać po sobie, a ona mu w tym pomoże. Niczym sprzątaczka zaczęła zbierać cały bałagan, który zrobiło jej dziecko.
Pomyślałam wtedy, iż ten chłopiec nie jest niemowlakiem, który nieumyślnie dookoła siebie brudzi i nie wie/nie umie po sobie posprzątać. Dzieciak jeszcze był na tyle bezczelny, iż pokazywał matce precelki, które jeszcze pominęła i musi je pozbierać. Zamiast samemu się schylić i posprzątać po sobie, on rozkazywał matce, a ta choćby nie zwróciła mu uwagi, tylko spokojnie zbierała wszystkie precelki, które on wskazywał palcem".
Wychowamy małych władców
"Wiecie co, może bym choćby tego nie komentowała, ale sama mam syna w podobnym wieku. I widzę, iż wielu jego kolegów z przedszkola jest podobnie wychowywanych. Dzieci ledwo odrosły od ziemi, a już myślą, iż są panami i władcami. Że można im wszystko, bo mama po nich sprzątnie, za nie przeprosi, a najważniejszy jest ich komfort psychiczny.
Nie jestem za tym, żeby tłamsić dzieci i mówić im, iż nie mają prawa głosu, ale są również jakieś granice w drugą stronę. Ten przedszkolak ewidentnie wszedł matce na głowę, a ona jeszcze za niego wszystkich dookoła przeprasza, zamiast nauczyć go zasad dobrego zachowania i odrobiny szacunku do otoczenia. Takie wypadki z wysypaniem czegoś się mogą zdarzyć, ale nie chodzi o to, żeby to mama za dziecko sprzątała.
Przecież on na pewno uczy się w przedszkolu, iż musi być samodzielny i odpowiedzialny, i jeżeli przytrafił mu się taki wypadek, to powinien po sobie posprzątać, a mama ewentualnie może mu pomóc. Mówię wam, mam poczucie, iż za 10-15 lat będziemy płakali, jak egoistyczne pokolenie wychowaliśmy..." – kończy swoją wiadomość Marysia.