Wyjść za mąż przez Kolę

twojacena.pl 11 godzin temu

**Za mąż przez Kolę**

Szczęśliwe dzieciństwo Koli skończyło się, gdy miał pięć lat. Pewnego dnia rodzice nie przyszli po niego do przedszkola. Wszystkie dzieci już zostały odebrane, a on siedział przy stoliku i rysował siebie, mamę i tatę. Wychowawczyni spoglądała na niego, cały czas ocierając łzy z policzków. W końcu podeszła, przytuliła go mocno i powiedziała:

Cokolwiek się stanie, nie możesz się bać, Koleńka. Musisz teraz być dzielny. Rozumiesz mnie? Rozumiesz, malutki?

Chcę do mamy szepnął.

Zaraz przyjdą ciocia i wujek. Pójdziesz z nimi, Koleńka. Będzie tam dużo innych dzieci, tylko nie płacz.

Przytuliła go jeszcze raz mokrą od łez twarzą.

Później wzięli go za rękę i zaprowadzili do samochodu. Na pytanie, kiedy odzyska mamę, odpowiedzieli, iż rodzice są daleko i dziś nie mogą po niego przyjść. Kolę umieszczono w sali z innymi chłopcami. Ale rodzice nie pojawili się ani następnego dnia, ani kolejnego. Chłopiec płakał po nocach, aż dostał gorączki.

Dopiero pielęgniarka w białym fartuchu poważnie z nim porozmawiała po chorobie. Wytłumaczyła, iż jego rodzice są teraz wysoko, na niebie, i nie mogą stamtąd zejść. Ale zawsze patrzą na niego i chcą, by był grzeczny i zdrowy, żeby się nie martwili.

Kola nie uwierzył. Wpatrywał się w niebo, ale widział tylko ptaki i chmury. Postanowił znaleźć rodziców za wszelką cenę.

Najpierw przeszukał cały plac zabaw. W końcu znalazł dziurę w płocie za krzakiem. Żelazne pręty były wygięte, ale mógł się przecisnąć tylko do połowy. Zaczął więc kopać. Ziemia była miękka, z piaskiem, i niedługo zrobił przejście.

Przeczołgał się na drugą stronę i poczuł wolność. Pobiegł przed siebie, uciekając od znienawidzonego domu dziecka. Ale miasta nie znał i gwałtownie się zgubił. Wszystkie domy wyglądały tak samo.

Wtedy zobaczył kobietę na przejściu bardzo podobną do mamy. Ta sama sukienka w groszki, ten sam jasny kok.

Mamo! krzyknął, biegnąc za nią.

Nie odwróciła się.

Mamo! złapał ją za rękaw, gdy ją dogonił.

Kobieta spojrzała na niego, przykucnęła.

Nie, to nie była jego mama.

**

Nina zakochała się na zawsze w wieku dwudziestu lat. Z Witkiem byli idealną parą. Poznali się przypadkiem na letniej potańcówce. On podszedł, zawstydzony, i zaprosił ją do walca. Od tego momentu już się nie rozstawali.

Pobrali się po trzech miesiącach. Żyli jak dwie krople wody. Ale po trzech latach Nina dowiedziała się, iż nie może mieć dzieci. Witek nie mógł się z tym pogodzić, więc jeździli po sanatoriach i klinikach. W końcu pogodzili się z losem, ale wtedy mężczyzna powiedział:

Możemy adoptować dziecko z Domu Dziecka.

Nina kochała go tak bardzo, iż zaproponowała rozwód. Mają dopiero po trzydzieści lat on może znaleźć inną, która da mu potomstwo. A ona jakoś przeżyje sama.

Ale Witek się nie zgodził. Przysiągł, iż nigdy jej nie opuści. Wtedy Nina wymyśliła podstęp. Oświadczyła, iż od dawna go nie kocha i ma kochanka. Witek nie uwierzył.

Następnej nocy nie wróciła do domu. Zjawiła się nad ranem, pachnąca winem i męskimi perfumami. Na pytania męża odpowiadała tylko:

Mam kogoś innego.

W końcu Witek podpisał papiery.

**

Gdy Kola zawołał Ninę mamo, była już dwa miesiące po rozwodzie. Tęskniła za mężem, a tu nagle obcy chłopiec nazywa ją tym słowem. Serce wyskoczyło jej z piersi.

Co się stało, skarbie? Zgubiłeś się? zapytała łagodnie.

Szukam mamy i taty. Powiedzieli mi, iż są w niebie, ale ja nie wierzę rozpłakał się Kola.

Chodź, mieszkam niedaleko. Nakarmię cię pysznymi ciastkami, dobrze?

W domu chłopiec zajadał się słodkościami, popijając herbatą z liśćmi porzeczki. Opowiedział Ninie swoją historię. Widać było, iż dawno nie jadł niczego słodkiego starsi chłopcy odbierali mu wszystko.

Koleńka, chcesz, żebym cię zabrała i żebyśmy razem zamieszkali? Kiedy dorośniesz, wszystko zrozumiesz. I kiedyś spotkasz rodziców. Ale to nie będzie szybko.

Kola przytaknął.

Nina zadzwoniła do Domu Dziecka, ale nie mogła go adoptować nie miała męża. Samotnej kobiecie nikt nie odda dziecka. Po raz pierwszy żałowała rozwodu.

Wtedy wpadła na pomysł: fikcyjny ślub ze współpracownikiem, Stanisławem. Był po rozwodzie, lubił kobiety, ale miał dobrą opinię w pracy.

Stanisław się zgodził, ale pod jednym warunkiem: chciał zapłaty. Od dawna mu się podobała. Nina oburzyła się kochała tylko Witka.

Ale gdy tego wieczoru zobaczyła u Koli siniaka pod okiem (starszy chłopak uderzył go za skarżenie), zmieniła zdanie. Następnego dnia przyjęła warunki Stanisława.

W sobotę przygotowała kolację, ubrała czerwona sukienkę (jego życzenie), zapaliła świece. Czuła tylko gorycz.

Dzwonek do drzwi. Otworzyła na progu stał Witek.

Chciałem z tobą porozmawiać, Ninuś. Od miesięcy cię obserwuję. Nigdy nie widziałem, żeby przyszedł do ciebie żaden mężczyzna.

W tej chwili otworzyły się drzwi od windy Stanisław z bukietem i szampanem.

Ninusiu, jestem

Witek zbladł, zaciśniętą pięścią uderzył w futrynę i wyszedł.

Zaczekaj! To nie tak, jak myślisz! krzyczała Nina, biegnąc za nim.

Ale wsiadł do tramwaju i odjechał.

**

Dwa lata później Kola stał na szkolnym apelu w garniturze, trzymając bukiet dla pani nauczycielki. Obok byli jego rodzice i młodsza siostrzyczka, Marysia wesoła dziewczynka, wiercąca się w ramionach taty.

Nina, Witek i jeszcze jedno adoptowane dziecko.

Okazało się, iż Stanisław nie był taki zły. Spotkał się z Witkiem i wszystko wyjaśnił. Następnego dnia Witek zabrał Ninę do urzędu, by jak najszybciej adoptować Kolę.

Mamo, tato, obiecuję, iż będę się dobrze uczyć szepnął Kola, patrząc w niebo. Nie

Idź do oryginalnego materiału