Z dwojgiem sobie radzimy, a trzeciego pociągniemy. Wezmę dodatkową pracę. A może chcesz pozbyć się dziecka? – zapytał mąż bez ogródek.

newsempire24.com 5 godzin temu

– Z dwójką damy radę, i trzecie ciągniemy. Wezmę dodatkową robotę. A może chcesz się pozbyć dziecka? – zapytał wprost mąż.

Kasia od kilku dni czuła się wyczerpana. Tyle spraw do ogarnięcia, a ona marzyła tylko, by usiąść i nie ruszać się, a najlepiej położyć i leżeć. Na jedzenie choćby patrzeć nie mogła. Zrobiła test, który potwierdził jej przypuszczenia.

Dwa lata minęły od powrotu z macierzyńskiego, ledwo odpoczęła od pieluch i śpioszków, a tu znowu… Popsuł jej się humor. Mikołaj niedługo skończy pięć lat, Zosia poszła do drugiej klasy. Dzieci potrzebują jej uwagi, a ona będzie zajęta maluszkiem. Zrozumieją ją? Nie będą zazdrosne o nowego brata czy siostrę?

„Dziecko to przecież dar od Boga. Dał Bóg dziecię, da i na dziecię – jak to mówią? Ale czasy takie niepewne, choć kiedy były łatwe? Kobiety rodziły choćby podczas wojny. A co powiedzieć w pracy? Że znów macierzyński, a potem ciągłe L4?

Z trójką dzieci o jakiej pracy można marzyć? Rodzina się powiększy, a żyć trzeba będzie tylko z zarobków Tomka…” Kasia męczyła się wątpliwościami i nie śpieszyła się, by „uradować” męża. Miała jeszcze czas na decyzję.

Niedawno szef pytał, czy ktoś nie planuje macierzyńskiego albo zwolnienia. Zrozumiałe – w zespole same kobiety. Kasia, jak reszta, zapewniła, iż ma komplet – chłopca i dziewczynkę, i na pewno nie szykuje się na urlop. A tu proszę.

„Czemu wciąż myślę o pracy? Rodzina i dzieci są najważniejsze, praca jakoś…” Czas mijał, a Kasia wciąż się wahała, rozważała za i przeciw, ale decyzji nie mogła podjąć.

– Nie jesteś chora? Blada jesteś i cały czas myślisz o czymś. Trzy razy pytałem, co kupimy Mikołajowi i Zosi na urodziny, a ty jakbyś nie słyszała. Coś się stało? – zapytał pewnego wieczoru mąż.

Wtedy Kasia mu wszystko wyznała. Tomek chwilę milczał, w końcu spytał:

– No i co robimy?

Nie zapytał: „co ty zrobisz?”, tylko „co my zrobimy?”. Właśnie tak, decyzja należała do nich obojga. Razem. I za to Kasia tak go kochała. Nie zostawi jej samej z tymi myślami. Zrobiło jej się wstyd, iż próbowała to ukryć. Ulżyło jej, jakby ktoś zdjął z jej ramion ciężar. Podzieliła się z Tomkiem swoimi obawami.

– Z dwójką damy radę, i trzecie ciągniemy – powiedział stanowczo.

– Ale znów macierzyński. Będziemy żyć tylko z twojej pensji. Nie wiadomo, kiedy wrócę do pracy, czy w ogóle… Choć świadczenia by były… – znów się zawahała.

– Jakoś przeżyjemy. Wezmę dodatkową robotę. A może chcesz usunąć ciążę? – zapytał bez ogródek.

– Nie wiem – przyznała szczerze. – Ty będziesz harować od rana do nocy, ja kręcić się w domu z dziećmi. Tak nam życie przeleci… – powtórzyła cicho.

– Z dwójką czy z trójką dzieci życie i tak leci szybko. Dobrze, mamy czas się zastanowić?

– Trochę mamy.

– To się nie spieszmy. Wrócimy do tematu później, choć czuję, iż już podjęłaś decyzję. Czy się mylę?

– Jak się wszyscy zmieścimy w dwóch pokojach? – Kasia spojrzała na ciasne mieszkanie po babci Tomka.

– Pogadam z rodzicami. Może zamienimy się mieszkaniami. U nich trzy pokoje, a są tylko we dwoje. Tata sam proponował, gdy Zosia miała przyjść na świat.

Kasia spojrzała na męża z niedowierzaniem, ale nie powiedziała nic. Jak się spodziewała, teściowa od razu przyjęła postawę ofiary.

– Twoja żona specjalnie zaszła w ciążę, żeby wyciągnąć od nas większe mieszkanie. Tobą kręci, a ty tylko jej ulegasz.

– Mamo, to mój pomysł. Kasia nie miała z tym nic wspólnego – bronił żony Tomek.

– Więc to ty, synu, chcesz nas pozbawić spokojnej starości? Nie spodziewałam się. Jesteśmy tu od lat. W naszym wieku przeprowadzka to nie jest dobry pomysł. Ale wy myślicie tylko o sobie… – Matka przewróciła oczami i złapała się za serce.

– Mamo, nie dramatyzuj. Po prostu spytałem. Jak nie, to nie. Coś wymyślimy.

– Oni wymyślą… Niech Kasia zrobi aborcję. Dwoje dzieci to i tak dużo w tych czasach. Lepiej dla wszystkich.

– Już rozumiem, mamo.

Gdy Tomek wrócił od rodziców z pochmurną miną, Kasia wszystko zrozumiała i nie pytała. Unikali tematu. Raz godziła się z myślą o kolejnym dziecku, to znów wyobrażała sobie z przerażeniem powrót do pieluch, nieprzespanych nocy, rozdarcia między dziećmi a obowiązkami…

Termin na aborcję się kończył, a ona wciąż nie była pewna. Pewnej nocy przyśniła jej się dziewczynka, może pięcioletnia. Biegała po domu, śpiewała, trzymając w ręku wiklinowy koszyczek, jak u Czerwonego Kapturka. „Co tam masz?” – spytała Kasia. Dziewczynka zajrzała do środka i podniosła na nią oczy pełne bólu. Kasia też zajrzała – koszyk był pusty…

Najpierw ucieszyła się, iż urodzi córeczkę. Ale co znaczył pusty koszyk? Sen wracał, nie dawał spokoju.

– No i co, podjęłaś decyzję? – spytał pewnego wieczoru mąż.

– Tak… Nie – i opowiedziała mu o śnie.

– To tylko sen. Będzie dziewczynka, twoja pomocnica.

„Jaki on wspaniały – pomyślała Kasia. – Urodzę. Z Tomkiem niczego się nie boję. Powinnam się cieszyć, iż nie namawia na aborcję, a ja wciąż się waham”. Przytuliła się do męża.

Na decyzję wpłynęła jeszcze jedna rzecz. Poszli na urodziny do przyjaciół. Dom jak marzenie, a gospodyni piękna jak z okładki „Vivy”. Szkoda tylko, iż nie mają dzieci. Gdy Mikołaj i Zosia biegali i hałasowali, Kasia chciała ich uciszyć, ale gospodyni zatrzymała ją.

– Niech się bawią. Co za szczęście, gdy w domu słychać śmiech dzieci. Gdybym mogła, urodziłabym tyle, ile Bóg dał – powiedziała ze smutkiem.

– Ale przecież są metody… – zaczęła Kasia.

– Myślisz o in vitro? Próbowaliśmy – westchnęła. – Jestem gotowa na adopcję. Mąż jeszcze się waha… Gdy się zgodzi, weźmiemy dwójkęKasia spojrzała na swoje dzieci, potem na Tomka, i nagle zrozumiała, iż choćby jeżeli los czasem zadaje bolesne lekcje, to najważniejsze jest to, co już mają – siebie nawzajem.

Idź do oryginalnego materiału