Małgorzata od kilku dni czuła się wyczerpana. Tyle spraw na głowie, a jej jedynym pragnieniem było usiąść – a najlepiej położyć się i już nie wstawać. Na sam widok jedzenia robiło jej się niedobrze. Test ciążowy potwierdził jej przypuszczenia.
Dopiero dwa lata wróciła z urlopu macierzyńskiego, ledwo odetchnęła od pieluch i śpioszków, a tu znowu… Serce ścisnęło się w piersi. Antek niedługo skończy pięć lat, Julka poszła do drugiej klasy. Dzieci potrzebują jej uwagi, a ona będzie zajęta noworodkiem. Czy zrozumieją? Nie zazdrosne o nowego braciszka lub siostrzyczkę?
*”Dziecko to przecież dar Boży. Dał Bóg dzieci, da i na dzieci* – jak to mówią? Tak, ale czasy są niepewne, choć kiedy były łatwe? Kobiety rodziły choćby podczas wojny. A co powiedzieć w pracy? Że znów zniknę na macierzyńskim, iż będą zwolnienia lekarskie…
Ale czy z trojgiem dzieci w ogóle da się pracować? Rodzina się powiększy, a żyć trzeba będzie tylko z pensji Grzesia…” Małgorzata męczyła się wątpliwościami, nie spiesząc się z „dobrą nowiną” dla męża. Czasu do namysłu jeszcze trochę było.
Niedawno szef pytał, czy ktoś nie planuje ciąży lub rezygnacji. Zrozumiałe obawy – w zespole pracowały głównie kobiety. Małgorzata, jak wszyscy, zapewniła, iż ma komplet – chłopak i dziewczynka – i iż na pewno nie zamierza w najbliższym czasie zachodzić w ciążę. A tu proszę.
*”Czemu wciąż myślę o pracy? Rodzina i dzieci są najważniejsze, praca…”* Mijały dni, a Małgorzata wciąż ważyła argumenty, nie mogąc podjąć decyzji.
– Nie jesteś chora? Blada jesteś i cały czas o czymś myślisz. Trzy razy pytałem, co kupimy Kubie i Asi na urodziny, a ty jakbyś nie słyszała. Coś się stało? – zapytał pewnego wieczoru mąż, gdy zmywali po kolacji.
Wtedy Małgorzata wyznała mu wszystko. Grzegorz zamilkł na chwilę, po czym spytał:
– I co teraz zrobimy?
Nie zapytał *”co ty zrobisz?”*, tylko *”co zrobimy?”*. Właśnie tak – decyzja należała do nich obojga. Razem. I za to kochała go najbardziej. Nie zostawi jej samej z tym ciężarem. Zrobiło jej się wstyd, iż chciała rozstrzygnąć to w samotności. Nagle poczuła ulgę, jakby ktoś zdjął jej kamień z piersi. Opowiedziała mężowi o swoich obawach.
– Z dwójką dajemy radę, to i trzecie się ogarnie – odparł stanowczo.
– Ale pójdę na macierzyński. Będziemy żyć tylko z twojej wypłaty. Nie wiadomo, kiedy wrócę do pracy, i czy w ogóle… Chociaż te dodatki społeczne trochę pomogą… – znów zaczęła się wahać.
– Jakoś to przeżyjemy. Wezmę dodatkowe zlecenia. A może chcesz usunąć ciążę? – spytał wprost.
– Nie wiem – przyznała szczerze. – Ty będziesz harował od rana do nocy, ja będę się męczyć z dziećmi. Tak nam życie przeleci… Nie wiem – powtórzyła cicho.
– Z dwójką czy z trójką dzieci życie i tak przeleci tak samo. Dobrze. Mamy jeszcze czas do namysłu?
– Trochę jest.
– No to nie spieszmy się. Wrócimy do tematu później, choć jestem pewien, iż już podjęłaś decyzję. Czy się mylę?
– Jak się wszyscy pomieścimy w tych dwóch pokojach? – Małgorzata rozejrzała się po ciasnym mieszkaniu po babci Grzegorza.
– Pogadam z rodzicami. Zaproponuję zamianę – oni mają trzypokojowe, a są tylko we dwoje. Pewnie się zgodzą. Tata sam to sugerował, gdy czekaliśmy na Julkę.
Małgorzata spojrzała na niego sceptycznie, ale nie powiedziała nic. Jak przewidziała, teściowa od razu przyjęła postawę ofiary.
– Twoja żona specjalnie zaszła w ciążę, żeby wyrzucić nas z mieszkania. Robi z ciebie popychadło, a ty się na wszystko zgadzasz.
– Mamo, to mój pomysł. Małgorzata nie ma z tym nic wspólnego – bronił żony Grzegorz.
– Więc to ty, synu, chcesz nam odebrać spokojną starość? Nie spodziewałam się. My tu mieszkamy od lat. W naszym wieku przeprowadzka to nie lada wyzwanie. Ale wy myślicie tylko o sobie, a o nas już nie – teściowa przewróciła oczami i chwyciła się za serce.
– Mamo, nie dramatyzuj. Pytałem tylko. Nie chcesz, to nie. Coś wymyślimy.
– Wymyślą… A może Małgorzata usunie ciążę? Dwójka dzieci to i tak więcej niż dziś wielu ma. Wszystkim byłoby lżej.
– Zrozumiałem, mamo.
Widząc przygnębioną minę męża po powrocie od rodziców, Małgorzata domyśliła się wszystkiego. Unikali tematu. Raz godziła się z myślą o kolejnym dziecku, by za chwilę wyobrażać sobie z przerażeniem powrót do pieluch, nieprzespanych nocy, rozdartą między dziećmi a tysiącem obowiązków…
Termin na aborcję mijał, a ona wciąż nie była pewna. Pewnej nocy przyśniła się jej dziewczynka, może pięcioletnia. Biegała po mieszkaniu, śpiewając, z małym koszyczkiem jak u Czerwonego Kapturka. *”Co tam masz?”* – spytała Małgorzata. Dziecko zajrzało do środka i uniosło na nią oczy pełne bólu. Gdy zajrzała do koszyka, był pusty…
Z początku ucieszyła się, iż urodzi córeczkę. Ale co oznaczał pusty koszyk? Sen wracał, niepokoił, nie dawał spokoju.
– No i co? Podjęłaś decyzję? – spytał pewnego wieczoru mąż.
– Tak… Nie… – i opowiedziała mu sen.
– To tylko sen. Będziesz miała pomocnicę – odparł.
*”Jaki on jednak wspaniały – pomyślała. – Urodzę. Z Grześkiem niczego się nie boję. Powinnam się cieszyć, iż nie namawia na aborcję, a ja wciąż się waham.”* Przytuliła się do męża.
Na decyzję wpłynęło jeszcze jedno wydarzenie. Byli na urodzinach u przyjaciół. Dom jak marzenie, a gospodyni – piękna jak z okładki „Vivy”. Szkoda tylko, iż nie mają dzieci. Gdy Antek z Julką biegali i hałasowali, Asia zabroniła Małgorzacie ich uciszać.
– Niech się bawią. Co za szczęście, gdy słychać w domu dziecięcy śmiech. Gdybym mogła, miałabym tyle dzieci, ile Bóg da.
– Ale są metody, które mogą pomóc…Wtedy Małgorzata zrozumiała, iż nie ma już wątpliwości – to dziecko będzie ich największym darem, mimo wszystkich trudności, które jeszcze przyjdą.