Z życia wzięte. "Na Wigilię mąż zaprosił do naszego domu kochankę": Była w zaawansowanej ciąży, a ja choćby nie wiedziałam o jej istnieniu

zycie.news 15 godzin temu

Wigilia zawsze była dla mnie najważniejszym dniem w roku. Stół nakryty białym obrusem, świece migoczące na tle choinki, zapach barszczu i pierogów unoszący się w powietrzu – to był czas, kiedy rodzina miała być razem, kiedy wszystko miało być pełne miłości i spokoju. Ale ten rok miał wszystko zmienić. Wigilia stała się koszmarem, którego nigdy nie zapomnę.


Od rana byłam pochłonięta przygotowaniami. Mój mąż, Marek, zachowywał się trochę inaczej niż zwykle – był bardziej zamyślony, milczący, ale tłumaczyłam to stresem związanym z pracą. Nie podejrzewałam niczego.


– „Marek, wszystko w porządku?” – zapytałam, widząc, jak siedzi przy oknie, wpatrując się w śnieg.


– „Tak, oczywiście. Po prostu… to będzie wyjątkowa Wigilia” – odpowiedział, uśmiechając się niepewnie.


Nie zrozumiałam, co miał na myśli, ale nie dopytywałam. Myślałam, iż przygotował dla mnie jakąś niespodziankę – może prezent, może coś, co miało uczynić ten wieczór jeszcze piękniejszym.


Kiedy stół był już gotowy, Marek spojrzał na zegarek.


– „Za chwilę przyjdzie jeszcze jedna osoba” – powiedział, podchodząc do drzwi.


Zamarłam.


– „Kto? Marek, przecież to Wigilia. Mieliśmy być tylko we dwoje” – powiedziałam, próbując ukryć niepokój.


Nie odpowiedział. Wstałam i poszłam za nim do przedpokoju. Wtedy zadzwonił dzwonek. Drzwi się otworzyły, a za nimi stała kobieta. Była młoda, może o dziesięć lat młodsza ode mnie, a jej zaawansowana ciąża była widoczna już na pierwszy rzut oka. Na chwilę straciłam oddech.


– „Marek, co to ma znaczyć? Kim ona jest?” – zapytałam, czując, jak moje serce bije coraz szybciej.


Marek spojrzał na mnie z mieszaniną wstydu i determinacji.


– „To jest Aneta. Musimy porozmawiać.”


W salonie zapadła martwa cisza. Aneta usiadła na jednym z foteli, patrząc na mnie z zakłopotaniem. Ja wciąż stałam, próbując zrozumieć, co się dzieje. Marek w końcu przemówił.


– „Ela, to nie było planowane. Poznałem Anetę kilka miesięcy temu. To… to nie miało się tak skończyć, ale ona jest w ciąży. I to moje dziecko.”


Te słowa były jak nóż wbity prosto w moje serce. Nie mogłam uwierzyć. Człowiek, z którym spędziłam piętnaście lat życia, z którym dzieliłam każdy dzień, zdradził mnie. I teraz, w Wigilię, przynosi mi tę prawdę, jakby to była jakaś pokręcona forma prezentu.


– „Dlaczego teraz? Dlaczego w Wigilię?!” – wykrzyknęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.


Marek spuścił wzrok.


– „Bo chciałem, żebyś wiedziała. Bo nie mogę dłużej żyć w kłamstwie. Chcę, żebyśmy wszyscy zaczęli od nowa.”


– „Od nowa? Ty chyba żartujesz! Zrujnowałeś wszystko, co mieliśmy. A teraz przynosisz tutaj swoją kochankę i oczekujesz… czego? Zrozumienia?!”


Aneta w końcu odezwała się, cichym, drżącym głosem.


– „Proszę, nie krzycz na niego. To moja wina. Powinnam była się trzymać z daleka.”


– „Twoja wina?” – zaśmiałam się gorzko. – „Oboje jesteście winni. Zniszczyliście moje życie.”


Nie wiem, jak długo stałam tam, patrząc na nich, czując, jak wszystko we mnie się rozpada. W końcu nie wytrzymałam. Wybiegłam z domu, zostawiając ich samych. Śnieg sypał gęsto, a ja błąkałam się po pustych ulicach, próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Każdy krok wydawał się cięższy, każdy oddech bardziej bolesny.


Wróciłam późno w nocy. Dom był pusty, a stół z wigilijnymi potrawami nietknięty. Marek i Aneta zniknęli, zostawiając za sobą ciszę, która wypełniała każdy kąt. Usiadłam przy stole, wpatrując się w opłatek, który miał symbolizować miłość i jedność. Ale teraz wszystko wydawało się fałszem.


Tego wieczoru straciłam wszystko – męża, wiarę w miłość, nadzieję na spokojne życie.

Wigilia, która miała być pełna ciepła i spokoju, stała się początkiem końca. Teraz muszę nauczyć się żyć na nowo, choć nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam wybaczyć – ani jemu, ani sobie za to, iż nie widziałam wcześniej znaków, które prowadziły do tego koszmaru.

Idź do oryginalnego materiału