Oczywiście poprosiłam ją o pomoc przy dzieciach. Marta jest mężatką od pięciu lat. Wyszła za mąż, gdy miała dwadzieścia lat. przez cały czas nie mam dzieci.
Na początku podejrzewałam, iż nie są w stanie spłodzić dziecka. Ale moja córka powiedziała mi, iż wszystko jest w porządku z ich zdrowiem. "A zresztą, mamo, to nie twoje zmartwienie" - podsumowała córka.
Marta i jej mąż jeżdżą do kurortów, mają psa, kupili samochód i wyremontowali mieszkanie. Ich wiek jest odpowiedni, ich zdrowie jest doskonałe, nie mają problemów finansowych — nadszedł czas, aby mieć dziecko, a oni się nie spieszą.
- Teraz jest czas, abyś miała dziecko — powiedziałam córce.
- Mój mąż i ja w ogóle nie chcemy dzieci — odpowiedziała moja córka.
- Nie potrzebujemy ich.
- Cóż, musisz urodzić chociaż jedno — kontynuowałam, naciskając.
- Kiedy będziesz chciała mieć dziecko, będzie już za późno
- Nie chcę! - moja córka była zła.
- Słyszałam tylko: siedź z dziećmi, kąp je, wyprowadzaj na spacer, przyprowadzaj do domu, odrabiaj z nimi lekcje, opiekuj się młodszymi... Zawsze musiałam ustępować, bo byłam starsza. Ale odkąd skończyłam dwanaście lat, miałam dość tego macierzyństwa. Co ja wiem o szczęśliwym dzieciństwie? Nic. W końcu wszystko w rodzinie było wspólne. Nie trzeba było mieć pięciorga dzieci. Dwójka byłaby więcej niż wystarczająca. Ale nie, przeludniliście i rozmnożyliście się jak króliki. A któremu z tych dzieci byliście w stanie zapewnić przynajmniej jakieś warunki startowe? Żadnemu z nich. Wszystko musieliśmy stworzyć sami...
Jak mam teraz rozmawiać z córką, komunikować się z nią, skoro ona nienawidzi nas za swoje dzieciństwo?