Anka spojrzała na pozytywny test. "Co mam teraz zrobić?" - pomyślała. W wieku 26 lat była już niezależną dziewczyną. Pracowała w swoim zawodzie i wynajmowała mieszkanie. Była niezależna od rodziców, ale zawsze przyjmowała pomoc. Bardzo pragnęła tego dziecka. Rozumiała, iż nie chciałaby mieć dziecka z nikim innym, jak tylko z mężczyzną, z którym właśnie zaszła w tę ciążę.
Jedynym problemem było to, iż jej ukochany był żonaty. Jego wiara nie pozwalała mu na opuszczenie rodziny, ale zawsze mówił z całą powagą, iż jeżeli Anka chce mieć dziecko, przyjmie je i wychowa. Tak jak myślała, jej kochanek ucieszył się na wieść o jej ciąży, mówiąc, iż ich dziecku nie będzie niczego brakować. Ale jej rodzice... Mama i tata byli starej szkoły. Oprócz Anki mieli jeszcze jedną córkę, bliźniaczkę Ani Marysię, i syna, Romka.
Jej siostra nie lubiła dzieci, ale wspierała Ankę. Romek w ogóle się tym nie przejmował, układał sobie życie. Kiedy jej ojciec dowiedział się o ciąży (matka została poinformowana nieco wcześniej), był wściekły. Jego córka miałaby rodzić bez męża? Taki wstyd!
Matka próbowała uspokoić Andrzeja, ale bezskutecznie. Zabronił wszystkim wspominać imię Anki w swojej obecności. Ania urodziła córkę, Karolinę. Dziewczynka dorastała aktywna i piękna. Cała jej rodzina ją kochała (z wyjątkiem dziadka, który nigdy nie widział swojej wnuczki i przez cały czas zaprzeczał jej istnieniu). Kiedy Karolina miała dwa lata, brat Ani, Romek, postanowił się ożenić.
Z takiej okazji oczywiście miało się odbyć wesele. Anka postanowiła nie iść, aby nie zepsuć uroczystości brata, ponieważ wiedziała, iż ojciec będzie wściekły z powodu jej obecności. Ale Romek, wbrew woli ojca, osobiście przyprowadził siostrę na wesele. W jadalni było tłoczno i głośno, a wokół biegały dzieci. Wśród nich wyróżniała się mała dziewczynka o kręconych włosach i czarnych oczach. Bez względu na to, jak bardzo Andrzej starał się ignorować Karolinkę, nie mógł. Kochał dzieci do szaleństwa. A to była jego pierwsza i jak dotąd jedyna wnuczka.
Anka podniosła wzrok znad stołu, by mieć córkę na oku. Kiedy się odwróciła, nie mogła uwierzyć własnym oczom: Karolcia siedziała w ramionach dziadka i radośnie ćwierkała! Andrzej nie spuszczał wzroku z wnuczki przez całe wesele, był nią po prostu zafascynowany! Goście szeptali dookoła. Wszyscy zdawali sobie sprawę z sytuacji i byli wyraźnie zaskoczeni, podobnie jak sama Anka.
Dziadkowi pękło serce, gdy zobaczył swoją wnuczkę. Zdał sobie sprawę, iż martwił się na próżno. Przecież tu jest szczęście! Siedzi na kolanach i szczebiocze. Po ślubie syna ojciec podszedł do córki i poprosił ją, aby zostały z nimi dziś wieczorem. W ten sposób runął mur nie do przebicia zwany Dumą i Wstydem.