Z życia wzięte. "Zadzwoniłam do siostry. Miałam nadzieję, iż mnie zrozumie": Teraz w ogóle z nią nie rozmawiam

zycie.news 3 tygodni temu

Nasz synek niedługo skończy rok, a ja uświadomiłam sobie jedno: nikt poza mną nie potrzebuje tego dziecka. Nie jest potrzebny ani babciom, ani choćby mojemu mężowi. Najsmutniejsze jest to, iż choćby moja własna siostra mnie nie rozumie. Niedawno całkowicie stanęła po stronie mojego męża. Strasznie się o to pokłóciłyśmy.

Ktoś, kto ogląda naszą rodzinę z boku, odniesie wrażenie, iż w naszej rodzinie wszystko jest w porządku: trzypokojowe mieszkanie, na które mąż głównie zarabiał i do tej pory spłacamy kredyt hipoteczny z jego pensji. Zdrowe, aktywne dziecko, przy którym siedzę. Niestety w rzeczywistości wszystko nie jest takie różowe.

Mój mąż jest dobrym, pracowitym i wykształconym człowiekiem. Nie twierdzę, iż dzięki jego pracy nie tylko utrzymujemy się na powierzchni, ale w ogóle żyje nam się całkiem nieźle. Zawsze pełny stół, ładne ubrania, naprawy, lekarze. Mimo to byłam niesamowicie zmęczona. Dziecko z każdym miesiącem staje się coraz bardziej aktywne. Z tęsknotą pamiętam czas, kiedy większość czasu spał.

W domu nie mam czasu w nic. Żadnego sprzątania, żadnego gotowania, żadnego prania – dziecko wspina się wszędzie, rozlewa i przewraca wszystko. Jedyne co robię, to biegam za nim. I tak mnie to wymęczyło, iż w końcu poszłam do męża i wprost mu powiedziałam, iż już tak nie mogę.

Mój mąż odpowiedział mi mniej więcej tak: on pracuje i wykonuje swoje zadania, a ja muszę swoje. Poczułam się urażona taką postawą męża. Zadzwoniłam do siostry, chciałam się komuś wyżalić. Od kiedy urodziło się dziecko tylko na mnie spoczywa ciężar opieki nad nim.

Przecież choćby po wypisaniu ze szpitala mój mąż w niczym mi nie pomógł. Bał się wziąć syna na ręce, obawiając się, iż niechcący upuści dziecko lub zrobi mu krzywdę. Ale czas mija i teraz jest już rozwiniętym małym człowiekiem - a jego ojciec, jak poprzednio, nie podchodzi do niego. Maksimum - całusy przed pójściem spać. I to wszystko!

Miałam nadzieję, iż moja siostra mnie zrozumie i będzie mnie wspierać, ale Natalka mnie po prostu oszołomiła. choćby nie wysłuchała moich argumentów, tylko od razu zaczęła bronić mojego męża!

"Czego od niego chcesz? On pracuje" - powiedziała mi siostra.

"Mógłby chociaż jeden weekend spędzić z synkiem. Jestem tak zmęczona, Natalko, iż po prostu nie mogę" - powiedziałam.

Siostra zaczęła mi wmawiać, iż kobieta w zasadzie powinna rodzić sobie sama. Nigdy nie licz na męża, babcię ani nikogo. Dziś są, a jutro może ich nie być.

"Jeśli nie chcesz, żeby mąż cię zostawił, to przestań być taka wymagająca" - zamiast słów wsparcia wyjaśniła mi Natalka.

Wściekłam się – i to bardzo, bo przez długi czas nie mogłam położyć syna do łóżka, a moja własna siostra opowiadała jakieś bzdury! Zapytałam ją z goryczą, czy ona naprawdę też będzie rodzić, z góry zakładając, iż czeka ją status samotnej matki? Na co siostra odpowiedziała, iż ​​będzie miała normalną rodzinę i gdzie będzie nie tylko mąż, ale i ojciec dla dziecka.

Tak objawił się prawdziwy stosunek Natalki do mojej rodziny, do mnie, do moich bliskich. Więc ona po prostu myśli, iż jest mądrzejsza i lepsza ode mnie. To naprawdę mnie dotknęło: myślałem, iż jesteśmy i bliskimi sobie ludźmi. Od czasu tej kłótni już z nią nie rozmawiam. Niech żyje w swoim idealnym świecie, a ja, tak jak poprzednio, będę sama.

Idź do oryginalnego materiału