Za jego śladami

newsempire24.com 4 dni temu

„W jego ślady”

— Krzysiek, no czego ci brakuje? Spójrz tylko – polski jedynka, matma pała, a z lektur w ogóle zwiewałeś! Dlaczego się nie uczysz i ciągle wagary? Co ja mam z tobą zrobić, niedorajdo! — po raz kolejny zmartwiła się Ewa, przekładając kartki dzienniczka syna-ósmoklasisty.

— Nie wiem. — mruknął nastolatek i odwrócił się od matki.

— Ewka, daj chłopakowi spokój! Lektury, biologia… Ja też w młodości wagary ciągnąłem i jakoś wyszedłem na ludzi! — dobiegł z drugiego pokoju pijany głos męża Marka, który wylegiwał się na kanapie.

— A widzę! Żeby z synem po męsku pogadać, ale tobie przecież nie po drodze – ty u nas trzeci dzień nieprzytomny! — krzyknęła Ewa.

— No i co z tego?! Mam prawo! Nie piję twoich! A poza tym, u Zbyszka jubileusz był! Rok do pięćdziesiątki, nie byle co! — odparł Marek, opadł na poduszkę i znów zapadł w sen.

Ewa pochodziła z inteligenckiej rodziny. Rodzice wpajali córce nie tylko dobre maniery, ale zadbali też o porządne wychowanie. Ewa pilnie uczyła się w szkole, dostała się na prestiżowy wydział. Tylko przez złośliwy żart losu poznała Marka.

Poznali się na studenckiej imprezie. Ewa była na czwartym roku, a Marek skończył zawodówkę i zaczął pracę w fabryce. Ewa od razu zwróciła uwagę na przystojnego chłopaka z wyrazistymi oczami. Marek wyglądał nieco starzej niż był w rzeczywistości. Wtedy dziewczyna nie przypuszczała jeszcze, jak ten człowiek zburzy jej uporządkowane życie.

Zaczęli się spotykać, a wzięli ślub latem, gdy Ewa zdała wszystkie egzaminy i obroniła pracę dyplomową. Wszystko było w porządku, ale Ewie od początku nie podobało się, iż mąż nie opuści żadnej okazji do picia. choćby najdrobniejsze święto stawało się pretekstem do hucznej biesiady…

W pewnym momencie Ewa zrozumiała, iż popełniła błąd – ona i Marek w ogóle do siebie nie pasowali. Postanowiła się rozwieść. Ale los znów pokierował inaczej – kobieta odkryła, iż jest w ciąży.

Nie mogła zdecydować się na aborcję. Zostawić dziecko bez ojca też nie było najlepszym rozwiązaniem. Optymistka z natury, Ewa wierzyła, iż z narodzinami syna mąż się ustatkuje. ale gdy ten pijany zjawił się w szpitalu, z goryczą zrozumiała – nic się w nim nie zmieni.

I tak właśnie było. Marek pił często i dużo. W domu pomagał byle jak, bo albo szedł na kolejną imprezę z kumplami, albo odsypiał poprzednią.

Ewa specjalnie się nie skarżyła, wszystko ciągnęła sama: pracowała na pełnych obrotach, w domu było czysto i przytulnie, synowi Krzysiowi poświęcała uwagę. ale im chłopak starszy, tym bardziej upodabniał się do ojca. Ewa nie widziała w nim nic po sobie: Krzyś niechętnie się uczył, odmawiał chodzenia na kółka zainteresowań.

W siódmej klasie zupełnie się rozpuścił.

— Pani Ewo, proszę porozmawiać z synem. Na lekcjach chamski, nie słucha, a o ocenach już choćby nie wspomnę… Płakać się chce… — takie uwagi słyszała regularnie od wychowawczyni.

Po każdym zebraniu kobieta wracała do domu i w duchu przeklinała siebie, iż robi coś źle, iż gdzieś zawiodła.

Na początku Krzyś się tłumaczył i obiecywał poprawę. Ale słowa były puste.

Skończył gimnazjum. O liceum nie było mowy. Trzeba było iść do technikum. Ewa z przerażeniem uświadomiła sobie, iż syn idzie dokładnie w ślady ojca. A Marek w międzyczasie był już na dnie. Ewa musiała wyciągać go z ciągów, znosić awantury, a co gorsza – chodzić do fabryki i prosić, by męża nie wyrzucili z pracy.

W technikum Krzyś też nie błyszczał: opuszczał zajęcia, ubliżał nauczycielom, kłócił się z kolegami. Matce w domu oznajmiał, iż nauka mu nie leży.

— Mamo, może rzucić szkołę i pójdę do ojca do fabryki? Od razu zarobię trochę kasy. — rzucił kiedyś.

— Synku, co ty mówisz?! Jaka „kasa”? Toż to żargon! Trzeba mieć choć jakieś wykształcenie, zawsze możesz potem się dokształcić. Czy naprawdę chcesz żyć jak twój ojciec?

— No i co w tym złego? Tata żyje normalnie. — odparł syn.

— Właśnie! „Co złego”? Czepiasz się chłopaka jak rzep psiego ogona! Chce pracować, niech idzie! Tym bardziej, iż miejsce mamy. — wtrącił się Marek.

Ewie udało się jednak przekonać syna, by skończył szkołę. Biegała do nauczycieli, błagała, by przymknęli oko na wybryki Krzysia, dali mu kolejną szansę.

Jakoś ukończył technikum i od razu wrócił do pomysłu pracy z ojcem. Ewa odradzała, bo wiedziała, jak to się skończy. Tym bardziej iż Krzyś był żywym portretem Marka – nie tylko z wyglądu. Kobieta z trwogą stwierdzała, iż nic w nim nie ma po niej. To był syn Marka.

Ale ona, jak każda matka, do końca wierzyła, iż syn się opamięta. Los znów okazał się okrutny. Potwierdziły się jej najgorsze obawy – syn trafił na tę samą zmianę co ojciec i zaczęli pić razem.

Pewnego dnia Ewa wracała z pracy. Ledwo weszła do mieszkania, a tu potknęła się o coś w przedpokoju. Machinalnie zapaliła światło…

Na podłodze leżał nieprzytomny Krzyś. Kobieta padła na kolana i zaczęła nim potrząsać:

— Krzyś, Krzysiu, co z tobą? Synku, źle ci? — spanikowała i już sięgała po telefon, by wezwać pogotowie.

— E, mama… Zostaw… Zmęczony jestem… — machnął ręką i znów zasnął.

Ewa poczuła zapach alkoholu. Syn był kompletnie zalany. Nie doszedł choćby do pokoju – padł w przedpokoju. Tak samo robił Marek, gdy był młodszy.

Przeszła dalej. W kuchni, oparty o stół, drzemał pijany Marek. Chciała go obudzić i urządzić awanturę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.

Wzięła torbę i wyszła. Szła powoli chodnikiem, nie wiedząc dokąd. Bliskich przyjaciół, u których mogłaby się wyżalić, nie miała. Dotarła do pobliskUsiadła na ławce w parku, patrząc na zachód słońca, i po raz pierwszy od lat poczuła, iż może zostawić przeszłość za sobą.

Idź do oryginalnego materiału