Stary mężczyzna ciężko opadł na zimną ławkę w parku obok opuszczonego klubu. W dłoniach trząsły się zniszczone rękawiczki, a jego wzrok błądził po twarzach przechodniów, jakby kogoś szukał. Mijająca go niska, starsza kobieta z eleganckim siwym kokiem i torbą przewieszoną przez ramię zwróciła jego uwagę. Gdy ją zobaczył, podniósł się lekko i cicho zawołał:
— Marianna… Marianno Janowna… Zaczekajcie.
Kobieta przystanęła, zmrużyła oczy i rozpoznawszy w zmarszczkach twarzy niegdyś przystojnego, pewnego siebie mężczyzny znajome rysy, zacięła usta:
— Cóż za niespodzianka. Skąd się tu wziąłeś, Nowak?
— Ja… chciałem porozmawiać. Przeprosić. Wytłumaczyć.
— Wytłumaczyć? — głos Marianny Janowny zadrżał. — Po czterdziestu latach? Myślisz, iż mam krótką pamięć? Że zapomniałam?
— Chcę tylko, żebyś… żeby ona… usłyszała. choćby jeżeli nie wybaczy. Rozumiem. Po prostu… przed śmiercią chciałbym choć raz spojrzeć na swoją córkę. Żeby wiedziała, iż miała ojca. Że istnieję.
Marianna Janowna zamilkła. Potem, zaciskając pięści, szepnęła:
— Nigdy jej nie mówiłam, kim jest jej ojciec. Dla niej jesteś nikim. Pamiętaj tylko: jej reakcja może być różna.
— Będę tu jutro. jeżeli zdecyduje się przyjść… zaczekam.
Dawniej Tomasz Nowak był najprzystojniejszym chłopakiem w robotniczym osiedlu pod Łodzią. Wysoki, o bystrym spojrzeniu i figlarnym uśmiechu, starannie adorował młodą Mariannę: czekał pod bramą, przynosił kwiaty, budził zazdrość opowieściami o „tkalarkach, które za nim szaleją”. Ona zwlekała z odpowiedzią, ale w końcu uległa — i pokochała.
Wszystko rozpadło się nagle. Tomasz zniknął. Po kilku miesiącach Marianna dowiedziała się — ożenił się. Z córką miejscowego właściciela knajpy. Bogata, z mieszkaniem od ojca, z pewną przyszłością. Wygodnie. A Marianna została sama. niedługo zrozumiała, iż nosi pod sercem dziecko.
Nikomu nic nie powiedziała. Urodziła córkę — Ewę — i żyła dalej. Ojciec Ewy się nie pojawiał. Nie interesował się. Ona zaś dumnie niosła swoje macierzyństwo, nie oskarżając, nie upokarzając się, po prostu starając się być silna.
Tomaszowi życie ułożyło się gorzej. Jego żona okazała się bezpłodna. Często chorowała. W domu panowała cisza i ciężka atmosfera. Chodził ulicami, przyglądał się dzieciom, wypatrując znajomych rysów. Ktoś ze starych znajomych się wygadał i Tomasz zrozumiał: Ewa to jego córka.
Lecz lata mijały. Ewa dorosła, wyszła za mąż, urodziła córeczkę. Ojciec nie został zaproszony na ślub. Próbował się złościć, szukać winnych, ale zawsze zostawał sam — własnym katem.
Następnego dnia Marianna Janowna przyszła. Tym razem nie sama. Obok szła kobieta około trzydziestki, elegancka, z wyprostowaną postawą. To była Ewa.
Tomasz zerwał się, jakby odmłodniał o dziesięć lat. Oczy mu błyszczały. Nieśmiało podszedł:
— Ewa… Ja… jestem twoim ojcem. Jestem winien. Nie zasługuję, by choćby przy tobie stać, ale… dziękuję, iż przyszłaś.
Ewa milczała. Patrzyła uważnie. W jej oczach nie było nienawiści. Tylko zmęczenie i ostrożność. Poszli do jej domu.
Mieszkanie było jasne, przytulne. Na ścianach wisiały zdjęcia, w powietrzu pachniało jabłkowym ciastem. Tomasz siedział na brzegu krzesła, pił herbatę i mówił banalności, by przykryć zakłopotanie. Ewa zaś patrzyła na niego jak na kogoś, kogo całe życie znała tylko jako cień.
— jeżeli czegoś potrzebujecie… pomoc, lekarstwa — nagle powiedziała — po prostu dajcie znać.
— Nie… dziękuję — odwrócił wzrok. — Przez całe życie… ani razu nie pomogłem. Ani złotówki nie dałem.
Weszła mała dziewczynka — wnuczka. Ewa przedstawiła:
— To twoja wnuczka. Dziadek Tomasz.
Dziecko coś mruknęło, pobiegło do babci i razem wyszły na spacer. Zostali sami.
— Ja… chcę wam zostawić swój dom. Na wsi. Niewielki, ale solidny.
— Dziękujemy, ale nie potrzebujemy. U nas jest dobrze — spokojnie odpowiedziała Ewa. — Nie gniewajcie się, ale to niepotrzebne.
Tomasz zrozumiał. Wstał, podziękował za herbatę, poprosił o zdjęcie wnuczki. I wyszedł. Mąż Ewy zaproponował podwiezienie go na wieś. Przez całą drogę Tomasz siedział w milczeniu, trzymając w dłoniach fotografię. I płakał.
Gdy wrócił do swojego drewnianego domku pod Kutnem, otworzył dłoń i na odwrocie zdjęcia zobaczył napis:
„Tatusiowi. Od Ewy.”
I dopiero wtedy zrozumiał, iż może przebaczenie już się zaczęło. Tylko czasu, by to poczuć, zostało mu niewiele…