Wisława stała przy oknie swojego mieszkania w Łodzi, obserwując, jak Zbigniew wkłada fotelik dziecięcy do samochodu. Ich syn, czteroletni Kacper, radośnie paplał, nie mogąc doczekać się wizyty u babci i dziadka. Co weekend zabierali go do rodziców Wisławy, by ci mogli nacieszyć się wnukiem. ale za każdym razem, gdy wracali do domu, Wisławę ogarniało uczucie narastającej irytacji. Jej matka, Bronisława Janowska, szczerze wierzyła, iż opiekując się Kacprem, robi córce i zięciowi ogromną przysługę. Ta myśl doprowadzała Wisławę do szaleństwa, a ona ledwo powstrzymywała się, by nie wybuchnąć.
Wszystko zaczęło się dwa lata temu, gdy Kacper był już na tyle duży, by spędzać weekendy u dziadków. Wisława i Zbigniew uznali, iż to doskonały sposób, by rodzice mogli zbudować więź z wnukiem. Bronisława Janowska i jej mąż, Henryk Szymański, uwielbiali Kacpra. Rozpieszczali go pierogami, zabierali do parku, czytali bajki. Wisława cieszyła się, widząc, jak syn promienieje w ich towarzystwie. Pamiętała, jak sama w dzieciństwie uwielbiała odwiedzać babcię, i chciała, by Kacper miał równie ciepłe wspomnienia. Nie spodziewała się jednak, iż jej dobre intencje obrócą się w takie nieporozumienie.
Za każdym razem, gdy odbierali Kacpra, Bronisława Janowska witała ich z miną męczennicy, która poświęciła się dla ich dobra. „No i proszę, zrobiłam wam przysługę, możecie teraz odpocząć” — mówiła, ocierając nieistniejący pot z czoła. Albo: „Nie jest z nim łatwo, ale robię to przecież dla was, żebyście mogli załatwić swoje sprawy”. Wisława zaciskała pięści, czując, jak krew napływa jej do skroni. Chciała krzyknąć: „Nie prosimy cię o opiekę! Przywozimy Kacpra, żebyście WY byli z niego szczęśliwi!”. ale zamiast tego zmuszała się do uśmiechu i mruczała: „Dzięki, mamo”. choćby spokojny zwykle Zbigniew tracił cierpliwość. Szeptał w aucie: „Naprawdę myśli, iż zwalamy na nią Kacpra, żeby sobie pohulać? To dla nich, nie dla nas!”.
Nie chodziło o to, iż Wisława i Zbigniew nie cenili czasu z synem. Przeciwnie — uwielbiali wspólne budowanie zamków z klocków czy spacery nad Wisłą. Widzieli jednak, jak Bronisława Janowska tęskni za wnukiem, jak jej oczy błyszczą, gdy Kacper woła: „Babciu!”. Chcieli podarować rodzicom tę euforia i dać Kacprowi poczuć miłość wielkiej rodziny. ale z każdą wizytą słowa teściowej brzmiały coraz bardziej przykro. „Zmęczyłam się, ale nic, dla was się poświęcę” — mówiła, jakby wyrzucili jej dziecko pod drzwi, by uciec na wakacje. Wisława czuła się winna, choć nie wiedziała za co.
Apogeum nastąpiło poprzedniego weekendu. Gdy przywieźli Kacpra w sobotni poranek, Bronisława Janowska westchnęła: „Oj, znowu cały dzień za nim biegać. Ale rozumiem, macie swoje sprawy”. Wisława nie wytrzymała. Jej głos zadrżał, gdy odpowiedziała: „Mamo, nie przywozimy Kacpra, bo nam się nie chce z nim siedzieć! Chcemy, żebyś ty i tata mogli z nim być, żeby was znał i kochał! To nie przysługa dla nas, tylko dla was!”. W pokoju zapadła cisza. Bronisława Janowska mrugała zdezorientowana, a Henryk Szymański, siedzący w fotelu, zakaszlał i schował twarz w gazecie. Zbigniew ścisnął dłoń Wisławy, jakby mówił: „Brawo, w końcu to powiedziałaś”.
Tego wieczoru, odbierając Kacpra, zauważyli, iż Bronisława Janowska była cichsza niż zwykle. Nie narzekała, nie wzdychała, tylko przytuliła wnuka i cicho szepnęła: „Przyjeżdżajcie częściej”. Wisława odczuła ulgę, ale także lekkie ukłucie wyrzutów. Może była zbyt ostra? ale Zbigniew, wsiadając za kierownicę, uśmiechnął się: „Niech przyzwyczai się, iż nie zrzucamy na nią dziecka, tylko dzielimy się radością”. Kacper, śpiewając w tylnym siedzeniu, sprawiał, iż Wisława myślała — dla jego uśmiechu gotowa pozostało nie raz wytłumaczyć teściowej prawdę.
Teraz wciąż zabierają Kacpra do dziadków, ale ostrożniej. Wisława ma nadzieję, iż jej matka wreszcie pojęła: nie szukają niańki, ale pragną, by ich syn dorastał wśród kochających ludzi. ale gdy tylko usłyszy od Bronisławy Janowskiej wzmiankę o „przysłudze”, w sercu znów wrze. Wie — ich rodzina to nie transakcja, ale miłość. A jeżeli teściowa tego nie zrozumie, Wisława jest gotowa znów postawić sprawę jasno. Dla Kacpra. Dla prawdy.