Tajemnica na skraju
Krzysztof obchodził swoje urodziny. Postanowił spędzić je z rodziną w malowniczym dworku na skraju Beskidu Wyspowego. Gdy dotarli na miejsce, wybrał się z dziećmi na spacer leśnymi ścieżkami, które gubiły się między świerkami. Jego żona Kinga została, by przygotować uroczysty obiad. Z wprawą kroiła warzywa do sałatki, gdy nagle rozległ się przenikliwy dźwięk telefonu. Była to komórka Krzysztofa, zostawiona na dębowym stole. Dzwonek nie ustawał, więc Kinga, westchnąwszy, odebrała.
— Halo? — szepnęła cicho.
Po drugiej stronie zaległa przerażająca cisza, po czym połączenie się urwało. Kinga zastygła, ściskając telefon, a jej serce zabiło szybciej z niepokoju. W tej chwili wrócił Krzysztof z dziećmi, ich głosy brzmiały radośnie, ale jego twarz zmieniła się, gdy tylko zobaczył telefon w jej dłoni.
— Co robisz z moim telefonem? — spytał ostro, a w jego oczach przemknął cień.
— Dzwonili… ale milczeli — wyjąkała Kinga, czując, jak głos jej drży.
Krzysztof wyrwał jej telefon, a w jego spojrzeniu rozpętała się burza. To, co zdarzyło się potem, ścięło jej serce strachem.
Kinga poznała Krzysztofa piętnaście lat temu w małej kawiarence w centrum Krakowa, gdzie pracowała jako kelnerka. Tamten wieczór wypełniony był śmiechem i gwarem, gdy Krzysztof z przyjaciółmi zawitali do lokalu. Wydał się jej cichy, ale jednocześnie miał w sobie jakąś magnetyczną pewność siebie, która przyciągała spojrzenia.
Około północy towarzystwo zbierało się do wyjścia, zostawiając hojny napiwek. Krzysztof zatrzymał się przy Kindze i cicho, niemal szeptem, zapytał:
— Pozwoli pani, iż odprowadzę ją do domu? O której kończy się zmiana?
— Dziękuję, ale dam sobie radę sama — odparła Kinga, czując, jak policzki płoną.
Uśmiechnął się, pożegnał, ale gdy Kinga wyszła z kawiarni, zobaczyła go przed wejściem. Czekał.
To przypadkowe spotkanie stało się początkiem ich historii — lekkiej jak wiosenny wiatr, ale przeradzającej się w silne małżeństwo. Krzysztof pochodził z zamożnej rodziny, która przyjęła Kingę jak własną córkę. Jej własne dzieciństwo naznaczone było cieniem: rodzice rozwiedli się, gdy miała dwanaście lat. Ojciec opuścił miasto, założył nową rodzinę, a matka, pogrążona w urazie, często zostawiała Kingę samą.
Po ukończeniu gimnazjum Kinga dostała się do szkoły gastronomicznej w Krakowie, a później zatrudniła się w kawiarni. Życie z Krzysztofem stało się dla niej nowym światem. W wieku dwudziestu siedmiu lat piastował już wysokie stanowisko w prężnej firmie IT. Opłacił jej kursy programowania i pomógł dostać się do jego przedsiębiorstwa.
— Krzysztofie, tu jest tak ciekawie! — dzieliła się radośnie Kinga, wsiadając do samochodu po pracy. — Wszyscy tacy mili, zupełnie inaczej niż w kawiarni!
Krzysztof delikatnie pogładził ją po ramieniu.
— Wiedziałem, iż ci się spodoba. No to do sklepu? Obiecałaś oscypka z ziołami na kolację.
— Już nie mogę się doczekać, aż to ugotuję! — zaśmiała się Kinga.
Ich porozumienie było niemal magiczne, jakby znali się od zawsze. Jedynym cieniem na ich szczęściu była bezdzietność. Lekarze tylko rozkładali ręce: „To loteria”. Ale Krzysztof i Kinga się nie poddawali. Po latach starań i terapii, na świat przyszedł ich syn Miłosz, a dwa lata później — córka Kalina.
Krzysztof stał się wzorowym ojcem i mężem, przejmując wszystkie finansowe obowiązki. Kinga po urodzeniu dzieci poświęciła się rodzinie, rezygnując z pracy. Ale pewnego wieczoru, gdy dzieci poszły już do przedszkola, zamyśliła się:
— Krzysztofie, może wrócę do pracy? Dzieci w przedszkolu, a ja całe dnie w domu…
Krzysztof spojrzał na nią zdziwiony.
— Kinga, mówisz poważnie? Chcesz biegać między pracą a dziećmi, a potem jeszcze lekcje, zajęcia? Jesteś najlepszą matką i żoną, czy to za mało?
Przytulił ją czule, a Kinga, uśmiechając się, skinęła głową.
— Może masz rację.
Minęło sześć lat. Miłosz i Kalina poszli do szkoły, a Kinga dbała o rodzinne ciepło. Nie nudziła się: cztery lata temu zrobiła prawo jazdy, a Krzysztof podarował jej samochód. Jej dni wypełnione były szkołą, zajęciami dodatkowymi i sprawami męża. Gdy jednak zadzwoniła jej kuzynka Weronika z propozycją odwiedzin, Kinga ucieszyła się. Weronika była jedyną bliską osobą, z którą utrzymywała ciepłe relacje.
— Weronika, jakże ja za tobą tęskniłam! — wykrzyknęła Kinga, ściskając siostrę na dworcu.
Weronika obrzuciła ją wzrokiem.
— Kinga, ależ ty się zmieniłaś… Trochę zaokrągliłaś — zażartowała.
Kinga się zawstydziła.
— Dwoje dzieci, wiesz, nie dodaje smukłości. Ale Krzysztof mówi, iż choćby bardziej mu się tak podobam.
— No skoro Krzysztof tak mówi, to kto ja, żeby się sprzeczać? — mrugnęła Weronika. — Zabieraj mnie, marzę o kawie i gorącym prysznicu!
W domu Weronika wyznała, iż jej mąż wniosW domu Weronika wyznała, iż jej mąż wniosł o rozwód, porzucając ją dla młodszej kobiety.