Anna siedziała w kuchni, wpatrując się przez okno, gdzie jesienny wiatr tańczył z opadającymi liśćmi. Jej zamyślenie przerwała Kasia, która wpadła do pokoju z radosnym okrzykiem: „Mamo, mam wspaniałą wiadomość! Wychodzę za mąż! Z Jackiem złożyliśmy już papiery w urzędzie stanu cywilnego, ślub za miesiąc!” Anna zamarła, nie wierząc własnym uszom. „Córeczko, mówisz poważnie? – wyszeptała. – Dlaczego tak nagle? Nic mi nie mówiłaś!”
Kasia, promieniejąc szczęściem, opowiedziała, jak Jacek, jej chłopak, niespodziewanie zawiódł ją do USC. „Szliśmy obok, nagle złapał mnie za rękę i powiedział: ‚Masz dowód? Chodźmy!’ choćby się nie sprzeciwiłam.” – śmiała się. Anna, wciąż zdezorientowana, mruknęła: „Jutro Jacek przyjedzie z matką, żeby się oświadczyć.” Patrzyła na córkę, próbując pojąć, jak gwałtownie ta dorosła. „Trzeba się przygotować.” – pomyślała, czując, jak serce ściska się z powodu mieszanki euforii i niepokoju.
Następnego ranka Anna wstała o świcie. Musiała nakryć do stołu, doprowadzić się do porządku – goście przecież nie codziennie przychodzą. Wkładając jabłecznik do piekarnika, zamyśliła się. Jacek jej się podobał: poważny, pięć lat starszy od Kasi, od roku prowadził własny warsztat samochodowy. Bez ojca, wychowany tylko przez matkę, był pracowity i wydawał się solidny. Ale myśli Anny powędrowały w przeszłość, gdzie jej własne życie potoczyło się zupełnie inaczej, niż marzyła.
Dwadzieścia lat temu Anna była młodą dziewczyną, zakochaną w Marku. Poznali się na potańcówce w miejskim klubie. Był trochę starszy, pewny siebie, z iskrą w oku. Spacerowali do północy, pływali łódką po Wiśle, wdychali zapach świeżo skoszonej trawy. Anna czuła się najszczęśliwszą osobą na świecie. Ale wszystko się zmieniło, gdy odkryła, iż jest w ciąży. Matka krzyczała na nią, ale ją wsparła. Marek, gdy się dowiedział, zgodził się na ślub. „Będziemy rodziną.” – mówił, a Anna wierzyła.
Gdy przygotowywała się do porodu, Marek wyjechał do pracy za granicę. Wszystkie pieniądze w zanadrzu były potrzebne, zwłaszcza z dzieckiem na drodze. Przyjeżdżał, przynosił sumy, które wydawały się ogromne, i znów wyjeżdżał. Teściowa, dobra kobieta, pokochała synową od pierwszego dnia. Gdy nadszedł czas zabrania Anny i Kasi ze szpitala, Marek się nie pojawił. Matka i teściowa przyszły z kwiatami, ale ich wymijające spojrzenia zaniepokoiły Annę. Myślała, iż się spóźnia z pracy, ale serce już przeczuwało nieszczęście.
Pogrążona w opiece nad córeczką, Anna mieszkała u teściowej – tak nalegał Marek. Pewnego dnia, sprzątając pokój, znalazła list zagubiony pod kanapą. Pismo męża. „Mamo, nie wiem, jak powiedzieć Annie, ale wpadłem w tarapaty. Poznałem dziewczynę na urodzinach kolegi. Ona jest w ciąży, ma siedemnaście lat. Jej brat i ojciec dali mi ultimatum: albo się z nią ożenię, albo… Wybrałem ślub. Nie chcę kłopotów. Powiedz Annie sama. Potrzebny jest rozwód. Będę pomagać Kasi i jej, nie zrezygnuję z córki.” Anna udusiła się z bólu, łzy spływały jej po policzkach.
Jak przeżyła tę zdradę? Z pomocą matki i teściowej. Wróciła do rodziców, mimo próśb teściowej, by została. „Nie wytrzymam, jeżeli przyjedzie z nową rodziną.” – wyjaśniła. Ale teściowa nie odsunęła się. Przychodziła codziennie, przynosiła słodycze dla Kasi, jakby chciała wynagrodzić winę syna. „Jesteś dla mnie jak córka.” – mówiła. – „A Kasia to moja radość.” Anna nie trzymała urazy, widząc, jak teściowa kocha wnuczkę.
Ale zdrowie teściowej pogarszało się. Pewnego dnia, gdy nie pojawiła się przez trzy dni, Anna pobiegła do niej. Trzymając ją za rękę, teściowa wyznała: „Choruję od półtora roku. Wybacz mi za Marka. Zawiódł mnie. Proszę, nie wzywaj go, choćby gdy mnie zabraknie. Mieszkanie i oszczędności zostawiam Kasi.” Anna dotrzymała słowa. Teściową pochowano bez Marka.
Trzy lata później odeszła też matka Anny. Została sama z Kasią, która miała już trzynaście lat. Dziewczynka była mądra, posłuszna, uczyła się świetnie, co było jedyną pociechą. Czas mijał, aż pewnego dnia pod blokiem Anna spotkała Marka. Zmienił się: zniszczony, z przemęczonym spojrzeniem, śladu dawnej pewności siebie nie było. „Ania, cześć.” – powiedział, próbując się uśmiechnąć. Zatrzymała się, starając się nie pokazać wzruszenia.
– Co u Kasi? Przywiozłem pieniądze, wiem, iż zalegam. Życie mi się nie układa. – zaczął, grzebiąc w kieszeniach.
– U nas wszystko w porządku. – odparła Anna zimno. – Twoja matka prosiła, żeby cię nie wzywać, choćby gdy chorowała. Nie chciała cię widzieć.
Marek coś mruknął o pragnieniu zobaczenia córki, ale Anna już weszła do klatki. Później sąsiedzi opowiedzieli: jego małżeństwo się rozpadło, okazało się, iż dziecko nie jest jego, ale żony i jej kolegi z klasy. Ona odeszła do niego, a Marek nigdy więcej się nie ożenił.
Anna ocknęła się z zamyślenia. Jabłecznik już wypełnił kuchnię aromatem. Nakrywała do stołu, spoglądając przez okno. „Jak gwałtownie mija czas – myślała. – Kasia już panna młoda. Wczoraj jeszcze zaplatałam jej warkocze, a dziś wychodzi za mąż.” Przez okno zobaczyła, jak Jacek pomaga Kasi wysiąść z samochodu, a potem podaje rękę swojej matce. „Jaki troskliwy.” – uśmiechnęła się.
– Mamo, poznaj moją przyszłą teściową, Jadwigę. – przedstawiła Kasia.
– Proszę, mów mi Jaga. – uśmiechnęła się kobieta, wyciągając dłoń. – Bardzo mi miło.
Młodzi poszli do pokoju, a Anna z Jagą rozmawiały jak stare przyjaciółki. Śmiały się, dzieliły historiami i obie czuły, iż ich dzieci będą szczęśliwe. Pobłogosławiły Kasię i Jacka, wiedząc, iż zrobią wszystko, by ich życie wypełniła miłość.