Żałuję, iż wpuściłam bratanka do naszego mieszkania — teraz w rodzinie mam więcej wrogów niż sąsiadów
Wanda i jej młodsza siostra Bożena pochodzą z małej mieściny na południu Polski, gdzie każdy zna każdego, a plotki rozchodzą się szybciej niż smażone pierogi znika z talerza. Ich losy potoczyły się zupełnie inaczej.
Wanda była szkolną „gwiazdą” — złota medalistka, wyjechała do Krakowa i dostała się na studia. Tam poznała przyszłego męża, wzięli ślub i zostali w mieście, dziedzicząc po jego rodzicach maleńkie mieszkanko.
Bożena została w rodzinnym domu. Dwa małżeństwa — oba katastrofalne. Po każdym dziecko. Czy to przez jej trudny charakter, czy pech w wyborze mężczyzn, ale po rozwodach wróciła z dwójką dzieci pod rodziców dach.
U Wandy z mężem też bywało różnie. Raz mieli pieniądze, raz musieli zaciskać pasa. Ale krok po kroku budowali swoją przyszłość. Kupili pokój, sprzedali, zainwestowali w kawaleria, potem w dwupokojowe mieszkanko — miało być startem dla ich syna Adama. Chłopak dostał się na medycynę, uczył się jak szalony. Marzyli, iż po studiach i ślubie wprowadzi się tam z żoną i zacznie dorosłe życie.
Ale los lubi płatać figle.
Gdy syn Bożeny — Krzysztof — skończył szkołę, też postanowił ruszyć do Krakowa. Dostał się do technikum, chciał pracować i wynajmować pokój. Tyle iż na czynsz nie miał złamanego grosza. Wtedy Bożena, z typową dla siebie upartością, poprosiła siostrę o przygarnięcie chłopaka „na te parę lat”. Obiecywała, iż będzie płacił rachunki, znajdzie pracę, a ona pomoże, kiedy tylko będzie mogła. Wanda dała się przekonać.
Dwa lata minęły w mgnieniu oka. Adam zakochał się, oświadczył się Magdzie. Zaczęli szykować się do ślubu. Wanda uprzedziła bratanka:
— Krzysiu, do lata musisz się wyprowadzić. Jesienią w mieszkaniu będzie Adam z żoną.
Wydawało się sprawiedliwe. Ale zaczęły się telefony.
— Znalazłem nową pracę, ale grosze…
— Dziewczyna w ciąży…
— Planujemy ślub…
Wanda z mężem znów dali się namówić. Pozwolili zostać do września. Potem remont, przeprowadzka Adama. Wszyscy wiedzieli. choćby Bożena. Kiwała głową, mówiła:
— Jasne, pomożemy. Wszystko rozumiemy.
Ale lato przeszło, nadszedł sierpień. Bożena zadzwoniła:
— Nie mamy jak pomóc synowi. Córka niedługo rodzi, jej teraz potrzebne. A i wesele wisiaWanda i jej mąż w końcu postawili sprawę na ostrzu noża – i choć rodzina nazwała ich bezdusznymi, oni już wiedzieli, iż czasem dobre serce musi mieć twardą skorupę.