Zamieszkałam z mężem w mieszkaniu moich rodziców, a oni przenieśli się do małego domku na wsi. niedługo miał urodzić się nasz synek, ale Krzysztof oznajmił nagle, iż dostał pracę w innym mieście. Spakował się i pojechał, nie zostawiając ani złotówki. Gdy wrócił, moje życie wyglądało już zupełnie inaczej — i nie byłam sama

przytulnosc.pl 6 dni temu

Jeszcze w liceum miałam pecha do chłopaków. Wszystkie moje koleżanki chodziły z kimś, a ja ciągle byłam sama. choćby na studiach nic z tego nie wychodziło. Byłam całkiem ładna, ale związek się nie składał. Po studiach zaczęłam pracę.

Pewnego dnia poznałam kogoś przez media społecznościowe. Nazywał się Krzysztof. Dużo pisaliśmy do siebie, rozmawialiśmy przez telefon. Okazało się, iż mieszkamy w tym samym miasteczku, a choćby chodziliśmy do tej samej szkoły. Po kilku spotkaniach zaczęliśmy się spotykać, a po miesiącu już razem mieszkaliśmy.

Wprowadziliśmy się do mojego mieszkania, które dostałam od rodziców — oni przeprowadzili się na wieś. Było cudownie. Rozumieliśmy się bez słów. Ale to szczęście nie trwało długo. Po roku wspólnego życia zdecydowaliśmy, iż chcemy mieć dziecko. Byłam w ciąży i przepełniała mnie radość. Codziennie mówiłam do brzucha, do mojego synka. Ale Krzysztof wydawał się jakby nieobecny. Całymi dniami siedział przy komputerze, nie zwracając na mnie uwagi.

Nie pomagał w ogóle, choćby wyrzucenie śmieci wymagało proszenia. Potem zaczął mieć problemy w pracy, które ostatecznie doprowadziły do zwolnienia — i to z jego winy. Ja byłam wtedy w szóstym miesiącu, pracowałam jeszcze, ale wszystko układało się nieźle.

Krzysztof nie spieszył się z szukaniem nowej pracy, choć mówił, iż szuka. Zbliżał się termin porodu, a on nagle oznajmia, iż wyjeżdża do pracy do innego miasta. Nie zapytał mnie o zdanie, nie zostawił grosza — po prostu pojechał. W momencie, kiedy najbardziej go potrzebowałam. Na szczęście dostałam zasiłek macierzyński.

I tak nadszedł dzień porodu — byli przy mnie tylko moi rodzice. Przyszedł na świat mój synek, którego kocham nad życie. Ojciec pojawił się dopiero po miesiącu — bez grosza. Tłumaczył się, iż miał okres próbny i jeszcze nie dostał wypłaty. Później przywoził jakieś pieniądze, ale niewarte tego, iż był tak daleko.

Kiedy miał być obok — go nie było. Kiedy potrzebowałam pomocy — nie miał czasu. W praktyce sama wychowywałam dziecko.

Z czasem zaczęły się dziwne zachowania z jego strony, pretensje bez powodu. Długo milczałam, aż w końcu powiedziałam „dość” i kazałam mu się wynosić.

Dziś mój synek ma trzy lata. Żyjemy we dwójkę i radzimy sobie doskonale. O alimentach możemy zapomnieć — Krzysztof „nie ma pieniędzy”. Synka nie odwiedza, choćby na urodziny. Może i dobrze. Nie chcę go już widzieć. Dla mojego synka to zupełnie obcy człowiek.

Idź do oryginalnego materiału