Zamknięta drzwiami: poczucie obcości w ich życiu

newsempire24.com 1 dzień temu

Synowa zatrzasnęła mi drzwi przed nosem: czuję się jak obca w ich życiu

— Mój syn jest żonaty od pięciu lat, a ja przez ten czas ani razu nie byłam u nich w gościnie. choćby na progu nie stanęłam. Synowa od początku dała mi do zrozumienia: nie lubi gości — z bólem w głosie opowiada 60-letnia Helena Michałowska z Poznania.

Syn mieszka z żoną w jej mieszkaniu — skromna kawalerka w centrum miasta. Dla dwojga wystarczy. Oboje pracują, oszczędzają, planują kupić coś większego. Wydawałoby się, iż wszystko układa się prosto i logicznie.

— Dopóki nie mieli dzieci, nie narzucałam się. Oni od rana do wieczora w pracy, ja na swojej działce — każdy miał swoje sprawy. Widywaliśmy się tylko na święta, regularnie dzwoniliśmy. Byłam zadowolona — przyznaje kobieta.

Lecz niedawno wszystko się zmieniło. Ewa — synowa Heleny — z trudem donosiła córeczkę, poród był ciężki. Młoda mama ledwo przeżyła. Teściowa odwiedzała ją w szpitalu, przynosiła wszystko, co potrzebne, martwiła się i pomagała, jak potrafiła. Po takim doświadczeniu choćby nie przypuszczała, iż po narodzinach wnuczki odsuną się od niej całkowicie.

— Ewa jeszcze przed porodem mówiła, iż chcą wychowywać dziecko sami. Bez pomocy. Myślałam, iż to tylko słowa. Nie przeżyje kilku nieprzespanych nocy, zmęczy się i w końcu poprosi o pomoc. Zwłaszcza iż ja wiem, jak to jest być młodą matką — dzieli się kobieta.

Helena Michałowska wspomina, jak jej własna mama pomagała jej, gdy wychowywała Jacka. Gotowała, sprzątała, spacerowała z nim, gdy ona odpoczywała. Tamto wsparcie było bezcenne.

— Przyjechałam po wypis ze szpitala, jak przystało — z kwiatami, prezentami, ze łzami w oczach. Przytuliłam syna, pogratulowałam Ewie. A oni po prostu podwieźli mnie do domu, mówiąc: “Chcemy odpocząć, może później”. Ani “wpadnij na herbatę”, ani “posiedź chwilę”. Jakbym została wyłączona z ich życia.

Pierwszy miesiąc w ogóle nie dopuszczali nikogo do dziecka. Ewa tłumaczyła to “izolacją”, “adaptacją”, “czasem dla rodziny”. No dobrze. Poczekamy miesiąc. Minął drugi… trzeci… Już pół roku, a drzwi wciąż zamknięte.

— Spotykamy się tylko na spacerach. Ewa czasem wręczy mi wózek i powie: “Przejdź się, ja wracam — pranie czeka”. A ja idę, a za mną słyszę, jak zamykają drzwi. choćby progu nie przekroczyłam. Ani razu. Przez cały ten czas — mówi ze smutkiem teściowa.

Helena początkowo się obrażała. Płakała, złościła się. W końcu pogodziła z sytuacją.

— Myślę sobie: dobrze, iż chociaż na spacery pozwala. Chociaż widuję wnuczkę. Chociaż nie ją całkiem przede mną ukrywa. Chodzę z nią po parku, śpiewam piosenki, a potem oddaję wózek i znowu — żegnaj.

Czasem zastanawia się — może coś zawiniła? A może Ewa ma swoje powody? Ale żadnych wyjaśnień nie usłysza. Tylko chłodny dystans, jakby nie były rodziną, a obcymi ludźmi na jednym klatkowym piętrze.

Czasem najtrudniej jest zaakceptować, iż miłość nie zawsze wygląda tak, jakbyśmy chcieli. Może prawdziwa troska to także uszanowanie czyjegoś wyboru, choćby gdy boli?

Idź do oryginalnego materiału