Zamknięte drzwi: czuję się obca w ich życiu

polregion.pl 11 godzin temu

Synowa zatrzasnęła mi drzwi przed nosem: czuję się jak obca we własnej rodzinie

— Mój syn jest żonaty już pięć lat, a ja przez cały ten czas ani razu nie byłam u nich w domu. choćby na progu nie stanęłam. Synowa od początku dała mi do zrozumienia: nie lubi gości — z bólem w głosie opowiada 60-letnia Barbara Nowak z Krakowa.

Syn mieszka z żoną w jej kawalerce — skromnym jednopokojowym mieszkaniu w centrum miasta. Dla dwojga wystarczy. Oboje pracują, oszczędzają, planują powiększenie przestrzeni. Wydawałoby się, wszystko proste i logiczne.

— Dopóki nie mieli dzieci, nie narzucałam się. Oni w pracy od rana do wieczora, ja na działce u siebie — każdy miał swoje zajęcie. Widywaliśmy się tylko od święta, regularnie dzwoniliśmy. Byłam zadowolona — przyznaje kobieta.

Ale niedawno wszystko się zmieniło. Ewa — synowa Barbary — ciężko znosiła ciążę, poród był trudny. Młoda mama ledwo przeżyła. Teściowa odwiedzała ją w szpitalu, przynosiła potrzebne rzeczy, martwiła się i pomagała, jak tylko mogła. Po takich doświadczeniach choćby nie przypuszczała, iż po narodzinach wnuczki zostanie odsunięta na boczny tor.

— Ewa jeszcze przed porodem mówiła, iż chcą wychowywać dziecko sami. Bez pomocy. Ale myślałam, iż to tylko słowa. Nie prześpi kilku nocy, zmęczy się i w końcu poprosi o pomoc. Tym bardziej iż wiem, jak to jest być młodą mamą — dzieli się kobieta.

Barbara wspomina, jak jej własna matka pomagała jej, gdy wychowywała Jacka. Gotowała, sprzątała, spacerowała z nim, gdy ona odpoczywała. To wsparcie było bezcenne.

— Przyjechałam po porodzie, jak przystało — z kwiatami, prezentami, łzami w oczach. Przytuliłam syna, pogratulowałam Ewie. A oni po prostu podrzucili mnie do domu, mówiąc: „Chcemy odpocząć, może innym razem”. Ani „wpadnij na herbatę”, ani choćby „posiedź chwilę”. Jakby ktoś postawił moje życie na pauzie.

Przez pierwszy miesiąc w ogóle nie dopuszczali nikogo do dziecka. Ewa tłumaczyła to „izolacją”, „adaptacją”, „czasem dla rodziny”. No dobrze. Miesiąc można poczekać. Ale minął drugi… trzeci… Mija pół roku, a drzwi wciąż zamknięte.

— Spacerujemy tylko na dworze. Ewa może mi podać wózek i powiedzieć: „Przejdź się, ja wracam — pranie czeka”. A ja idę, a za mną drzwi zatrzaskują się. choćby na próg nie weszłam. Ani razu. Przez cały ten czas — mówi ze smutkiem teściowa.

Barbara najpierw się obrażała. Płakała, złościła się. Potem pogodziła z sytuacją.

— Myślę: dobrze, iż chociaż pozwala na spacery. Chociaż widuję wnuczkę. Nie odcina mnie od niej całkowicie. Chodzę z nią po parku, śpiewam piosenki, a potem oddaję wózek i znów — do widzenia.

Czasem zastanawia się — może coś zawiniła? A może Ewa ma swoje powody? Ale żadnych wyjaśnień nie dostała. Tylko chłodny dystans, jakby nie byli rodziną, a przypadkowymi sąsiadami.

A co ty myślisz? Czy młoda mama ma powody, żeby tak się zachowywać? Czy to przejaw braku szacunku i oderwania? Jakbyście postąpiły na miejscu Barbary?

Idź do oryginalnego materiału