„Tylko doba — i nas wyrzucili”: jak teściowa zaprosiła nas w gościnę, a potem nie wytrzymała naszych dzieci
Gdy teściowa zaprosiła nas na weekend do swojego domu pod Warszawą, szczerze mówiąc, nie paliłem się do wyjazdu. Nasze relacje zawsze były… powiedzmy, chłodne. Nie kłóciliśmy się otwarcie, ale też nie było między nami ciepła. Dzwoniła tylko od czasu do czasu, by spytać o wnuki, i cieszyłem się, iż rozmowy kończyły się szybko. Ale po przejściu na emeryturę Halina Stanisławowa nagle postanowiła zostać „babcią roku” i zobaczyć się z dziećmi. „Przyjedźcie na grilla, odetchniecie świeżym powietrzem, odpoczniecie!” — namawiała. No cóż, skoro żonie było wszystko jedno, a dzieciom może być fajnie — zgodziłem się.
Żona choćby wcześniej zwolniła się z pracy. Przyjechaliśmy, rozlokowaliśmy się, kiełbaski dopiekały się na grillu, dzieci bawiły się, pogoda była świetna. Zostaliśmy ulokowani na piętrze — wygodnie, przestronnie. Wieczór minął przyjemnie, teść nalał mi dwa kieliszki, zaczęliśmy rozmawiać. Tymczasem żona położyła młodszego synka spać, a starszy został na podwórku z babcią i dziadkiem — przyszli jeszcze sąsiedzi. Po paru godzinach wracam, a teściowa już z wykrzywioną miną: „Zabierz go. Wyssał ze mnie wszystkie siły! Biega bez przerwy!”
Następnego dnia wstałem wcześniej, poszedłem zrobić śniadanie. Młodszy był ze mną w kuchni, starszy obudził się później i poszedł grać w piłkę na podwórko. Wtedy wpada Halina Stanisławowa, rozdrażniona: „Twój syn jest kompletnie niegrzeczny! Biegał po schodach, krzyczał, a przecież goście jeszcze śpią!” Tylko iż nikt nie spał — było już prawie dziewiąta. A mój syn nie biegał, tylko schodził ostrożnie. Ale jej nie przekonasz — jeżeli wnuk hałasuje, to znaczy, iż ja jestem złym ojcem.
Później starszy znów przebiegł po schodach, gdy wszyscy byli już na zewnątr„O, znowu biega! Żadnego spokoju z tymi dziećmi!” — westchnęła z przesadą i teatralnie przyłożyła dłoń do czoła.