Zasady teściowej

twojacena.pl 4 godzin temu

— Nie, Włodzimierzu Stanisławowiczu! Nie i koniec! — uderzyła pięścią w stół Kinga, przez co filiżanki na spodkach zadzwoniły. — Mam dość! Nie wytrzymam dłużej!

Teść uniósł zdziwione brwi, odłożył gazetę.

— Kinga, co się stało? O co chodzi?

— Chodzi o to, iż nie jestem waszą służącą! — synowa wstała, ręce w biodra. — Twoja matka całe dni tylko wydaje rozkazy, jakbym była kimś gorszym! A ty milczysz!

Zuzanna Andrzejewna, teściowa, weszła do kuchni w tej samej chwili, usłyszała krzyk.

— Co się tutaj dzieje? Kinga, dlaczego wrzeszczysz na cały dom?

— Proszę! — Kinga wskazała palcem na teściową. — Oto ona! „Kinga, skocz po chleb”, „Kinga, ugotuj barszcz”, „Kinga, umyj podłogi”! Czy ja jestem waszą pokojówką?

Zuzanna Andrzejewna zacisnęła usta, usiadła przy stole.

— A kto, według ciebie? Ja jestem stara, chora, Włodzimierz całe dni w pracy. Ty młoda, zdrowa…

— Ja też pracuję! — przerwała Kinga. — W sklepie stoję od rana do wieczora, nogi bolą, a wracam do domu — znowu gotuj, sprzątaj, pierz!

Włodzimierz Stanisławowicz podrapał się po głowie, spojrzał raz na żonę, raz na matkę.

— Mamo, może Kinga naprawdę jest zmęczona…

— A, więc tak! — oburzyła się Zuzanna Andrzejewna. — Teraz i ty przeciwko mnie! Własną matkę dla jakiejś…

— Dla jakiejś?! — zawrzała Kinga. — Jestem żoną twojego syna, przypominam! I urodzę mu dzieci, jeżeli Bóg da! A ty nazywasz mnie „jakąś”!

Teściowa odwróciła się do okna, milczała. Włodzimierz Stanisławowicz wstał, podszedł do żony.

— Kiniu, nie trzeba tak. Mama jest starsza, ciężko jej samodzielnie…

— A mnie jest łatwo, tak? — Kinga odsunęła się od męża. — Słuchaj, Włodek, powiem ci szczerze: albo coś się zmieni, albo ja stąd wyjadę!

Zapanowała cisza. Zuzanna Andrzejewna powoli się odwróciła.

— Dokąd niby wyjedziesz? Do swoich rodziców? Tam cię z otwartymi ramionami czekają?

Kinga zbladła. Faktycznie miała trudne relacje z rodzicami, zwłaszcza z ojcem, który do dziś nie wybaczył jej małżeństwa.

— Znajdę gdzieś, nie martwcie się!

— Kinga, nie mów głupot! — Włodzimierz ujął żonę za rękę. — Jesteśmy rodziną. Trzeba się jakoś dogadać.

— Właśnie o to chodzi! — Kinga wyrwała rękę. — Dogadać się! Więc słuchajcie moich warunków.

Zuzanna Andrzejewna prychnęła.

— Jeszcze czego! Warunki stawia! W moim domu!

— W naszym domu! — poprawiła Kinga. — Włodek, powiedz matce, iż to też nasz dom!

Włodzimierz Stanisławowicz zawahał się. Dom rzeczywiście był na matkę, dostała go jeszcze od swoich rodziców. Ale po ślubie młodzi tu mieszkali, innych opcji nie było.

— Mamo, no technicznie…

— Żadnych „technicznie”! — ucZuzanna Andrzejewna westchnęła głęboko, po czym spojrzała na Kingę i powiedziała: „Dobrze, spróbujmy żyć po twojemu, ale pamiętaj, iż dom to nie tylko ściany, ale ludzie, którzy się o niego troszczą”.

Idź do oryginalnego materiału