Zaufliwy mąż i buteleczka z trucizną

twojacena.pl 1 tydzień temu

Zaufany mąż i buteleczka z trucizną

– Jesteśmy, mamo – Lew otworzył przed matką drzwi samochodu.

Aniela wysiadła i spojrzała w górę, na okna swojego mieszkania. Westchnęła.

– Co, mamo, znowu źle?

– Nie, synku. – Zajrzała mu w oczy. Widziała w nich szczery niepokój. – Całe życie w tym mieszkaniu przeżyłam. Najpierw z rodzicami, potem z mężem. Ciebie tu z porodówki przyniosłam. Byłeś takim ślicznym chłopczykiem. – Zamilkła na chwilę. – Pamiętasz, jak kupowaliśmy firanki po remoncie? A teraz… – Znów rzuciła wzrokiem w stronę okien.

Ile godzin spędziła, patrząc przez kuchenne okno, wypatrując swojego Michała. Gdy tylko dostrzegała, iż idzie przez podwórko, od razu sprawdzała, czy kolacja nie ostygła. Zawsze zostawiała włączony gaz pod czajnikiem. Michał uwielbiał pić wrzątek, koniecznie z kostką cukru. Słodkiej herbaty z cukierkami nie uznawał. Wiejska natura dawała o sobie znać.

– Chodź, mamo – przerwał jej rozmyślania syn, delikatnie dotykając jej dłoni. – Kinga pewnie już się niecierpliwi.

– Kinga… – powtórzyła cicho Aniela. – Ani razu do mnie nie przyszła. Czekała na moją śmierć?

– Mamo, przestań – ostro przerwał jej syn.

Weszli na drugie piętro starej kamienicy w centrum miasta. Syn otworzył ciężkie, wysokie drzwi, na których widać było ślady po śrubach i tabliczce z nazwiskiem jej ojca: „Leon Zawadzki. Profesor”.

Synowa wyjrzała z pokoju, prychnęła i zniknęła.

– Chodź, mamo, zaraz zrobię ci herbatę, z cytryną, jak lubisz – powiedział Lech.

Aniela przeszła do małego pokoju, który kiedyś był pokojem syna, a jeszcze wcześniej – jej własnym, panieńskim. Ciężko opadła na wysłużoną kanapę, odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy.

„Co teraz będzie?” – pomyślała.

***

Aniela wyszła za mąż późno. Ojciec-profesor widział w niej swoją następczynię, chciał, żeby kontynuowała naukę, jego projekty. Zalecało się do niej wielu. „Nie spiesz się, córko. Chłopcom chodzi o nazwisko twojego ojca, nie o ciebie” – mawiała matka.

Ale w wieku trzydziestu lat sama zakochała się w nieporadnym młodym doktorancie. Ojciec go uwielbiał, przepowiadał mu świetlaną przyszłość. Pewnie dlatego zgodził się na ich ślub. Rok później ojciec przeszedł na emeryturę, oddając katedrę zięciowi. Oni z matką wyprowadzili się na wieś, zostawiając mieszkanie młodym.

Z Michałem żyło się dobrze, tylko nie mogli doczekać się dziecka. Aniela już traciła nadzieję, gdy w końcu się udało. Jakże się cieszyli! Gdy urodził się syn, o nauce musiała zapomnieć. Michał też wolał, żeby została w domu i zajęła się wychowaniem chłopca.

On sam pracował na uczelni za dwóch. Pisał prace, książki. Nie brakowało zawiśników. Gdy Lech, nazwany na cześć dziadka, był w siódmej klasie, Michał zmarł na zawał. Nie wytrzymał nagonki nieżyczliwców, którzy nazywali go przybłędą, pseudonaukowcem, który zrobił karierę dzięki małżeństwu z córką profesora. Nie przeżył tego, umarł.

Aniela została sama z synem. Na uczelnię już nie wróciła – jaki z niej wykładowca, naukowiec? Wszystko zapomniała. Sprzedała dom po rodzicach. Pieniędzy starczało na życie. Potem Lech skończył studia, zaczął pracować.

Gdy syn przyprowadził do domu Kingę, zrozumiała, iż to poważne. Próby odradzania małżeństwa na nic się nie zdały. Syn oszalał na punkcie tej pięknej dziewczyny. Matczynym sercem wyczuwała niechęć do wybranki syna. Pytała: skąd jest? kim są jej rodzice? Kinga odpowiadała wymijająco. Zakochany syn prosił, żeby nie dręczyła narzeczonej.

Nie spodobało się Anieli, gdy na ślub nie przyjechał żaden z jej krewnych, włącznie z rodzicami.

– Ma trudne relacje z matką i ojczymem, a biologiczny ojciec jest chory – bronił narzeczonej Lech.

I Aniela ustąpiła. Lechu jest szczęśliwy, a dla kochającej matki to najważniejsze. Zniesie wszystko, polubi synową, byle tylko synowi było dobrze.

Gotowała dla powiększonej rodziny, ale Kinga krzywiła nosek i mówiła, iż nie je ciast, dba o figurę. Praktycznie nic nie jadła.

– Dla kogo ja w takim razie gotuję? – denerwowała się Aniela.

– Mamo, nie dręcz jej. Niech je, co chce – bronił żony syn, choć sam często jadał kolacje w knajpach.

Kinga niby gdzieś pracowała. Wychodziła rano, a wracała już koło południa albo kilka później. Z firmowymi torbami z butików, z nową fryzurą.

Dawniej często siedzieli z synem, rozmawiali serdecznie. Dzielił się z nią planami, radził. Teraz zamykał się z Kingą w pokoju, nie wychodził bez potrzeby.

– Ciesz się, iż nie żądają wymiany mieszkania – pocieszała Anielę przyjaciółka.

Aniela chwytała się za serce. Nie chciała stracić mieszkania w centrum miasta, z wysokimi sufitami, szerokimi klatkami schodowymi i dużymi oknami, gdzie mieszkały kolejne pokolenia jej rodziny. Ale kto wie, może nocna kukułka zaśpiewa Lechowi, a on dla niej zrobi wszystko, choćby przeciw matce.

Potem syn ją ucieszył – Kinga jest w ciąży. Aniela odetchnęła. Będzie dziecko, pojawi się potrzeba pomocy, a ona tu jest. Znaczy, wymiana mieszkania na razie nie grozi. Wymieniła się pokojami z młodymi. Dziecko potrzebuje przestrzeni, powietrza.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, iż Aniela zaczęła zauważać, iż często śpi choćby w ciągu dnia, czego wcześniej nigdy nie robiła. Wstawała z ciężką głową, jakby wypełnioną watą. Myślała wolno, wszystko zapominała.

Chciała zadzwonić do przyjaciółki, a książki telefonicznej nie mogła znaleźć. Szukała dwa dni, a potem nagle leżała na najbardziej widocznym miejscu. Okulary znajdowała w najdziwniejszych miejscach, choćby w lodówce. Czyżby sama je tam położyła? Bała się powiedzieć synowi.

Tak wyszło, iż razem z pokojem oddała Kingi swoje przywództwo w domu. Jakoś niezręcznie było jej wychodzić z małego pokoju. Całymi dniami tamAniela w końcu znalazła pustą buteleczkę po środkach nasennych ukrytą w szufladzie Kingi, ale zamiast się zemścić, cicho wyrzuciła ją do śmietnika i postanowiła żyć dalej, chroniąc syna przed gorzką prawdą.

Idź do oryginalnego materiału