WSTYD ZA MATKĘ
Urodziłam syna późno, bo dopiero w wieku czterdziestu lat. W szpitalu od razu przyklejono mi etykietkę: późnoródka. W tamtym czasie to mnie zabolało, ale teraz rozumiem – to właśnie w tym wieku prawdziwie pojmujesz, czym jest macierzyństwo. Nie jesteś już młodą dziewczyną, ale dojrzałą kobietą z doświadczeniem życiowym, wartościami, świadomością, kim jesteś i czego pragniesz. Artur stał się sensem mojego życia, z całą duszą poświęciłam się jego wychowaniu i, szczerze mówiąc, ani przez chwilę tego nie żałowałam.
Rósł jako spokojny, rozważny chłopiec. W przeciwieństwie do dzieci moich przyjaciółek, nie sprawiał scen, nie wymagał rzeczy niemożliwych. Wszyscy mówili: „Masz szczęście, iż masz złote dziecko”. I co mogło pójść nie tak?..
A potem przyszedł okres dojrzewania. W wieku czternastu lat Artur nagle się zmienił. Jakby przestałam go poznawać. Nieskończone pretensje, protesty, nagła agresja. Przyjaciółki pocieszały: „To przejściowy okres, wszystko się ułoży”. Cierpliwie czekałam. Ale było tylko gorzej.
Do szesnastu lat mój niegdyś kochający chłopiec stał się obcy. Przepadał na nocach, opuszczał szkołę, oceny spadły do zera. Płakałam nocami, nie wiedząc, jak go odzyskać, jak do niego dotrzeć. A nadchodziła jego matura – to wydarzenie, na które tak się przygotowywałam. Kupiłam sobie stonowaną, ale elegancką suknię. Patrząc w lustro, czułam: tak, wiek już nie młody, ale wciąż jestem piękna. Chciałam dumnie stanąć obok syna w tym ważnym dniu.
Ale kiedy Artur wrócił z próby poloneza i zobaczył mnie w tej sukni, zacisnął usta i… uśmiechnął się ironicznie.
— A ty, gdzie się tak wystroiłaś? Do pracy?
Zawstydziłam się:
— Jak to gdzie? Na twoją maturę, oczywiście.
— Mamo, wyglądasz jak staruszka w tym stroju. Nie kompromituj się. I mnie nie ośmieszaj. Lepiej w ogóle nie przychodź.
Na początku nie zrozumiałam, co powiedział. Potem usiadłam na kanapie. Świat wokół jakby zbladł. W głowie szumiało, w piersi – kamień bólu, żalu i złości. Wydusiłam:
— Wstydzisz się mnie?..
— Nie, tylko… no, wyglądasz zbyt… dojrzale. Wszystkie mamy będą młode, a ty…
— Starałam się dla ciebie! Urodziłam cię, gdy mogłam już tego nie robić — wybuchnęłam.
Odwrócił się, wzruszył ramionami i poszedł do swojego pokoju. A ja zostałam na kanapie. Łzy płynęły po policzkach, i nie wiedziałam, co robić. Wydawało się, iż wszystko, co zrobiłam dla niego przez te lata, nie miało sensu. Te nieprzespane noce, choroby, lęki, troska – nic nie znaczą, jeżeli jestem „wstydem” w jego oczach.
Matury odbyły się bez mojego udziału. Zostałam w domu, słuchając śpiewu świerszczy za oknem, i gładziłam sukienkę, którą nazwał „staruszkową”. Było mi gorzko. Ale choćby teraz, mimo wszystko, gdyby mój syn przyszedł do mnie z problemem, złamanym sercem, zranioną duszą – przytulę go znowu. Bo jestem jego matką. choćby jeżeli on się tego teraz wstydzi.