Zbyt długi czas czekała na miłość i została starą panną.

newskey24.com 2 tygodni temu

Dawno temu, w małym miasteczku pod Krakowem, żyła sobie Halina. Nieszczęśliwa w miłości, przekroczyła już trzydziestkę, a wciąż nie znalazła sobie męża. Choć nie była urodziwą, miała w sobie coś przyciągającego – pogodne spojrzenie i miękkie rysy twarzy, które niestety z wiekiem stały się nieco pełniejsze.

Pewnego dnia poznała Piotra. Nie od razu zorientowała się, iż jest żonaty, a gdy prawda wyszła na jaw, było już za późno – serce Haliny należało do niego. Wstydziła się tej sytuacji, ale nie potrafiła zerwać. Boiła się samotności bardziej niż potępienia.

Pewnego wieczora niespodziewanie odwiedził ją kuzyn, Szymon, który akurat przejeżdżał przez miasto w sprawach służbowych. Siedzieli w kuchni, wspominali dawne czasy, rozmawiali o życiu. Halina, wzruszona, wyznała mu całą prawdę o swoim związku, a choćby uroniła łzę.

W trakcie ich rozmowy przyszła sąsiadka, by pokazać Halinie nowe zakupy. Ta wyszła na kwadrans. Właśnie wtedy do drzwi zapukał Piotr. Szymon otworzył i od razu poznał w nim tego „żonatego uwodziciela”. Mężczyzna w dresie, z kanapką w ręce, zmierzył go wzrokiem.
„Haliny nie ma?” – wydukał Piotr.
„W łazience” – odparł Szymon i w następnej chwili chwycił go za kołnierz. „A ty kim jesteś? Ten żonaty bałwan, o którym mówiła? Słuchaj dobrze – jeżeli jeszcze raz cię tu zobaczę, zrzucę cię ze schodów, jasne?”

Piotr, blady jak ściana, uciekł w pośpiechu. Gdy Halina wróciła, Szymon opowiedział jej o wizycie.
„Co ty narobiłeś?!” – załamała się. „Już nigdy nie wróci…”
„I dobrze” – odparł stanowczo. „Mam dla ciebie lepszego kandydata. Wdowiec z naszej wsi. Od śmierci żony kobiety go osaczają, a on się przed wszystkimi broni. Po służbie wpadnę po ciebie, pojedziemy. Poznasz go.”
„Ależ Szymku, jakże tak od razu? Toż to wstyd!” – protestowała.
„Wstyd to cudzego męża uwodzić, a nie z uczciwym człowiekiem się spotkać.”

Kilka dni później Halina i Szymon dotarli do wsi. Żona Szymona, Kinga, przygotowała przyjęcie w ogrodzie. Wśród gości był też ów wdowiec – Jerzy. Halina zauważyła, iż jest cichy i zamyślony. „Biedak, pewnie wciąż rozpamiętuje stratę” – pomyślała ze współczuciem.

Minął tydzień. W sobotnie przedpołudnie do drzwi Haliny zapukał Jerzy z małą paczuszką.
„Przepraszam, Halino, przejeżdżałem akurat na targ…” – wydukał, wręczając jej bukiet polnych kwiatów.
Zaprosiła go na herbatę. Rozmawiali o byle czym, ale gdy Jerzy już wychodził, nagle się odwrócił.
„Muszę to powiedzieć… Cały tydzień myślałem tylko o tobie. Wziąłem adres od Szymona…”
Halina spuściła wzrok, a on dodał:
„Wiem, iż nie jestem ideałem. Mam ośmioletnią córkę, teraz jest u babci…”
„Dziecko to szczęście” – odparła cicho. „Zawsze marzyłam o córce…”

Wtedy Jerzy ośmielił się – pociągnął ją ku sobie i pocałował. W oczach Haliny zabłysły łzy, ale nie były to łzy smutku.
„Nie kradnę już niczyjego szczęścia…” – szepnęła.

Spotykali się co weekend, a po dwóch miesiącach wzięli ślub. Zamieszkali na wsi, Halina dostała pracę w przedszkolu. Rok później urodziła dziewczynkę. Obie córki – ta z pierwszego małżeństwa i ta nowa – były jednakowo kochane. A Jerzy i Halina z każdym rokiem wydawali się młodsi.

Przy rodzinnym stole Szymon lubił poklepywać siostrę po ramieniu:
„No, Halina, co? Dobrze ci się wiedzie, prawda? Słuchaj brata, nigdy cię nie zawiodę!”

Idź do oryginalnego materiału