Zbyt długo żyłam dla innych… Teraz czas wybrać siebie!

newsempire24.com 1 tydzień temu

Za długo żyłam dla innych Teraz chcę wybrać siebie.

Czasem człowiek budzi się w środku codzienności i nagle zdaje sobie sprawę, iż cudze głosy brzmiały w jego głowie głośniej niż jego własny. Tak właśnie stało się ze mną. Nazywam się Alicja, mam czterdzieści pięć lat, mieszkam w Lublinie, i jakkolwiek banalnie to brzmi, dopiero teraz zrozumiałam, iż prawie pół wieku żyłam według cudzych reguł. Nie swoich. A ból z tego ciężki, głuchy, nieustający.

Ostatnio spotkałam się ze swoją szkolną przyjaciółką Magdą. Nie widziałyśmy się prawie dziesięć lat, i to spotkanie stało się dla mnie impulsem, prawdziwym kopniakiem do przemyśleń. Długo rozmawiałyśmy o życiu, dzieciach, rozczarowaniach. I nagle usłyszałam samą siebie kobietę, która żyje nie tak, jak chce, ale tak, jak kazano. I która już tego nie akceptuje.

Wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Moi rodzice porządni, surowi, uparci zawsze wiedzieli lepiej, co dla mnie dobre. Decydowali o wszystkim: z kim się przyjaźnić, gdzie iść na studia, czym się zajmować, kogo słuchać. Marzyłam o prawie, ale mama i tata uznali, iż filologia będzie lepsza, i pewnego dnia, bez mojej wiedzy, złożyli papiery na odpowiedni wydział.

Poszłam. I krok za krokiem szłam cudzą ścieżką. Uczyłam się bez pasji, bez chęci. Zdawałam zaliczenia i egzaminy, nie rozumiejąc, po co mi to. Ale rodzice byli dumni. Byłam grzeczną córeczką z wyższym wykształceniem.

Pracę też za mnie znaleźli w zwyczajnej szkole jako nauczycielka języka polskiego. Trzęsłam się na myśl, iż całe życie będę tłumaczyć zasady interpunkcji dzieciom, które choćby nie patrzą mi w oczy. Ale poszłam. Bo zawsze szłam tam, gdzie kazano.

A potem pojawił się Krzysztof. Kolega ze szkoły. Nauczyciel WF-u. Oświadczył się, a ja zgodziłam się. Nie z miłości, tylko z pragnienia ucieczki spod rodzicielskiej kontroli. Widziałam w nim szansę na wolność. Ale jak bardzo się myliłam. Po prostu zamieniłam jedną klatkę na drugą.

Życie z Krzysztofem było ciężkie. Był ostry, despotyczny, nie znosił sprzeciwu. Dla niego byłam sprzątaczką, kucharką, kobietą na zawołanie. Wszystkie moje próby rozmowy o uczuciach, szacunku, wolności wyśmiewał. Znosiłam to. Bo nie wiedziałam, jak przestać. Bo od dzieciństwa byłam nauczona milcz, nie sprzeciwiaj się, dostosuj.

Moim jedynym światłem była córka. Była moim wybawieniem, oddechem. Dałam jej wszystko, czego sama nie miałam: troskę, wsparcie, wolność wyboru. Wychowywałam ją z myślą: tylko nie powtórz mojego życia. Kiedy była w piątej klasie, zaczęłam odkładać pieniądze, chowając je przed Krzysztofem, by w przyszłości dać jej szansę.

Po siódmej klasie wysłałam ją na naukę do Irlandii. To nie było łatwe. Dorabiałam, szyłam nocami, odmawiałam sobie wszystkiego, ale najważniejsze ona się uczyła, rozwijała, żyła. Teraz studiuje na jednej z uczelni w Dublinie. Jest silna, mądra, niezależna. I mówię jej: zostań tam, żyj tak, jak chcesz. Dla tego znosiłam wszystko.

Pomagała mi ciocia jedyna osoba, która naprawdę mnie rozumiała. Nie miała dzieci i stała się moim cichym aniołem stróżem.

A teraz teraz stoję przed lustrem i po raz pierwszy od czterdziestu pięciu lat pytam siebie: Czego CHCĘ JA? Nie moi rodzice. Nie mój mąż. Nie społeczeństwo. Ja.

I znam odpowiedź. Chcę wolności. Chcę żyć w spokoju, czytać ukochane książki, pracować tam, gdzie czuję się dobrze, a nie gdzie kazano. Chcę znów szyć gobeliny, jak za młodu. Chcę wynająć mieszkanie, odejść od Krzysztofa, zacząć od nowa. Nie chcę już być cieniem w cudzym życiu.

Teraz szukam pracy. Przeglądam ogłoszenia o wynajmie. Powoli, ale pewnie, buduję drogę do nowej siebie. Nie będę już ofiarą. Nie pozwolę więcej nikomu decydować, jak mam żyć. Może późno, ale wybieram siebie. A jeżeli ktoś spyta czy żałuję? Tak. Żałuję. Ale nie tego, iż chcę odejść. Tego, iż nie zrobiłam tego wcześniej.

Idź do oryginalnego materiału