Zdecydował zaniedbać rodzinę
Kiedyś na wsi było wesoło – młodzież chodziła na potańcówki, choćby do sąsiednich wiosek. Nie było internetu, więc bawili się, tańczyli, żartowali, a życie było zupełnie inne.
Kinga wyszła za mąż z miłości za Jacka z sąsiedniej wsi. Pewnego dnia przyjechał na swoim starym motocyklu na zabawę i, zobaczywszy Kingę, zakochał się od razu. Dziewczyna była delikatna i nieśmiała – widział to po jej płonących policzkach, gdy podchodził.
— Witek, ta Kinga z kimś się spotyka? — spytał Jacek znajomego chłopaka.
— Nie, ale podoba się wielu. A ty co, zakochany? — zaśmiał się Witek.
— Ładna dziewczyna — mruknął Jacek, spoglądając na Kingę, i postanowił nie przegapić okazji.
Miłość przyszła, sen odszedł
Muzyka grzmiała, a Jacek podszedł do Kingi, wziął ją za rękę i zaprosił do tańca. Cały wieczór nie odstępował jej, czuł, iż nie tylko on ją zauroczył, ale i ona jego.
Z klubu wyszli późno, księżyc świecił jasno.
— Kinga, mam motor, podwiozę cię — zaproponował. — A jeżeli się boisz, możemy pójść piechotą.
— Wolę iść.
Szli, trzymając się za ręce, pod księżycem, i nikt nie był szczęśliwszy od nich. Kinga zakochała się od pierwszego wejrzenia. Nigdy wcześniej nie chodziła z chłopakami, choć wiedziała, iż się podobała — ale jej serce było wolne.
Tego wieczoru Jacek odprowadził Kingę do domu, długo stali pod drzwiami, w końcu pożegnali się, a ona wbiegła do środka. Słyszała jeszcze, jak Jacek przejechał koło domu i odjechał do swojej wsi, pięć kilometrów dalej.
— Więc to jest miłość — myślała Kinga, układając się do snu.
Sen nie przychodził, serce waliło jak oszalałe. Jacek podobał jej się niezwykle — przystojny, wysportowany, ciemnowłosy, ale z niebieskimi oczami.
— Nigdy czegoś takiego nie czułam — rozmarzyła się. — choćby gdy w dziewiątej klasie podobał mi się Marek, ale to gwałtownie przeszło.
Czas mijał, Jacek często przyjeżdżał, aż pewnego dnia powiedział:
— Może cię wykradnę i się ożenimy?
— Po co? — zdziwiła się. — Przecież i tak się zgadzam.
— Więc czekaj na swatów! — roześmiał się Jacek, obejmując ją.
Życie małżeńskie i przeprowadzka do miasta
Wkrótce przyjechał z rodzicami prosić o jej rękę — na wozie z dzwoneczkami i kolorowymi wstążkami, zupełnie jak dawniej.
Jacek był przystojniakiem, więc Kinga zakochała się bez pamięci. Choć matka ostrzegała:
— Córko, zbyt ładnego chłopa wybrałaś. Tacy myślą tylko o sobie…
— Mamo, kochamy się, wszystko będzie dobrze.
— Daj Boże — westchnęła matka, patrząc na zięcia, który też nie spuszczał wzroku z Kingi.
Mieszkali na wsi u Jacka. Ale młodzi ciągnęli do miasta, więc po trzech latach i oni postanowili wyjechać. Mieli już małego synka.
— Jedźcie — namawiała teściowa. — Tymczasem zaopiekuję się Wicusiem. Już chodzi, będzie łatwiej. A co wy tu robicie? W mieście są fabryki, praca, urządzicie się. Potem go zabierzecie.
Wszędzie ludzie, młodzież, życie
Tak zdecydowali. W mieście życie było zupełnie inne. Ludzie, młodzież, praca dla wszystkich. Jacek gwałtownie dostał się do fabryki, Kinga do szwalni.
— Kinga, wyobraź sobie — dostałem pokój w hotelu robotniczym! Będziemy mieli swoje miejsce — cieszył się mąż.
— Naprawdę, Jacku? To cudownie! Przywieziemy Wicusia, niedługo skończy trzy lata, zapiszemy go do przedszkola. Tak za nim tęsknię…
— Ja też.
Czas płynął. Wicuś chodził już do przedszkola, rodzice pracowali.
— Jacku, chyba będziemy mieli drugie dziecko — oznajmiła Kinga.
— Cieszę się. Gdzie jeden, tam i drugi! — uśmiechnął się.
Drugiego syna, Leszka, przywieźli już do własnego mieszkania, które Jacek dostał od zakładu. Z czasem kupili meble. Kinga zajmowała się dziećmi, mąż pracował. Żona ufała mu bezgranicznie — a on to wykorzystywał. Nigdy się nie kłócili, Kinga była pochłonięta domem. Żyli spokojnie.
Starszy syn poszedł do szkoły, przybyło obowiązków. Jacek i Kinga zadomowili się w mieście, mieli już znajomych. W fabryce Jacka pracowało wiele kobiet. Początkowo tylko się przyglądał, ale one były śmiałe, rzucały komplementy, zapraszały „żartem” do siebie. niedługo zrozumiał, iż w każdym żarcie jest ziarno prawdy. Grażyna, magazynierka, pewnego dnia powiedziała z uśmiechem:
— Jacek, a gdybym cię zaprosiła na urodziny, przyszedłbyś? — spojrzała mu głęboko w oczy.
— Dlaczego nie? Jasne, powiedz tylko gdzie i kiedy.
Po tych urodzinach Jacek się rozpędził. Zdradził raz, potem drugi… Rozpuścił się. Spotykał się nie tylko z Grażyną, ale i z innymi. Gdy Kinga zapytała:
— Dlaczego tak późno wracasz? Wcześniej tak nie było… — gwałtownie znalazł wymówkę:
— Dużo pracy, jestem dobrym fachowcem, szef często każe zostawać.
Jeśli ktoś kocha, nie zdradzi
Kinga wierzyła naiwnie, aż pewnego dnia koleżanki z pracy otworzyły jej oczy.
— Kinga, nie widzisz? Twój mąż to kobieciarz. Spotyka się nie tylko u nas, ale i z dziewczynami z twojej szwalni.
— Jak to? jeżeli ktoś kocha, nie zdradza — odpowiedziała.
— Jak to? No jak! Jesteś naiwna.
Wieczorem rozmawiała z mężem. Była w szoku, gdy choćby nie próbował się tłumaczyć.
— Tak, zdarza mi się. Ale to twoja wina. Zawsze zajęta dziećmi. Nie poświęcasz mi czasu.
— A kiedy mam go poświęcać, skoro wracasz tylko przespać się? — odparła zraniona.
Nigdy nie zdecydowałaby się na rozwód
Po tej rozmowie zapanowała cisza. W końcu się pogodzili. Kinga więcej nie pytała, on też milczał. Dzieci dorosły, Wicuś skończył szkołę, Leszek był w liceum.
Rozwód
Pewnego dnia Jacek oznajmił:
— Kinga, odchodzę. Do młodszej. — I zaczął pakować rzeczy.
Nie była zaskoczona, choćby nie zabolałoKinga stała w milczeniu, patrząc, jak odchodzi, i poczuła ulgę – teraz wreszcie będzie wolna.