Zdradził nas, a teraz chce wrócić, ale ja takiego szczęścia nie potrzebuję.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Zdradził nas, a teraz chce wrócić, ale takiego szczęścia mi nie trzeba.

Poznałam Krzysztofa w mojej pierwszej pracy, w jednym z biur w Poznaniu. Właśnie skończyłam studia, byłam młoda, naiwna, zupełnie zielona. Krzysztof od razu wziął mnie pod swoje skrzydło: pomagał w obowiązkach, tłumaczył niuanse, wspierał. Byłam mu niezmiernie wdzięczna, a jego troskliwość topiła moje serce.

Wkrótce zaczął zabierać mnie na obiady, podwozić do domu. Starsze koleżanki szeptały: „Uważaj, Katarzyna, Krzysztof to prawdziwy podrywacz”. Ale machałam ręką. Wydawało mi się, iż po prostu zazdroszczą. Dla mnie był ideałem – dobry, troskliwy, najlepszy mężczyzna na świecie. Zakochałam się, a po jego spojrzeniach wnęsłam, iż i on nie był obojętny. Po roku Krzysztof oświadczył się. Nie zastanawiając się, powiedziałam „tak”. Pobraliśmy się i zamieszkaliśmy w moim mieszkaniu – prezent od rodziców jeszcze przed ślubem.

Początkowo wszystko było jak z bajki. Ale potem zaszłam w ciążę, poszłam na macierzyński. Potem – druga ciąża. Dwoje dzieci, nieprzespane noce, niekończące się obowiązki. Zmieniłam się: przytyłam, zamieniłam szpilki na kapcie, a kolorowe sukienki na wygodne piżamy. W domu i tak nikt mnie nie widzi. Krzysztof prawie w ogóle nie pomagał z dziećmi. Nie chciałam go obciążać – przecież pracuje, męczy się. Radziłam sobie sama, jak umiałam.

Zaczął zostawać po godzinach, wyjeżdżać w weekendy: raz służbowa podróż, raz „pilne sprawy”. Mówił, iż to wszystko dla nas, a ja wierzyłam. Wierzyłam, aż przyjaciółka nie powiedziała mi, iż widziała Krzysztofa w restauracji z młodą brunetką – jego nową koleżanką z pracy. Córka jakiegoś biznesmena, z luksusowym apartamentem w centrum i drogim samochodem. Krzysztof nie zaprzeczał. Przyznał, iż od pół roku mają romans, i odchodzi do niej. „Sama jesteś winna – rzucił. – Przestałaś być kobietą. Twoje życie to pieluchy, kaszki i plotki sąsiadek. A ona jest prawdziwa”.

Byłam złamana. „A to, iż jestem matką twoich dzieci? Że dźwigam na sobie dom, nie śpię, gdy chorują?” – krzyczałam. Ale go to nie ruszyło. Ona nie rodziła, nie „popsuła” figury, spała w maseczce na twarz, gdy ja kołysałam wózek. Krzysztof spakował rzeczy i wyszedł, zostawiając mnie z dwójką maluchów i złamanym sercem.

To była zdrada, która prawie mnie zniszczyła. Nie jadłam, nie spałam, nie chciałam żyć. Dzięki mojej mamie – zabrała dzieci, gdy ja zbierałam się w sobie. Zrozumiałam: dla synów muszę wstać. Krzysztof nie jest wart moich łez.

Minął czas. Zapisałam dzieci do przedszkola, znalazłam nową pracę – nie mogłam wrócić do starego biura, gdzie wszystko przypominało o nim. Schudłam, odzyskałam formę, zaczęłam żyć na nowo. I nagle, jak grom z jasnego nieba, pojawia się Krzysztof.

Przez cały ten czas ani razu nie zadzwonił, nie spytał o dzieci. Wysyłał marne alimenty – i tyle. Jego matka, Barbara, też nie paliła się do wnuków, od czasu do czasu dzwoniła, pytała. Moi rodzice byli moją jedyną podporą. Bez nich bym nie dała rady. I oto, gdy moje życie wreszcie się ułożyło, on się zjawił.

Postanowiłam: niech przychodzi do dzieci, w końcu to ich ojciec. Ale już przy pierwszej wizycie było widać, iż one go nie obchodzą. Wypytywał o mnie: czy nikogo nie poznałam, jak żyję. Potem zaczął się zalecać, włączył cały swój urok. Byłam w szoku. „Jeśli chcesz, przychodź do dzieci – odcięłam się. – Ale twojego »szczęścia« mi nie trzeba”. Skłamałam, iż mam mężczyznę i życie jest piękne. I jak myślicie? Krzysztof zniknął, jakby go nigdy nie było. Dzieci znowu stały się niepotrzebne.

Teraz dzwoni jego matka. Codziennie prawi mi kazania: „Opamiętał się, chciał uratować rodzinę, a ty wszystko zniszczyłaś, pozbawiłaś dzieci ojca!”. Dowiedziałam się prawdy: jego „miłość” wyrzuciła go, znalazła kogoś bogatszego. Nie ma gdzie iść. Barbara nie chce, żeby wrócił do niej – ma „swoje życie”. Więc postanowili „uratować rodzinę”, przypominając sobie o nas.

Ale nie jestem głupia. Takiego „szczęścia” nie chcę. Już raz weszłam na te grabie i nie zamierzam drugi raz. Moje dzieci zasługują na coś lepszego niż ojciec-zdrajca. Jak byście postąpili? Wybaczylibyście dla dobra dzieci? Czy też uważacie, iż lepiej bez takiego ojca, niż z nim?

Idź do oryginalnego materiału