Dziennik osobisty
Zdradził nas, a teraz chce wrócić, ale takie szczęście mi niepotrzebne.
Poznałam Krzysztofa na mojej pierwszej pracy, w jednym z biurowców w Poznaniu. Dopiero co skończyłam studia, byłam młoda, naiwna, zupełnie niedoświadczona. Krzysztof od razu wziął mnie pod swoje skrzydła: pomagał mi z zadaniami, tłumaczył niuanse, wspierał. Byłam mu ogromnie wdzięczna, a moje serce topniało od jego uwagi.
Wkrótce zaczął zapraszać mnie na obiady, podwozić do domu. Starsze koleżanki szeptały: „Uważaj, Kinga, Krzysztof to prawdziwy uwodziciel”. Ale ja machałam ręką. Wydawało mi się, iż po prostu zazdroszczą. Dla mnie był ideałem – dobry, troskliwy, najlepszy mężczyzna na świecie. Zakochałam się, a sądząc po jego spojrzeniach, on też nie był obojętny. Po roku Krzysztof oświadczył się. Nie zastanawiałam się ani chwili, powiedziałam „tak”. Wzięliśmy ślub i wprowadziliśmy się do mojego mieszkania – prezentu od rodziców jeszcze przed ślubem.
Na początku wszystko było jak z bajki. Ale potem zaszłam w ciążę, poszłam na macierzyński. Potem druga ciąża. Dwoje dzieci, nieprzespane noce, niekończące się obowiązki. Zmieniłam się: przytyłam, zamieniłam szpilki na kapcie, a kolorowe sukienki na wygodne piżamy. W domu i tak nikt mnie nie widzi. Krzysztof prawie nie pomagał z dziećmi. Nie chciałam go obciążać – w końca pracuje, męczy się. Radziłam sobie sama, jak umiałam.
Zaczął zostawać po godzinach, wyjeżdżać w weekendy: raz służbowa podróż, raz „pilne sprawy”. Mówił, iż wszystko dla nas, a ja wierzyłam. Wierzyłam, dopóki przyjaciółka nie powiedziała mi, iż widziała Krzysztofa w restauracji z młodą brunetką – jego nową koleżanką z pracy. Córką jakiegoś bogacza, z luksusowym mieszkaniem w centrum i drogim samochodem. Krzysztof nie zaprzeczył. Przyznał, iż romans trwa od pół roku i odchodzi do niej. „Sama jesteś winna – rzucił. – Przestałaś być kobietą. Dla ciebie liczą się tylko pieluchy, kaszki i plotki sąsiadek. A ona jest prawdziwa.”
Byłam złamana. „A to, iż jestem matką twoich dzieci? Że dźwigam na sobie dom, nie śpię po nocach, gdy chorują?” – krzyczałam. Ale to go nie poruszało. Ona nie rodziła, nie „popsuła” figury, spała w maseczce na twarz, gdy ja bujałam wózkiem. Krzysztof spakował swoje rzeczy i wyszedł, zostawiając mnie z dwójką maluchów i złamanym sercem.
To była zdrada, która o mało mnie nie zabiła. Nie jadłam,