Zdradził nas, a teraz chce wrócić, ale takiego szczęścia mi nie trzeba.

newsempire24.com 3 tygodni temu

Dzisiaj znów o nim myślałam. O Krzysztofie. Poznałam go w mojej pierwszej pracy, w jednym z biur w Poznaniu. Byłam świeżo po studiach, młoda, naiwna jak dziecko. On od razu wziął mnie pod swoje skrzydła — tłumaczył zadania, podpowiadał, wspierał. Byłam mu wdzięczna, a jego opiekuńczość rozmarzała mi serce.

Z czasem zaczął zapraszać mnie na obiady, podwozić do domu. Starsze koleżanki szeptały: „Uważaj, Kinga, Krzysztof to prawdziwy bałamut”. Ale ja nie słuchałam. Dla mnie był idealny — czuły, troskliwy, jedyny taki. Zakochałam się, a jego spojrzenia mówiły, iż on też. Rok później oświadczył się. Bez wahania powiedziałam „tak”. Pobraliśmy się i wprowadzili do mojego mieszkania — prezentu od rodziców jeszcze przed ślubem.

Początkowo życie było jak z bajki. Potem zaszłam w ciążę, wzięłam urlop macierzyński. Następnie druga ciąża. Dwoje dzieci, nieprzespane noce, ciągłe obowiązki. Zmieniłam się — przytyłam, zamieniłam szpilki na kapcie, a modne sukienki na wygodne piżamy. W domu i tak nikt mnie nie widzi. Krzysztof prawie nie pomagał. Nie chciałam go obciążać — przecież pracuje, jest zmęczony. Radziłam sobie sama, jak umiałam.

On zaczął zostawać po godzinach, wyjeżdżać w weekendy: raz służbowa podróż, raz „pilne sprawy”. Mówił, iż to wszystko dla nas, a ja wierzyłam. Wierzyłam, dopóki przyjaciółka nie powiedziała, iż widziała go w restauracji z młodą brunetką — jego nową koleżanką z pracy. Córka jakiegoś biznesmena, z luksusowym mieszkaniem w centrum i drogim samochodem. Krzysztof choćby się nie wypierał. Przyznał, iż romans trwa od pół roku i odchodzi do niej. „Sama jesteś sobie winna — rzucił. — Przestałaś być kobietą. Twoje życie to pieluchy, kaszki i plotki sąsiadek. A ona jest prawdziwa”.

Byłam złamana. „A to, iż jestem matką twoich dzieci? Że dźwigam cały dom, nie śpię, gdy są chore?” — krzyczałam. Nic go to nie obchodziło. Ona nie rodziła, nie „popsuła” figury, spała w maseczce, gdy ja bujałam wózkiem. Krzysztof spakował swoje rzeczy i wyszedł, zostawiając mnie z dwójką maluchów i złamanym sercem.

To była zdrada, która o mało mnie nie zabiła. Nie jadłam, nie spałam, nie chciało mi się żyć. Dzięki mojej mamie, która zabrała dzieci, gdy ja starałam się zebrać do kupy. Zrozumiałam: dla synów muszę się podnieść. Krzysztof nie jest wart moich łez.

Minął czas. Zapisałam dzieci do przedszkola, znalazłam nową pracę — nie mogłam wrócić tam, gdzie wszystko mi go przypominało. Schudłam, odzyskałam figurę, zaczęłam żyć od nowa. Aż tu nagle, jak grom z jasnego nieba, pojawia się Krzysztof.

Przez cały ten czas choćby nie zadzwonił, nie zapytał o dzieci. Wysyłał groszowe alimenty — i tyle. Jego matka, Danuta, też nie paliła się do wnuków, od czasu do czasu dzwoniła, pytała. Moi rodzice byli moim jedynym wsparciem. Bez nich bym nie dała rady. I właśnie, gdy życie wreszcie się ułożyło, on się zjawia.

Postanowiłam: niech przychodzi do dzieci, w końcu to ich ojciec. Ale już przy pierwszej wizycie było widać, iż nie interesują go synowie. Dopytywał się o mnie: czy z nikim nie jestem, jak sobie radzę. Potem zaczął się zalecać, włączył cały swój urok. Byłam w szoku. „Jeśli chcesz, przychodź do dzieci — powiedziałam stanowczo. — Ale twoje „szczęście” mi niepotrzebne”. Skłamałam, iż mam już kogoś i wszystko układa się świetnie. I wiecie co? Krzysztof zniknął, jakby go nigdy nie było. Znów przestały mu przeszkadzać własne dzieci.

Teraz dzwoni jego matka. Codziennie prawi mi kazania: „Opamiętał się, chciał naprawić rodzinę, a ty wszystko zniszczyłaś, odbierając dzieciom ojca!”. Dowiedziałam się prawdy: jego „miłość” wyrzuciła go, znalazłszy kogoś bogatszego. Nie ma gdzie iść. Danuta nie chce, by wrócił do niej — ma „własne życie”. Więc postanowili „uratować rodzinę”, przypomniawszy sobie o nas.

Ale ja nie jestem głupia. Takiego „szczęścia” nie potrzebuję. Już raz nastąpiłam na te grabie i nie zrobię tego drugi raz. Moje dzieci zasługują na więcej niż ojciec-zdrajca. Co wy byście zrobili? Wybaczyli dla dobra dzieci? Czy też uważacie, iż lepiej bez takiego ojca niż z nim?

Idź do oryginalnego materiału