Zdrajca chce wrócić, ale na takie szczęście nie czekam.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Zdarzył się ten dramat w moim życiu, a głównym bohaterem był niejaki Aleksander. Poznaliśmy się w biurze w Poznaniu, gdy właśnie skończyłam studia i byłam młodą, naiwną duszą, która myślała, iż świat to cukierkowa kraina. Aleksander od razu wziął mnie pod swoje skrzydła – tłumaczył zadania, wyjaśniał niuanse pracy, a ja topniałam jak lód w lecie. Był moim bohaterem w garniturze.

Wkrótce zaczęły się wspólne obiady i podwożenie do domu. Starsze koleżanki szeptały: „Uważaj, Kinga, to prawdziwy kobieciarz”. Ale ja? Ja machałam ręką. Przecież on był ideałem – czuły, opiekuńczy, jedyny taki na świecie. Zakochałam się po uszy, a on… no cóż, patrzył podobnie. Rok później oświadczył się, a ja, nie zastanawiając się ani chwili, krzyknęłam „tak!”. Pobraliśmy się i wprowadzili do mojego mieszkania, które dostałam od rodziców jeszcze przed ślubem.

Pierwsze miesiące? Bajka. Ale potem zaszłam w ciążę, przeszłam na macierzyński, a za chwilę – druga ciąża. Dwoje dzieci, nieprzespane noce, wieczny bałagan. Zmieniłam się – przytyłam, zamieniłam szpilki na kapcie, a sukienki na wygodne dresy. W domu przecież nikt nie widzi, prawda? Aleksander nie za bardzo pomagał. Nie chciałam go obciążać – pracuje, męczy się. Dawałam radę sama.

A on? Zaczął zostawać po godzinach, wyjeżdżać w weekendy – niby służbowo, niby „pilne sprawy”. Mówił, iż wszystko dla nas, a ja wierzyłam. Wierzyłam, aż koleżanka nie wpadła na niego w restauracji z młodą brunetką – nową współpracownicą. Córka jakiegoś biznesmena, z apartamentem w centrum Warszawy i luksusowym autem. Aleksander choćby się nie zapierał. Przyznał, iż romans trwa od pół roku i odchodzi do niej. „To twoja wina – rzucił. – Przestałaś być kobietą. Twoje życie to pieluchy, kaszki i plotki sąsiadek. A ona? Ona jest prawdziwa”.

Czułam się, jakby ktoś wyłączył mi światło. „A to, iż jestem matką twoich dzieci? Że targam ten dom na plecach, nie śpię, gdy są chore?” – wrzeszczałam. Ale go to nie ruszało. Ona nie rodziła, nie „popsuła” figury, spała w masce, gdy ja bujałam wózkiem. Aleksander spakował manatki i wyszedł, zostawiając mnie z dwójką maluchów i sercem w kawałkach.

To była zdrada, która prawie mnie zniszczyła. Nie jadłam, nie spałam, nie chciałam żyć. Dzięki mojej mamie, która zabrała dzieci, gdy ja zbierałam się do kupy. Zrozumiałam – dla synów muszę wstać. Aleksander nie wart jest moich łez.

Minął czas. Dzieci poszły do przedszkola, znalazłam nową pracę – wracać do starego biura, gdzie wszystko przypominało o nim, nie miałam siły. Schudłam, odzyskałam formę, zaczęłam żyć od nowa. I nagle, jak grom z jasnego nieba, pojawił się Aleksander.

Przez cały ten czas ani razu nie zadzwonił, nie zapytał o dzieci. Wysyłał śmieszne groszowe alimenty – i tyle. Jego matka, Barbara, też nie paliła się do wnuków, od czasu do czasu dzwoniąc z „przykrym obowiązkiem”. Bez rodziców nie dałabym rady. A teraz, gdy w końcu odnalazłam równowagę, on się zjawił.

Postanowiłam – niech przychodzi do dzieci, to ich ojciec. Ale już przy pierwszej wizycie było jasne, iż dzieci go nie obchodzą. Pytał o mnie: czy z kimś jestem, jak mi się wiedzie. Potem zaczął się przymilać, włączył cały swój urok. Byłam w szoku. „Jeśli chcesz, przychodź do dzieci – odcięłam się. – Ale twoje „szczęście” mi niepotrzebne”. Skłamałam, iż mam kogoś i życie mi się układa. I co myślicie? Aleksander zniknął, jakby go nigdy nie było. Dzieci znowu stały się nieważne.

Teraz dzwoni jego matka. Codziennie prawi mi kazania: „Opuściłaś go, gdy się opamiętał! Pozbawiłaś dzieci ojca!”. Dotarło do mnie, iż jego „miłość” wyrzuciła go, znalazłszy kogoś z grubszym portfelem. Nie ma gdzie iść. Barbara nie chce go z powrotem – ma „swoje życie”. Więc postanowili „uratować rodzinę”, nagle o nas pamiętając.

Ale ja nie jestem głupia. Takiego „szczęścia” nie chcę. Raz już nadepnęłam na te grabie i nie zamierzam drugi raz. Moje dzieci zasługują na więcej niż ojciec-zdrajca. A wy? Wybaczyłabyście dla dobra dzieci? Czy też uważacie, iż lepiej bez takiego ojca niż z nim?

Idź do oryginalnego materiału