Mamo, proszę, tylko na kilka dni. Nie wiem, co zrobić. Tomek choruje, muszę iść do pracy, przedszkole zamknięte. Naprawdę tylko na chwilę mój głos drży od zmęczenia i desperacji.
Zgadzam się od razu. Jak mogłabym odmówić? To mój wnuk. Czteroletni Kubuś, pełen energii i uśmiechu. Myślę: to tylko kilka dni, może tydzień dam radę.
Tydzień mija, potem kolejny. Córka, Jagoda, przestaje mówić na chwilę i zaczyna twierdzić jeszcze trochę. W tym czasie Tomek trafia do szpitala, wraca do domu, ale jest zbyt słaby, by zajmować się dzieckiem.
Jagoda bierze nadgodziny, siedzi do późna w biurze, nie odbiera telefonów. Z każdym dniem czuję, iż to nie przysługa, a nowy etap mojego życia, o który nikt nie pyta.
Kubuś jest małym skarbem, ale opieka nad nim to pełnoetatowa praca. Budzi mnie w nocy, bo widzi potwora w snach. Przygotowuję śniadanie dokładnie trzy truskawki i żadnego zielonego. Biegam po parku, czytam bajki, bawimy się w dinozaury, a on zadaje tysiąc pytań. Mam 63 lata, kolana bolą, plecy sztywne, a sen od tygodni nie dochodzi.
Babciu, jesteś najlepsza na świecie szepcze mi do ucha, kiedy zasypia. Czuję, iż wreszcie jestem potrzebna, nie tylko starsza pani z emeryturą i pustym mieszkaniem.
Jagoda coraz rzadziej pyta, czy daję sobie radę; coraz częściej po prostu zakłada, iż tak. Mamo, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła mówiona przez telefon, pełna ulgi, nie wdzięczności.
Pewnego dnia pytam: Kiedy go odbierzesz? Milczy, po czym odpowiada: Teraz z Tomkiem jest ciężko, ma rehabilitację, ja pracuję podwójne zmiany Nie teraz, dobrze?
Rozumiem wtedy, iż kilka dni przestało istnieć. Nie ma już planu powrotu do spokojnego życia, a ja staję się po prostu rozwiązaniem problemu.
Wewnątrz budzi się gniew i żal. Całe życie byłam tą, która zawsze pomaga, nigdy nie narzeka, wszystko przyjmuje na siebie. Dla córki zrobiłabym wszystko i tak właśnie zrobiłam. Czy ona to widzi?
Zaczynam mówić nie. Najpierw małymi krokami: dziś nie wychodzimy, bo jestem zmęczona; wieczorem mam spotkanie z koleżanką, Kubuś pójdzie spać sam. Potem mówię wprost: Potrzebuję, żebyś przejęła część obowiązków. On jest twoim dzieckiem.
To nie jest łatwe. Płaczą łzy, padają zarzuty, iż jestem egoistką, iż ona nie daje rady, iż kiedyś miałam łatwiej. Ale wiem, iż jeżeli nie postawię granic, zostanę z tym dzieckiem na miesiące, może lata. Mam też swoje marzenia, choć nie są już młode, prawo do odpoczynku i do bycia babcią, a nie zastępczą matką.
Dziś Kubuś spędza ze mną weekendy. Gramy w karty, pieczemy babeczki, oglądamy bajki. Wieczorami układamy puzzle albo budujemy z klocków miasto, które on nazywa imieniem naszego dawnego psa. Przytula się i mówi: Babciu, jesteś najukochańsza. W tych chwilach czuję, iż moje serce jest pełne, iż naprawdę jestem mu potrzebna na moich warunkach.
W niedzielny wieczór Jagoda odbiera go z uśmiechem, czasem zmęczonym, ale już bez presji. Nauczyła się, iż nie jestem jej obowiązkiem ani darmową pomocą na każde zawołanie. Zrozumiała, iż choć jestem matką i babcią, jestem też człowiekiem z potrzebami i granicami.
W tym miesiącu nauczyłam się, iż miłość to nie tylko dawanie, ale też umiejętność powiedzenia dość. jeżeli nie postawimy granicy, nikt jej za nas nie postawi.
Jeśli nie powiemy, iż jesteśmy zmęczone, iż potrzebujemy wsparcia, odpoczynku, przestrzeni, wszyscy będą brać od nas coraz więcej, aż zostanie puste miejsce, w którym kiedyś była nasza tożsamość.
Nie jestem zła na Jagodę. Wiem, iż było jej trudno, iż nie miała złych zamiarów. Rozumiałam jednak całe życie, iż mama zawsze da radę, nie może być słaba. Teraz, po latach, uczymy się nowych, dorosłych relacji, opartych na wzajemnym szacunku, nie na poświęceniu.
Wieczorem, zamykając za Kubusiem drzwi, siadam w fotelu z herbatą i słucham ciszy. Już nie boli, nie przytłacza. To moja cisza, moje życie. Inne niż kiedyś, może trochę samotniejsze, ale bardziej świadome, dojrzałe i moje.
Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Może znów będę pomagać, może życie postawi mnie pod ścianą. Jedno jest pewne: już nigdy nie pozwolę, by ktoś decydował, kim mam być. Babcią? Tak. Kochającą, obecną, ważną. Ale nie zamiast siebie. Tylko razem ze sobą.













