Zjawiskowa córka, która przyszła na świat w nietypowym czasie.

newsempire24.com 2 dni temu

Córka Heleny była piękna. Choć przyszła na świat z trudem i późno, gdy Helenka miała już prawie czterdzieści lat. Wcześniej owdowiała i została sama, bo z mężem nie doczekali się potomstwa.

Pewnego dnia wyjechała do kuzynki do miasta, spędziła u niej dwa tygodnie, a po powrocie, po dziewięciu miesiącach, urodziła córeczkę – Ludmiłę.

Sąsiadki na wsi szeptały, oczywiście, ale Helena nikomu nie zdradziła, kim jest ojciec dziecka i dlaczego ich nie odwiedza.

Nawet najbliższa przyjaciółka i sąsiadka nie wydobyła z niej tej tajemnicy. Tymczasem Ludka rosła, wzbudzając zazdrość – śliczna dziewczynka, jasnooka, krzepka.

A Helenka drżała nad nią! Ubierała, uczyła rozumu, przyuczała do pomagania w domu. Ludka wyrosła na wysoką, zgrabną, uprzejmą dziewczynę. Po szkole ukończyła kursy w powiecie i wróciła do rodzinnej wsi jako księgowa w drobiarni.

I od razu poznała Wiesława. Był nowym mieszkańcem wsi, niedawno przyjechał jako agronom. Wykształcony, nie to, co miejscowi chłopi. Bardzo się spodobali sobie nawzajem. Wiesław wyznał miłość po miesiącu i niedługo ożenił się z Ludką. Ona miała dwadzieścia jeden lat, on dwadzieścia pięć. Wesele wyprawili na całą wieś.

Ale po ślubie zaczął znikać – na dzień, dwa, potem znów się zjawiał. Pewnego letniego wieczoru siedzieli razem w altanie, pijąc herbatę, gdy nagle pod dom podjechało auto, a z niego wysiadła kobieta z chłopcem.

„No to przyjmuj, tato, na wakacje”. Okazało się, iż to jego pierwsza żona, o której Ludce choćby nie wspomniał. I to do syna jeździł regularnie. Ludka nie wybaczyła oszustwa, spakowała swoje rzeczy i wróciła do matki.

Ileż łez wylała Helena! A córka wyrzucała jej: nie można tak po prostu odejść od męża.

„No i co, iż miał wcześniej rodzinę? Teraz kocha ciebie. Przyjmij chłopca, to tylko na wakacje”.

Ale Ludka się nie zgodziła i rozstała się z Wiesławem. Młoda i uparta. Spakowała się i wyjechała do miasta szukać szczęścia. Do matki przyjeżdżała często, ale nie miała czym się pochwalić – ani poważnej pracy, ani własnego mieszkania, ani męża.

A gdy skończyła dwadzieścia osiem lat, matka podupadła na zdrowiu, zmarniała. Ludka wszystko porzuciła i wróciła do niej. Wiesław już się ożenił, miał dwoje dzieci, a jego nowa żona bała się, iż Ludka zacznie mu się narzucać.

Ale Ludka na nikogo nie zwracała uwagi. Nie wychodziła choćby z podwórka. Całą siebie poświęciła matce, opiekowała się nią, jak tylko mogła.

Dwa długie lata dźwigała ten ciężar, choć lekarze dawali Helenie nie więcej niż rok. W końcu odeszła…

Ludka już nie wróciła do miasta – nie znalazła tam swojego miejsca w tym gorączkowym życiu. A żona Wiesława wciąż się niepokoiła. Sam stał się ponury, surowszy. Na stypie po Helenie pomagał jako pierwszy. Ludka była wdzięczna, ale nie okazywała mu żadnej uwagi.

A piękna była, jak dawniej. Nikt by jej nie dał trzydziestki! Młoda kobieta. A Wiesław miał już siwe skronie.

I wtedy zdarzyło się coś niespodziewanego. Cała wieś znowu zaczęła gadać! Syn Państwa Nowaków, Artur, wrócił z wojska. Dwudziestoletni przystojniak, wysoki jak topola, z szerokimi ramionami i umięśnionymi nogami.

Dziewczyny ze wsi od razu się zakochały, czekając tylko, na którą zwróci uwagę. Ale Artur na razie nikogo nie zauważał. Aż pewnego dnia poszedł nad rzekę i zobaczył Ludkę, pływającą w promieniach słońca, z włosami kołyszącymi się na wodzie jak u syreny.

Chłopak ujrzał tę urodę – i serce mu zabiło! Czekał na brzegu, aż wyjdzie z wody. W końcu sam wskoczył i wyniósł ją na rękach.

Ona się śmiała, wyrywała, ale on nie puszczał. Zakochał się od pierwszego wejrzenia. Tak bardzo, iż od razu zaproponował małżeństwo. Minęły ledwie dwa tygodnie od ich pierwszego spotkania.

Ojciec się wściekał, matka płakała:

„Co ty wyrabiasz! To kobieta była zamężna, mieszkała w mieście! A ty chłopiec jesteś, co ty jej możesz dać? Oprzytomnij!”

Na wsi zawrzało. Ludka widziała krzywe spojrzenia. Ale co jej to? Z Arturem spędziła dwa wieczory nad rzeką, do zachodu słońca. A jeżeli pokochał – czy można rozkazać sercu?

Przyszli do niej rodzice Artura, błagając, by zostawiła ich syna w spokoju. Nie jest dla niego odpowiednia. Spakowała się i znów wyjechała do miasta.

…Minęło siedem lat.

Życie w mieście też nie było łaskawe dla biednej Ludki. Pracowała w sklepie, wynajmowała pokój. W końcu poznała porządnego mężczyznę, wyszła za niego, urodziła syna.

Mąż okazał się dobrym człowiekiem, żyli w dużej, jasnej kawalerce. Wychowywali chłopca. Mąż często mówił, iż trzeba pojechać na wieś i zająć się domem.

Ale Ludkę tam nic nie ciągnęło. choćby gdy jechała na cmentarz do matki, omijała wieś.

Złe wspomnienia wracały – strata matki, plotki sąsiadów. Dom jednak trzeba było odwiedzić. Ile lat stał zamknięty? Zbierali się, ale mąż Ludki zachorował…

Została wdową w pięćdziesiątym roku życia. Ból był ogromny, syn miał piętnaście lat, jeszcze tyle przed nim. A dom na wsi nie dawał spokoju. Najlepiej sprzedać, może któryś z miejscowych kupi.

Latem przyjechali z synem do wsi – poprawić krzyż na grobie matki, posprzątać i pokazać się ludziom.

Ludka piękna, w czarnej sukni z białymi koralami, w kapeluszu. Obok wysoki syn. Idą drogą do domu, a ludzie wyglądają zza płotów. Wita się ze wszystkimi, choć nie wszystkich rozpoznaje.

Dom przez te lata oczywiście podupadł – okiennice przekrzywione, ganek nie najlepszy. Ale w sumie jeszcze solidny.

Przyszli sąsiedzi, pytali, opowiadali. Ludka dzieliła się swoją miejską historią. Wieść rozeszła się po wsi lotem błyskawicy.

A późnym wieczorem – pukanie do drzOtworzyła drzwi i znów stanął przed nią Artur, tym razem z biletami dla nich wszystkich, by wspólnie zaczęli nowe życie gdzie indziej, bo przecież drugiej szansy nie można zmarnować.

Idź do oryginalnego materiału