«Kasia, między nami koniec! – rzucił chłodno Bartosz. – Chcę prawdziwą rodzinę, dzieci. Ty nie możesz mi tego dać. Wnoszę o rozwód! Masz trzy dni na spakowanie się. Jak wyjedziesz – zadzwoń. Będę mieszkał u matki, dopóki nie przygotuję mieszkania dla dziecka i jego matki. Tak, nie zdziw się, moja nowa kobieta jest w ciąży! Trzy dni, Kasia!»
Kasia milczała, czując, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Co mogła odpowiedzieć? Pięć lat próbowali mieć dziecko, ale trzy ciąże zakończyły się tragedią. Lekarze zapewniali, iż jest zdrowa, ale za każdym razem coś poszło nie tak. Kasia prowadziła zdrowy tryb życia, a w czasie ciąży dbała o siebie jeszcze bardziej. Ostatnim razem zrobiło jej się słabo w pracy, karetka nie zdążyła…
Drzwi zatrzasnęły się za Bartoszem, a Kasia, wyczerpana, osunęła się na kanapę. Nie miała siły zbierać rzeczy. Gdzie ma iść? Przed ślubem mieszkała u ciotki, ale ta już nie żyła, a mieszkanie sprzedał jej syn. Wrócić do wsi Brzozowo, do domu babci? Wynająć coś? A praca? Pytania kłębiły się w głowie, ale czasu w rozmyślania nie było.
Rano drzwi się otworzyły, a do mieszkania weszła teściowa, Halina.
„Nie śpisz? Słusznie – powiedziała sucho. – Przyszłam dopilnować, żebyś nie zabrała niczego ponad miarę.”
„Nie zamierzam brać starych skarpet twojego syna – warknęła Kasia. – Moje rzeczy też będziemy liczyć?”
„Jaka z ciebie zuchwała! A byłaś taka miła, cicha. Już po pierwszym razie mówiłam Bartoszowi, iż nie dasz rady urodzić.”
„Po to przyszłaś? To milcz i patrz.”
„Dokąd niosesz ten serwis? – poderwała się teściowa.”
„Należy do mnie, od cioci, pamiątka po niej.”
„Bez niego będzie tu pusto!”
„To nie moja sprawa. Ale przynajmniej będziesz miała wnuka.”
„Bierz tylko swoje!”
„Laptop mój, ekspres i mikrofala – prezenty od współpracowników. Samochód kupiony przed ślubem. Twój syn ma swój.”
„Masz wszystko, a dzieci urodzić nie potrafisz!”
„To nie twoja sprawa. Widocznie taka była wola Boża.”
„Nie żałujesz, co? Może specjalnie to wszystko robiłaś?”
„Gadasz głupstwa. choćby myśleć o tym boli.”
Kasia rozejrzała się po mieszkaniu – jej rzeczy już tu nie było. Szczotka, kosmetyki, kapcie… Coś ważnego zapomniała. Teściowa przeszkadzała się skupić. Przypomniała sobie – figurka kota, pamiątka po babci. W środku była skrytka z kolczykami i pierścionkiem – kilka warte, ale cenne dla serca. Bartosz uważał to za śmieć. Czyżby wyrzucił? Kasia otworzyła balkon.
„Co tam robisz? – odezwała się teściowa. – Pakuj się i wynoś!”
Kot się znalazł, wszystko na miejscu. Teraz można jechać.
„Oto klucze, żegnajcie. Mam nadzieję, iż się więcej nie zobaczymy.”
Kasia wstąpiła do biura. Była na zwolnieniu, ale poprosiła o urlop.
„Wszyscy ci współczujemy – powiedział szef. – Ale bez ciebie ciężko. Trzy tygodnie wystarczą? Bądź w kontakcie, połowa projektów stoi.”
„Dobrze, to mnie oderwie. Dziękuję.”
„Potrzebujesz pomocy?”
„Nie.”
„Załatwię zaległe wypłaty i premię.”
„Dzięki, przy okazji.”
Kasia nie szukała mieszkania – pojechała do Brzozowa. Dom babci stał pusty od jej śmierci trzy lata temu. Matki Kasia nie znała – ta zmarła przy porodzie. Teraz i sama Kasia nie mogła zostać matką…
Godzina drogi – i była pod domem. Stary klon, zarośnięte rumianki. Ostatni raz byli tu z Bartoszem jesienią, grillowali. Kasia wjechała na podwórko, klucz od szopy był w domu. Otworzyła drzwi i zastygła. Cisza. Na stole – brudne kubki, talerze. Przecież sprzątała ostatnim razem! Ktoś tu był.
Dwa kubki, puste kartony po soku, butelki ulubionego szampana Bartosza. Nie od jesieni. Więc przyjeżdżał. Z kim?
„Nieważne” – machnęła ręką Kasia. Trzeba zmienić zamki. Nowy początek, sprzątanie, gorąca kąpiel. Postanowiła zmyć przeszłość.
Nagle stukanie w drzwi, potem w okno.
„Kto tam?”
„Wszystko w porządku?”
„Tak… – zdziwiła się.”
Kasia wyszła. Pod domem stał nieznajomy.
„Przepraszam, chyba przestraszyłem – powiedział. – Jestem sąsiad, cały dzień widziałem, jak się krzątałaś. Potem zniknęłaś, a z komina dym. Pomyślałem, czy wszystko gra.”
„Dzięki, wszystko w porządku.”
„Jesteś krewną Bartosza? Był tu niedawno z kobietą… Siostra?”
„Nie, prawie była żona. Rozwód w toku.”
„A dom twój?”
„Mój.”
„Ja tymczasowy sąsiad, mieszkam u kolegi. Też rozwód, jutro wolny. Jak coś, dzwoń. Jestem Marek.”
„Ja Kasia. Czekaj, możesz wymienić zamek?”
„Tak. Powiedz kiedy.”
„Jak najszybciej. Jutro kupię.”
„Pozwól, iż sprawdzę i kupię, bo wybierzesz nie ten. Jadę do miasta.”
„Dobrze.”
Minęły dwa tygodnie. Został tydzień urlopu, ale Kasia nie chciała wracać do miasta. Bartosz milczał, tylko podał datę rozwodu. To było lepsze – nie mogła go widzieć.
W sobotę Marek zaprosił ją nad rzekę. Nowych związków Kasia nie planowała, ale spacer wydawał się nieszkodliwy. Dobrze się bawili i wrócili przed obiadem. Pod domem stał samochód Bartosza. Właśnie podjechał. Drzwi się otworzyły, Bartosz wysiadł, pomógł wysiąść ciężarnej kobiecie.
Kasia i Marek podeszli do furtki. Bartosz grzebał przy zamku, ale ten nie ustępował.
„Co to ma być? – oburzył się.”
„A co my tu robimy? – głośno spytała Kasia. – Włamujemy się do cudzego domu?”
Bartosz zbladł.
„To nasz dom! – zapiszczała jego towarzyszka.”
„Naprawdę? A kto to powiedział? Bartosz? To mój dom, wynoście się.”
„Bartek, co ona plecie? Kto to? Twoja była? Wyrzuć ją! – wrzeszczała kobieta.”
Kasia i Marek wybuchnęli śmiechem. Bartosz bez słowa wsadził towarzyszkę do auta i odjechał.
„Będzie miał zabawne życie – zauważył Marek.”
„Ale ona urodzi mu dziecko. Ja nie dałam rady. Trzy razy. Przepraszam.”
„A my z żoną rozstaliśmy się, bo nie chciała dzieci…”
Minęły cztery lata. Kasia przypadPrzypadkiem spotkała Halinę na targu, a gdy ta zobaczyła Kasię – uśmiechniętą, trzymającą za rękę córeczkę i z kolejnym dzieckiem w drodze – westchnęła cicho, widząc, jak los wynagrodził jej cierpienia.